Błękitni Stargard po ośmiu latach spadają z II ligi


Kiedyś byli rewelacją Pucharu Polski, teraz opuszczają szczebel centralny

17 czerwca 2021 Błękitni Stargard po ośmiu latach spadają z II ligi
Szymon Górski / PressFocus

Sześć lat temu Błękitni Stargard byli na ustach kibiców w całej Polsce, kiedy jako drugoligowcy dotarli do półfinału Pucharu Polski. Ostatecznie przegrali w rewanżu, ale finał obejrzeli z trybun Stadionu Narodowego na specjalne zaproszenie prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. Ten sukces nie pociągnął za sobą kolejnych i klub od kilku lat balansował na krawędzi. W tym sezonie Błękitni Stargard nie zdołali wydostać się ze strefy spadkowej i po ośmiu latach opuszczają szczebel centralny. Tym samym w nowym sezonie województwo zachodniopomorskie w ogólnopolskich ligowych rozgrywkach znów będzie reprezentowała tylko Pogoń Szczecin.  


Udostępnij na Udostępnij na

Udane początki

Błękitni Stargard na szczebel centralny awansowali w 2013 roku, kiedy wygrali rozgrywki trzeciej ligi, wyprzedzając o siedem punktów drugą w tabeli Kotwicę Kołobrzeg. Zespół do awansu poprowadzili miejscowi napastnicy, Michał Magnuski i Robert Gajda, którzy wspólnie w całym sezonie zdobyli 29 bramek.  

Błękitni Stargard załapali się na ostatni sezon przed reformą rozgrywek i trafili do grupy zachodniej drugiej ligi. Ze względu na planowaną reorganizację prawie połowa zespołów w tym sezonie musiała spaść. Beniaminek ze Stargardu jednak nie znalazł się w tym gronie. Stargardzianie otarli się nawet o kolejny awans, jednak do zaplecza ekstraklasy wtedy zabrakło siedmiu punktów. Ostatecznie skończyli sezon na czwartym miejscu w tabeli. Michał Magnuski znów został wicekrólem strzelców ligi, a Robert Gajda drugim strzelcem zespołu.  

Półfinał Pucharu Polski

Sezon 2014/2015 jeszcze przez wiele lat będzie gorąco wspominany przez miejscowych kibiców. Imponująca droga zespołu w rozgrywkach o Puchar Polski była sensacją na skalę całego kraju. Neutralni kibice ściskali kciuki za drugoligowców, którzy pisali nową historię klubu. Zaczęło się od zwycięstwa w rundzie przedwstępnej z zespołem Małapanew Ozimek. Następnie Błękitni w pokonanym polu pozostawili Pogoń Siedlce, Chojniczankę Chojnice, Gryf Wejherowo i GKS Tychy.  

W ćwierćfinale los związał ich z występującą w ekstraklasie Cracovią. Dla miejscowych kibiców przyjazd „Pasów” był wielkim wydarzeniem, a na stadionie czuć było świąteczną atmosferę. Na boisku trwała jednak prawdziwa wojna! Gospodarze nie zamierzali odpuścić wyżej notowanemu rywalowi. Nadzieje na zwycięstwo wzrosły, gdy na dziesięć minut przed końcem meczu czerwoną kartkę obejrzał Marcin Budziński z Cracovii. Błękitni jednak długo nie grali w przewadze, gdyż trzy minuty później Wojciech Fadecki za drugi żółty kartonik również musiał opuścić boisko. Waleczni gospodarze w 88. minucie zdobyli upragnioną bramkę za sprawą byłego piłkarza Pogoni Szczecin – Radosława Wiśniewskiego. Dwie minuty później Sreten Sretenović strzelił gola samobójczego i Błękitni mogli już świętować awans do półfinału. 

Ostatnie dwa kroki do wielkiego meczu na Stadionie Narodowym. Z Lechem trzeba było rozegrać już nie tylko mecz u siebie, ale także pojechać na rewanż do Poznania. I tego kibice w Stargardzie mogą żałować najbardziej, bo ich ulubieńcy ponownie sprawili wielką niespodziankę i pokonali „Kolejorza” na stadionie przy ulicy Ceglanej. Wtedy w składzie Lecha oglądaliśmy aktualnych reprezentantów Polski: Tomasza Kędziorę, Karola Linettego i Dawida Kownackiego. Jednak nie zdołali oni pomóc drużynie z Wielkopolski, choć do przerwy poznaniacy prowadzili jedną bramką po trafieniu Zaura Sadajewa.

Wydawało się, że tym razem nie dojdzie do niespodzianki. Tymczasem wystarczyły dwa rzuty rożne, by Tomasz Pustelnik dwukrotnie wpisał się na listę strzelców i dał prowadzenie gospodarzom. Zszokowani lechici marnowali kolejne dogodne sytuacje i w samej końcówce to Błękitni zadali decydujący cios. Łukasz Kosakiewicz mocnym wolejem nie dał szans na interwencję Jasminowi Buriciowi. Kolejna sensacja w Stargardzie stała się faktem.  

Na rewanż do Poznania pojechało ponad dwa tysiące fanów ze Stargardu, którzy na wyjazd wybrali się około 40 autobusami. Wszyscy chcieli zobaczyć na własne oczy, jak pisze się historia klubu. Tego dnia nikt nie brał pod uwagę innej opcji niż awans do finału. Kiedy w 19. minucie piękną bramkę dla gości zdobył Piotr Wojtasiak, wydawało się, że ten piękny sen stanie się rzeczywistością. Jednak dziesięć minut później drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Łukasz Kosakiewicz, od tej pory zaczął się dramat Błękitnych. Gospodarze już po kilku minutach wykorzystali grę w przewadze, a do wyrównania doprowadził Paulus Arajuuri. Gola do szatni, na wagę prowadzenia Lecha, zdobył Dariusz Formella, który wykorzystał podanie od Linettego.

W drugiej połowie goście dzielnie się bronili, odpierając ataki rywala i utrzymując wciąż korzystny dla siebie wynik. Na kwadrans przed końcem Dawid Kownacki wygrał pojedynek powietrzny i głową zdobył trzecią bramkę dla Lecha i doprowadził do dogrywki. Błękitni Stargard wiedzieli, że muszą wytrzymać ostatnie pół godziny, bo w rzutach karnych może wydarzyć się wszystko. Trudy sezonu dały się jednak we znaki drugoligowcom i fizycznie odstawali już od przeciwnika. Kasper Hämäläinen i Dawid Kownacki wpisali się na listę strzelców i przesądzili o awansie Lecha Poznań. 

Według Roberta Gajdy, wtedy piłkarza, a dziś prezesa Błękitnych, o sile tamtego zespołu decydowali miejscowi zawodnicy: – Siłą tej drużyny było to, że praktycznie wszyscy zawodnicy byli ze Stargardu i okolic, a dodatkowo każdy prezentował wysoki poziom piłkarski. Zebrało się złote pokolenie, począwszy od Marka Ufnala, a kończąc na Michale Magnuskim. 

Walka o 1. ligę

Oprócz znakomitych występów w rozgrywkach pucharowych zespół Błękitnych do samego końca bił się o awans na zaplecze ekstraklasy. Trzy pierwsze miejsca gwarantowały promocję, a czwarte grę w barażach. Błękitni ostatecznie zajęli szóstą lokatę, tracąc zaledwie dwa punkty do miejsca trzeciego i czwartego i tylko trzy do drugiego Zagłębia Sosnowiec. Decydująca okazała się porażka poniesiona w przedostatniej kolejce. To był ostatni w sezonie mecz przy Ceglanej, a przeciwnikiem Błękitnych był Energetyk ROW Rybnik, który ostatecznie skończył sezon na piątym miejscu.

Robert Gajda dał prowadzenie gospodarzom, lecz przed przerwą Rybnik wyrównał, a w drugiej połowie zdobył kolejne dwie bramki. Radosław Wiśniewski szybko odpowiedział bramką kontaktową, lecz tego dnia Błękitnym nie udało się strzelić kolejnych goli i musieli obejść się smakiem pierwszej ligi. Kto był najlepszym strzelcem zespołu w lidze? Robert Gajda i Sebastian Inczewski, którzy zdobyli po osiem bramek. Po sezonie Łukasz Kosakiewicz odszedł do Chojniczanki Chojnice, a Bartłomiej Poczobut do Bytovii Bytów. Dziś obaj są zawodnikami Widzewa Łódź.  

Według Roberta Gajdy paradoksalnie pucharowa przygoda mogła być przyczyną braku awansu: – W tamtym sezonie wszystko działało idealnie, sprzyjało nam szczęście albo i nieszczęście. Może gdybyśmy nie zaszli wtedy tak daleko w Pucharze Polski, to awansowalibyśmy do pierwszej ligi. Nie zawsze graliśmy w lidze najmocniejszym składem, bo trener rotował kadrą ze względu na puchar. 

Stabilizacja w lidze, lecz bez fajerwerków

W kolejnym sezonie było już znacznie gorzej pod względem wyników, ale nic jeszcze nie zapowiadało morderczej walki o utrzymanie. Błękitni rozgrywki ligowe zakończyli na dwunastym miejscu, lecz nie musieli drżeć o ligowy byt. Finiszowali z ośmiopunktową przewagą nad strefą spadkową. W Pucharze Polski odpadli w 1/16 finału, przegrywając z Zagłębiem Lubin. To był ostatni sezon na poziomie II ligi dla żywych legend klubu, Roberta Gajdy i Jarosława Piskorza, którzy zostali w Błękitnych, ale grali już tylko w rezerwach. Drużynę opuścił również Radosław Wiśniewski. 

Sezon 2016/2017 stargardzianie również mogli zaliczyć do udanych, a tym razem zakończyli rozgrywki na siódmym miejscu. Uplasowali się idealnie po środku, gdyż mieli dziesięć punktów przewagi nad strefą spadkową, a jedenastu zabrakło im do awansu. Wydawało się, że Błękitni ustabilizowali formę i będą balansować pomiędzy czołówką a środkiem tabeli. 

Tendencja spadkowa

Rzeczywistość napisała Błękitnym zupełnie inny scenariusz. W kolejnym sezonie stargardzianie do samego końca musieli bić się o ligowy byt. Utrzymali się na ostatnim bezpiecznym miejscu, mając dwa punkty przewagi nad pierwszym spadkowiczem, jakim był MKS Kluczbork. Co ciekawe, w przedostatniej kolejce Błękitni Stargard przegrali właśnie w Kluczborku i o utrzymaniu miała zadecydować ostatnia kolejka. Zespół ze Stargardu przegrał u siebie z Gryfem Wejherowo i musiał nasłuchiwać wieści z meczu MKS-u. Drużyna z Kluczborka ostatecznie przegrała na wyjeździe ze Stalą Stalowa Wola. Stargardzianie szczęśliwie zachowali ligowy byt, ale po sezonie zespół opuściło kilku zawodników, którzy przez lata decydowali o sile Błękitnych.  

Michał Magnuski i Sebastian Inczewski przenieśli się do występującej w IV lidze Kluczevii Stargard. Radosław Wiśniewski, który wrócił po roku nieobecności, ale nie był już tak ważną postacią, również trafił do IV ligi. Wojciech Fadecki odszedł do Warty Poznań, a bramkarz Marek Ufnal wrócił do grającego w okręgówce Piasta Chociwel, a teraz także jest graczem Kluczevii. Tomasz Pustelnik również zakończył przygodę z profesjonalną piłką i później związał się z zespołem Białych Sądów. Wychowanek Maciej Liśkiewicz przeniósł się do Niemiec, a Paweł Wojtasiak i Rafał Gutowski zasilili szeregi Kotwicy Kołobrzeg. Skład z dwumeczu z Lechem Poznań przestał już istnieć. Błękitnych opuścił również trener Krzysztof Kapuściński, a zespół objął Adam Topolski. 

Od tej pory stargardzianie musieli zmagać się z cosezonową rewolucją kadrową. Wyróżniający się piłkarze szybko odchodzili z Błękitnych do mocniejszych zespołów, a słabszym ogniwom dziękowano za współpracę. Co ważniejsze, w zespole było coraz mniej piłkarzy ze Stargardu, a nawet z regionu. – Co sezon przechodziliśmy rewolucję kadrową. W ubiegłym roku sześciu naszych piłkarzy odeszło do pierwszej ligi. Pozyskiwaliśmy zawodników, którzy chcieli się u nas wypromować i nie byli chętni do podpisywania kontraktów długoterminowych. Płaciliśmy piłkarzom na czas, lecz w Stargardzie nigdy nie było kominów płacowych. Teraz nie mamy w Stargardzie piłkarzy zdolnych do gry na poziomie drugiej ligi – tak zmiany kadrowe komentuje prezes Błękitnych. 

W efekcie w kolejnym sezonie Błękitni zakończyli zmagania ligowe na bezpiecznym dwunastym miejscu, ale znów z dwupunktową przewagą nad pierwszym spadkowiczem. Niestety im dalej w las, było jeszcze gorzej. W sezonie 2019/2020, który został przerwany na jakiś czas przez pandemię, ligowy byt utrzymali z jednym punktem przewagi nad strefą spadkową. W dole tabeli znów było wyjątkowo ciasno, a Błękitni ponownie zakończyli zmagania na dwunastym miejscu. W decydującym meczu wygrali na wyjeździe z rezerwami Lecha Poznań. 

Tym razem zabrakło punktu

Zakończony w poprzedni weekend sezon miał podobny scenariusz dla zespołu Błękitnych, choć do decydującego spotkania podchodzili z gorszej pozycji. Znajdowali się już w strefie spadkowej i nie tylko musieli wygrać na wyjeździe z rezerwami Śląska Wrocław, ale dodatkowo musieli liczyć na korzystne rezultaty innych zespołów. W 6. minucie Dawid Polkowski strzelił gola dla Błękitnych i wlał nadzieję w serca kibiców. Prowadzenie udało się utrzymać tylko przez dwanaście minut, a na przerwę stargardzianie schodzili, przegrywając jedną bramką. W drugiej odsłonie strzelali już tylko piłkarze Śląska, którzy dołożyli jeszcze trzy gole i dobili Błękitnych, odprawiając ich do trzeciej ligi. Przez trzy lata udawało się balansować na krawędzi, ale tym razem zabrakło szczęścia i jednego punktu do pozostania w lidze.  

Walczyliśmy do ostatniego meczu o pozostanie na poziomie centralnym. Wszyscy robiliśmy co w naszej mocy, ściągnęliśmy do klubu zawodników, których chcieli trenerzy. Niestety tym razem się nie udało. Nie trafiliśmy z transferami, co zweryfikował wynik osiągnięty na boisku. Wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni, począwszy ode mnie, a skończywszy na trzecim bramkarzu – tak podsumował ostatni sezon prezes Robert Gajda. 

Na powrót trzeba będzie poczekać

Wygląda na to, że na powrót Błękitnych Stargard na szczebel centralny trzeba będzie poczekać. Klub nie zamierza już ściągać piłkarzy, a chce wrócić do poprzedniego schematu gry miejscowymi zawodnikami. Brakuje im jednak doświadczenia, co jak zauważa prezes Gajda, może być utrudnieniem w grze o wyższe cele: – Nawet kosztem jakości trzeba wrócić do tego, co było kilka lat temu. Znów trzeba zbudować zespół złożony z miejscowych zawodników, którzy będą się utożsamiać z Błękitnymi. Mamy zdolną młodzież, która podparta kilkoma doświadczonymi piłkarzami może sprawić parę niespodzianek i zapewnić nam spokojny byt w trzeciej lidze. 

Prezes Błękitnych zauważa, że w tym sezonie trzecia liga będzie mocno obsadzona i nie brakuje w niej bogatych klubów: – Będziemy celować spokojnie w środek tabeli. Patrząc na spadkowiczów z drugiej ligi, wszyscy trafią do naszego makroregionu. Dodatkowo są już aktualni trzecioligowcy, którzy mają swoje zakusy na awans, jak Polonia Środa Wielkopolska, Świt Szczecin czy podobno też Unia Janikowo. Wiadomo, że pieniądze nie grają, ale budżety też będą miały znaczenie. My w tej chwili jeszcze nie znamy naszych możliwości finansowych na nowy sezon. 

Zespół Błękitnych opuści trener Adam Topolski, który objął drużynę po Krzysztofie Kapuścińskim i pracował w klubie trzy lata, choć miał roczną przerwę, gdy zmagał się z problemami zdrowotnymi. Jak zaznacza Robert Gajda, na rozstanie ze szkoleniowcem nie miał wpływu wynik: – Trener Adam Topolski odchodzi z Błękitnych i nie ma na to wpływu osiągnięty wynik. Nawet gdybyśmy się utrzymali, trener już wcześniej zapowiedział, że opuści klub. Ja za pośrednictwem mediów chciałbym podziękować trenerowi Topolskiemu za wykonaną pracę. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze