Bez pardonu: Dzień triumfu


Stało się! Jedziemy na Mistrzostwa Europy! Nieco ponad rok temu wielu wróżyło klęskę. Życie potoczyło się jednak zupełnie inaczej i marzenia uległy materializacji. Dla takich chwil warto żyć.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie było łatwo. Za nami mecze lepsze i gorsze, chwile zwątpienia i euforii oraz 13 epizodów które złożyły się na jeden niesamowity spektakl z fantastycznymi zwrotami akcji i kapitalnym zakończeniem. Dziś, w dzień triumfu, nie musimy się już bać wielkich słów. Wyważone teorie i urzędowy sceptycyzm można śmiało odłożyć na bok i smakując zwycięstwo czerpać radość pełnymi garściami. Bo tak wspaniałych chwil trafia się w życiu zbyt mało, by mijać je obojętnie. Gra, którą swoimi decyzjami przed całe eliminacje prowadził Leo Beenhakker, była nadzwyczaj ryzykowna i często zdawała się sprzeciwiać zdrowemu rozsądkowi. Ostatecznie Holender postawił jednak na swoim i autorskimi metodami po raz pierwszy w historii dał biało-czerwonym awans do europejskiego czempionatu.

Radość ściska gardło. Dziękujemy! Cóż więcej można powiedzieć Leo i jego ekipie? To słowo jest chyba najbardziej wymowne, zwłaszcza, jeśli płynie z głębi serca. Dziękujemy za radość i nadzieję oraz kilka naprawdę fantastycznych wieczorów, jakie zgotowali nam biało-czerwoni meczami z Portugalią, Belgią, Serbią i Finlandią. Przed Beenhakkerem jeszcze długa droga, aby doścignąć Kazimierza Górskiego. Już teraz byliśmy jednak w stanie zdecydowanie ograć czwartą drużynę globu, co pozwala mieć uzasadnioną nadzieję, że piękna przygoda na awansie wcale się nie zakończy. Skoro udało się zwyciężyć Portugalię, to dlaczego mamy się bać Włochów, Niemców, Francuzów czy Holendrów? Do Euro nie awansowaliśmy po to, żeby znów z wielkiej imprezy wracać po trzech meczach. Biało-czerwoni pod wodzą Leo mogą wygrać z każdym, nie bójmy się marzeń.

Leciwy Holender czule przytulający Ebiego Smolarka, kilkadziesiąt tysięcy gardeł śpiewających 'We are the the Champions’, wreszcie spontaniczne porwanie Beenhakkera w górę w wykonaniu polskich piłkarzy… niezwykłe przeżycie. Przy ostatnim z nich bałem się, że dla Leo cała zabawa skończy się zawałem. Holender to jednak twardy chłop, a witalności dodały mu z pewnością niosące się wcześniej po Śląskim chóralne śpiewy wysławiające jego imię. Kiedyś wśród rodzimych kibiców krążył dość popularny żart dotyczący naszej obecności na kontynentalnym czempionacie: Jaki jest najkrótszy dowcip świata? Polska gola! A najzabawniejszy? Awansujemy do Mistrzostw Europy! Teraz stracił on rację bytu. Kolejny mit został obalony. Wrota do historii zostały otwarte.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze