W spotkaniu wieńczącym 20. kolejkę rozgrywek Serie A pomiędzy Sampdorią Genua a Milanem nie doczekaliśmy się bramek. Pojedynek był wyrównany, lecz żadnej stronie nie udało się przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść.
Zawody od śmiałych ataków rozpoczęli gospodarze. Już w 5. minucie Cristano Abiatti musiał się natrudzić przy strzałach De Silvestriego, a następnie Poliego. Chwilę później golkiper „Rossonerich” po raz kolejny uratował swą drużynę od straty bramki – w ładnym stylu obronił uderzenie Edera z rzutu wolnego.
„Blucerchiati” rozkręcali się z minuty na minutę. Kolejną sytuację do zdobycia gola miał Daniele Gastaldello. Strzałem głową próbował on skutecznie zwieńczyć rzut rożny wykonywany przez graczy Sampdorii. Uderzenie to okazało się jednak niecelne. W 21. minucie za sprawą Riccardo Montolivo przebudziła się w końcu ekipa z Mediolanu. Pomocnik wicemistrzów Włoch starał się wówczas zdobyć bramkę. Akcja 28-letniego gracza nie przyniosła jednak pożądanego efektu.
Końcówka pierwszej odsłony spotkania należała już do przyjezdnych. Mnożyły się wtedy uderzenia, którymi gracze Milanu nękali Sergio Romero. Najgroźniejsze były strzały Boatenga i Montolivo. Argentyński golkiper spisywał się bez zarzutu, nie dając się zaskoczyć podopiecznych Massimiliano Allegriego. Ładną solową akcję przeprowadził również Bojan Krkić, jednak jej wykończenie pozostawiało już wiele do życzenia.
Tuż po wznowieniu gry bardzo bliski zdobycia bramki był Niang. Jego uderzenie z prawej strony boiska zostało jednak powstrzymane przez świetnie interweniującego Romero. Kolejne minuty były już rozgrywane pod dyktando graczy z Genui. W 55. minucie rezultat mógł zmienić Eder, do szczęścia Brazylijczykowi zabrakło naprawdę niewiele.
Swoje szanse mieli także Estigarribia i Icardi. Zwłaszcza ten drugi sprawił spory zawód, ponieważ dzięki przytomnemu dograniu Edera znalazł się w sytuacji sam na sam z Abbiatim, po czym fatalnie spudłował. Dogodną okazję zaprzepaścił także nieco później De Silvestri.
Potrzebujący jak największej punktowej zdobyczy goście postanowili zaatakować w samej końcówce pojedynku. W 80. minucie nadzieję w serca fanów „Rossonerich” na moment wlał Mathieu Flamini. Ograł on Fernando Tissone, ale pomocnik Sampdorii szybko zdążył się zreflektować, przeszkadzając Francuzowi w oddaniu skutecznego uderzenia na bramkę Romero. Zaskoczyć golkipera „Blucerchiatich” mógł jeszcze Mexes. Defensor strzałem głową nie był jednak w stanie pokonać świetnie dysponowanego bramkarza. Na Stadio Luigi Ferraris widzowie nie zobaczyli tego wieczoru żadnego trafienia.