Bitwa o Londyn w świątyni futbolu. Wembley znów przyjazne dla gości?


Przed nami derby stolicy pomiędzy Tottenhamem a Chelsea

24 listopada 2018 Bitwa o Londyn w świątyni futbolu. Wembley znów przyjazne dla gości?

Spadająca jakość gry w porównaniu z zeszłym sezonem, obniżająca się frekwencja na obiekcie będących ich tymczasowym domem, powracające pogłoski dotyczące zatrudnienia ich menedżera przez Real Madryt. Tottenham nieustannie boryka się z własnymi demonami i nie inaczej jest przed prestiżowym starciem w trzynastej kolejce Premier League. Ich rywalem - rozentuzjazmowana dotychczasowymi wynikami ekipa Chelsea. Z gościnności „Kogutów” na Wembley skorzystał już w tym sezonie Liverpool oraz Manchester City. Jak będzie w przypadku sobotnich derbów Londynu?


Udostępnij na Udostępnij na

Świątynia angielskiego futbolu nie wytwarza nad zawodnikami Tottenhamu pozytywnej aury, jeśli spojrzymy na pojedynki z ligową czołówką w bieżącym roku kalendarzowym. Zespół Mauricio Pochettino w 2018 roku dwukrotnie uległ mistrzom Anglii, nie potrafił przeciwstawić się także „Kloppowi i spółce”, w dwóch spotkaniach zyskując jedynie punkt.Na arenie międzynarodowej klasę na Wembley pokazał nieoczekiwanie Juventus, w sytuacji, gdy stan dwumeczu 1/8 finału Ligi Mistrzów kazał upatrywać faworyta właśnie w Londyńczykach. Czy Tottenham  jest w stanie przełamać fatum w nadchodzących derbach i powstrzymać sprawnie funkcjonującą maszynę Sarriego?

Komfort po stronie Chelsea

Wspomniane wyżej aspekty czynią z Chelsea nieznacznego faworyta. Sytuacji nie zmienia ostatni remis z Evertonem, który mógł nieco wybić „The Blues” ze zwycięskiego rytmu. Nastroje panujące w zachodniej części stolicy Anglii są nieporównywalnie lepsze, aniżeli na północy. Prowadzona przez Sarriego Chelsea, pędzi wcale nie gorszym tempem niż Liverpool Kloppa i jest wskazywana jako największy kontrkandydat dla Manchesteru City do tytułu mistrzowskiego. Komfort psychiczny na wielu płaszczyznach daje im nie małą przewagę. Chociażby kwestia gry w europejskich pucharach, na co zwrócił uwagę menedżer Tottenhamu, Mauricio Pochettino, na konferencji prasowej:

W mistrzowskim sezonie pod wodzą Antonio Conte nie grali w europejskich pucharach. Rok później prezentowali się znacznie gorzej, gdy przyszło im rywalizować w Lidze Mistrzów. W tym sezonie grają w Lidze Europy, zupełnie inaczej niż my, Manchester City, Manchester United i Liverpool. To zupełnie coś innego.

Akurat tym stwierdzeniem Argentyńczyk trochę się zagalopował. Część drużyn występująca na co dzień w Lidze Mistrzów po europejskich bojach wciąż ma jeden dzień więcej na odpoczynek przed kolejnym meczem ligowym. Poza tym, derby zostaną świeżo rozegrane po przerwie reprezentacyjnej, nie po europejskich pucharach.

Jeśli chodzi o stan zdrowia poszczególnych zawodników, działa on na korzyść drużyny ze Stamford Bridge. Wszystko wskazuje na to, że Włoski szkoleniowiec nie będzie mógł skorzystać jedynie z Mateo Kovacica. Gospodarze sobotniej rywalizacji mają więcej powodów w tym aspekcie do zmartwień. Mniejsze bądź większe urazy wykluczają z gry Davinsona Sancheza, Kierana Trippiera, Danny’go Rose’a oraz Mousę Dembele. Aby nie robić z ośrodka treningowego Tottenhamu istnego pobojowiska, gdzie trup ściele się gęsto, należy dodać, że do pełnej sprawności wraca jeden z filarów defensywy, Jan Vertonghen. Być może Belg z miejsca pojawi się w wyjściowym składzie.

Minimalizm Pochettino czy radosny futbol Sarriego?

W sezonie 2018/2019 Tottenham nie rozpieszcza nikogo swoją formą. Jeśli porównamy tę drużynę do tego jak funkcjonowała w poprzednich rozgrywkach, mamy do czynienia z dwoma odmiennymi światami. Kane, Eriksen, Lloris i cała reszta stali się specjalistami od minimalistycznych zwycięstw. W trwającej kampanii Premier League ośmiokrotnie wygrywali spotkania różnicą jednego gola. Całość dopełnia fakt, iż były to zwycięstwa nad drużynami, które nie rozdają kart w ligowej rozgrywce. Oczywiście wszelka ignorancja i przedwczesne skreślanie gospodarzy nie najlepiej świadczą o osobach, które bezapelacyjnie stawiają Chelsea w roli faworyta. Każdy przecież ma w pamięci lekcję, jaką pierwszego dnia kwietnia tego roku „Koguty” udzieliły rywalowi na ich terenie, zwyciężając 3:1 pod dublecie Dele Allego oraz trafieniu Cristiana Eriksena. Było to ostatnie dotychczasowe starcie między tymi zespołami. Z klasy rywala zdaje sobie oczywiście sprawę Maurizio Sarri.

Tottenham to szczególnie mocna drużyna w fazie kontrataku. Są dla nas równorzędnym rywalem, który będzie się liczył w grze o Ligę Mistrzów. Spodziewamy się bardzo trudnego meczu. Ważne, abyśmy nie tracili piłki na własnej połowie. Mogą być wówczas bardzo niebezpieczni – stwierdził Włoch.

Wygląda na to, że podczas sobotniej rywalizacji nie będzie mowy o jakiejkolwiek kalkulacji z obu stron. Chelsea, chcąc utrzymać na zwycięskiej ścieżce, którą podążają od początku sezonu, musi po prostu w bezpośrednich starciach wykorzystywać wszelkie słabości ich głównych oponentów. A Tottenham? Biorąc pod uwagę wszelkie przeciwności losu z którymi borykają się „Koguty”, należy być w pełni powściągliwym, wygłaszając sądy, iż Harry Kane i jego koledzy mogą rzucić wyzwanie pozostałym ekipom walczącym o prym w Anglii. Z drugiej strony, kiedy, jak nie w takich momentach, należy udowadniać swoją wartość? Bitwa nad Tamizą na linii północ – zachód nie powinna zawieść. Z całą pewnością nikt nie będzie brał jeńców.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze