Blamaże w pucharach – mamy dość!


Polskie kluby w europejskich pucharach to definicja żenady, tragedii i komizmu

26 sierpnia 2020 Blamaże w pucharach – mamy dość!

Ostatnimi czasy przedstawicielom ekstraklasy w Europie, delikatnie mówiąc, nie wiedzie się. Jeśli Liga Mistrzów i Liga Europy to siostry, to ta ładniejsza nawet nas nie zauważa na szkolnym korytarzu. Dla tej brzydszej natomiast jesteśmy tym klasowym frajerem, który nie robi nic całymi dniami poza graniem w Metina. Przekręcając nasze imię, zwraca się do nas tylko wtedy, gdy musi spisać pracę domową z matmy.Ogólnie rzecz biorąc, nie mamy podjazdu, żeby którejś z nich pomóc zanieść książki na zajęcia, a co dopiero umówić się na randkę.


Udostępnij na Udostępnij na

Aby sprawdzić współczynnik UEFA naszego kraju, korzystając z Transfermarktu, żeby odnaleźć Polskę, trzeba przejść na drugą stronę. Pozwolę sobie powtórzyć, na drugą stronę! Plasując się na 32. miejscu, wyprzedzają nas takie tuzy futbolu jak Azerbejdżan, Białoruś czy Węgry. Tylko jedną lokatę niżej niż my jest, uwaga… Lichtenstein. Nawiązując do wstępu, jesteśmy tak nisko w hierarchii, że dyrekcja szkoły zapomina o nas, przygotowując album naszego rocznika.

Oczywiście na to wszystko solidnie sobie zapracowaliśmy. W zeszłorocznych eliminacjach tylko jedna drużyna eliminująca naszych przedstawicieli awansowała do grupy LE. Byli to Rangersi, którzy pokonali Legię w ostatniej rundzie. Inne drużyny wykładały się natomiast w meczach z DAC 1904 Dunajska Streda, Brondby IF i Riga FC.

Słowacko-macedoński koszmar Cracovii

Trzecia drużyna ligi słowackiej odprawiła z kwitkiem projekt jednego z najlepszych polskich trenerów. Michał Probierz to tak uznana marka, że powierzono mu w Cracovii nie tylko funkcje trenera, ale też wiceprezesa. W normalnej sytuacji niejedna głowa by poleciała, ale w tym wypadku ewidentnie szkoleniowiec ma haki na przełożonego.

To niejedyne, co można wytknąć Cracovii. W 2016 roku za silna okazała się drużyna, której napisania nazwy się nie podejmę, dlatego jestem zmuszony ją skopiować. Chodzi tu o macedoński klub Shkëndija 79 Tetowo. Oczywiście tak jak w przypadku Dunajskiej Stredy była to też pierwsza runda eliminacji.

„Kolejorzu”, tego już za dużo

Do Lecha Poznań nie można mieć pretensji, jeśli spojrzymy na ostatnie dwa podejścia. Odpaść z Utrechtem i Genkiem to żaden wstyd tym bardziej po całkiem wyrównanej walce. Jeśli jednak spojrzymy trochę dalej, „Kolejorz” dostarcza nam wystarczająco materiału na osobny artykuł. W latach 2012–2014 odpadał on kolejno z: AIK-iem Fotboll, Żalgirisem Wilno i Stjarnanem.

Gdybym miał krótko scharakteryzować wyżej wymienione trzy przygody, zrobiłbym to w ten sposób. Lech dostał 3:0 z klubem, który w nazwie ma błędnie zapisaną dyscyplinę, w której się mierzyli (futbol). Dwumecz z Litwinami to żal, dosłownie i w przenośni, a Stjernan to drużyna, o której Wikipedia pisze „Piłkarze Stjarnan znani są w świecie z dostępnych w Internecie swoich nietypowych, zabawnych celebracji po strzeleniu gola”. Ludzie kochani, co to ma być, na litość boską?!

Mistrz Polski nie daje przykładu

Legia ma już za sobą pierwszą rundę eliminacji do Ligi Mistrzów, w której to podjęła Linfield FC. Kompromitacja była blisko, ale podopieczni Vukovicia zdołali wygrać 1:0. Blisko było też, gdy musieli stawić czoła drużynie o nazwie Europa FC. W tym miejscu warto zaznaczyć, że nie jest to zespół typu all-stars Starego Kontynentu, a nawet nie najbardziej utytułowany klub w historii ligi gibraltarskiej. Ostatecznie legioniści wygrali ten dwumecz, ale bezbramkowy remis z pierwszej potyczki tych drużyn to istna katastrofa.

Gdy Legia awansowała do grupy Ligi Mistrzów, mówiło się, że teraz to już na pewno odskoczy wszystkim. Ten awans miał zwiastować lepsze czasy dla polskiej piłki na europejskim podwórku. Jak było w rzeczywistości? Rok po tym, jak Legia potrafiła zremisować z Realem Madryt i wygrać ze Sportingiem Lizbona, odpadła z Sheriffem Tyraspol. Nie chcę się pastwić nad „Wojskowymi”, więc to pominę, ale to, co się stało rok później, przechodzi ludzkie pojęcie.

Najbogatszy polski klub musiał uznać wyższość luksemburskiego F91 Dudelange. W tamtym momencie granica wszelkiej żenady została drastycznie przekroczona. Żeby jak najlepiej uzmysłowić wszystkim to, co się stało, podam obecną wycenę kadr obu zespołów według Transfermarktu. Legia Warszawa wyceniana jest na 34.6 mln euro, a Dudelange – na 1.8 mln. Łatwo policzyć, że kadra polskiego klubu jest 19 razy droższa i, jak się okazało, dużo słabsza od mistrza Luksemburgu.

Crème de la crème

Drodzy czytelnicy, przygotujcie się teraz na prawdziwy crème de la crème beznadziei. Wisła Kraków, ówczesny mistrz Polski, w 2009 roku musiała uznać wyższość Levadii Tallinn. Estoński klub w swojej historii tylko raz wyszedł poza drugą rundę kwalifikacji do europejskich pucharów. Oczywiście miało to miejsce 11 lat temu za sprawą pokonania Wisły.

Jesteśmy jeszcze na etapie, w którym wszystkie polskie kluby nadal uczestniczą w eliminacjach do piłkarskiej Europy. Dzieje się tak, bo dopiero rozlosowano ich pierwszych rywali. Piast i Cracovia są na uprzywilejowanej pozycji, ponieważ trafiły na stosunkowo trudnych rywali i porażka nikogo nie zszokuje. Myślę, że nawet kibice obu tych drużyn po prostu chcą mieć to już za sobą, bo i oni nie traktują swoich ulubieńców jak realnych kandydatów do awansu do grupy LE. Legia nawet jeśli odpadnie z Omonią, będzie miała jeszcze szanse coś zdziałać, ale już w tych mniej prestiżowych rozgrywkach. W najgorszej sytuacji wydaje się Lech, ponieważ jest on na papierze murowanym faworytem meczu z FK Valmeria.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze