Bezbarwny Lyon wygrywa


Olympique Lyon po bezbarwnym meczu pokonał 1:0 Stade Brestois 29. Trzy punkty gospodarzom zapewnił w 57. minucie Bafetimbi Gomis.


Udostępnij na Udostępnij na

Aspirujący do tytuły mistrzowskiego Olympique Lyon podejmował u siebie zawodników Stade Brestois 29. Mimo iż nietrudno było wskazać faworyta tego meczu, to drużyna gości przyjechała na Stade Gerland z nadziejami na uzyskanie korzystnego rezultatu.

Początek pierwszej połowy nie tyle nie zadowolił kibiców obu drużyn, co wręcz ich zanudził. Niemrawe – tak najłagodniej można określić pierwsze minuty tego spotkania. Widzieliśmy bardzo dużo chaosu i niecelnych podań, walkę głównie w środku boiska i praktycznie nie było sytuacji podbramkowych. Ale jak na wielokrotnych mistrzów Francji przystało, zawodnicy Lyonu rozkręcali się z każdą kolejną akcją.

Zaczęło się od 19. minuty. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Steed Malbranque, ale nikt nie zdołał chociażby trącić piłki, która odbiła się tuż przed Thebaux. Bramkarz gości zdołał ją jednak instynktownie odbić i uchronić swoją drużynę od straty pierwszej bramki. Chwilę później ładną dwójkową akcją popisali się Lopez i Malbranque, którą ten drugi zakończył dośrodkowaniem. Gomis, który był adresatem mocno bitej piłki, nie trafił w nią i zmarnował świetną okazję. W 28. minucie, po krótko rozegranym rzucie rożnym, do piłki na skraju pola karnego dopadł Lopez, lecz strzelił wprost w bramkarza.

Najciekawsza sytuacja została przeprowadzona w 31. minucie. Kolejny rzut wolny i kolejny raz Malbranque, tym razem zdecydował się na strzał. Piłka powędrowała w znacznej odległości od bramki, ale Thebaux asekuracyjnie do niej wyskoczył, niestety tak niefortunnie, że piłka po jego palcach wyszła na rzut rożny. Do narożnika jako etatowy wykonawca stałych fragmentów gry pobiegł oczywiście Malbranque. Belg z francuskim paszportem dobrze dośrodkował do Gomisa, ten nieczysto uderzył w pikę, która powędrowała na głowę Jimmiego Brianda. Pomocnik Lyonu nie miał jednak szczęścia i trafił tylko w poprzeczkę. Chwilę później zza pola karnego groźnie strzelał jeszcze Lacazette, ale bramkarz nie miał problemów ze schwytaniem tej piłki.

Na kilka minut przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę swoją okazję mieli także zawodnicy Stade Brestois. Po szybkiej kontrze i dobrym dośrodkowaniu Coulibaly’ego w piłkę nieczysto uderzył Lesoimier. Mimo kilku okazji graczy Lyonu można śmiało powiedzieć, że pierwsza odsłona nie była zbyt emocjonującym widowiskiem, a przebieg gry nie odzwierciedlał różnicy klas obu zespołów.

Druga połowa zaczęła się od śmielszych ataków gości. Niestety, wszystkie kończyły się na 30. metrze przed bramką Vercoutre. Mimo optycznej przewagi zawodników z północno-zachodniej Francji to gracze Lyonu zdobyli pierwszą bramkę. W 57. minucie po świetnym podaniu od najlepszego tego dnia na boisku Steeda Malbranque’a  dość szczęśliwie bramkarza przelobował Bafetimbi Gomis. Kibice, którzy myśleli, że to spotkanie dopiero nabierze rumieńców, srogo się zawiedli…

Mecz wrócił do fazy chaosu i bezsilności obu drużyn. Przez prawie pół godziny nie działo się nic godnego uwagi. Jednak pod koniec spotkania trybuny jeszcze dwukrotnie się ożywiły. Na dziesięć minut przed ostatnim gwizdkiem gospodarze mieli okazję do podwyższenia, lecz Lisandro Lopez z odległości trzech metrów od bramki uderzył wprost w bramkarza. Na usprawiedliwienie piłkarza można dodać, że kąt, z którego strzelał, był naprawdę ostry. W 84. minucie kontuzji doznała najjaśniejsza gwiazda dzisiejszego meczu – Steed Malbranque. W jego miejsce wszedł Gueida Fofana i od razu popisał się fantastycznym rajdem po prawym skrzydle. Swoją szarżę zakończył dokładnym podaniem w pole karne do Alexandra Lacazette’a, ale strzał Francuza  został zablokowany przez obrońców Stade Brestois.

Po słabym i mało emocjonującym meczu z trzech punktów mogą się cieszyć gospodarze. Dzięki temu zwycięstwu piłkarze Lyonu nie tracą dystansu do czołówki, ale z taką grą trudno im będzie chociażby zakwalifikować się do Ligi Mistrzów, nie mówiąc już o wywalczeniu mistrzostwa.

We wcześniejszym meczu rozegranym o godzinie 14:00 zmierzyły się ze sobą drużyny AC Ajaccio i SC Bastia, czyli derby Korsyki. Mecz niestety nie zachwycił i zakończył się bezbramkowym remisem. Obie ekipy zagrały bardzo zachowawczo, przez co nie stwarzały sobie za dużo okazji podbramkowych. Najlepszej z nich nie wykorzystał piłkarz gospodarzy – Adrian Mutu – który tuż przed przerwą trafił w słupek. W końcówce atmosfera się trochę zaostrzyła i zawodnicy wdali się w przepychanki. Skutkiem tego były dwie czerwone kartki, po jednej dla każdej z drużyn. Boisko opuścili Cavalli (Ajaccio) i Angoula (Bastia). Po tym meczu oba zespoły pozostają na miejscach w środku tabeli.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze