Światło gasi Besnik Hasi! Czy Legia wróci jeszcze na dobre tory?


Siłownia, sabotażyści, teorie spiskowe, dobre Zagłębie i doktor Rado – cóż to był za mecz!

18 września 2016 Światło gasi Besnik Hasi! Czy Legia wróci jeszcze na dobre tory?

Legia Warszawa. W ostatnich tygodniach, ba, może nawet miesiącach, jest to synonim nieporadności, porażki oraz powód do śmiechu i szydery. Wydawało się, że po klęsce z Borussią Dortmund legioniści zrobią wszystko, by zmazać plamę. No cóż, zrobili wszystko, by nie musieć dłużej współpracować z Besnikiem Hasim. Jego dni przy Łazienkowskiej były policzone jeszcze przed meczem z Zagłębiem. Dziś Besnik zgasił światło w swoim gabinecie.


Udostępnij na Udostępnij na

Wchodzicie na siłownię. Widzicie gościa, który wygląda jak czterodrzwiowa szafa. „Na pewno coś bierze” – myślicie. I nie mylicie się. Zażywa on jakiś ruski koks, dzięki któremu wygrywa mistrzostwo w lokalnym konkursie podnoszenia ciężarów. Warto wspomnieć, że niedawno skończył sto lat. Staruszek pocieszył się chwilę z osiągniętego tryumfu. Gdy upłynął czas radości i przyszedł ten powrotu do ćwiczeń, podszedł do niego zaprzyjaźniony trener personalny. Autentyczność jego certyfikatu budzi uzasadnione wątpliwości. Gdzieś tam bywał, trenował z profesjonalistami, patrzył, podglądał. Ale czy sam ma kompetencje do sprawowania tego jakże odpowiedzialnego zawodu?

„Mam dla Ciebie nowy koks. Dobry, taki zachodni. Z Belgii” – zagaja do naszego bohatera. „Biere” krótko odpowiada karczek. Niestety ten dobry zachodni koks okazał się niewypałem. Spadła masa, spadła siła. Nasz stulatek nie jest w stanie awansować do pierwszej dziesiątki lokalnych zawodów w wyciskaniu. W zawodach międzynarodowych dostał po prostu oklep. „Cóż, chyba czas poszukać nowego koksu” – pomyślał. Zanim jednak tak się stało, zdecydował się na ostatni trening. Dziwny to był trening.

W pierwszej połowie Legia grała nudno, przewidywalnie, bez pomysłu, wolno. Zagłębie nie miało większego problemu z rozbijaniem akcji drużyny ze stolicy. Wysoki pressing uniemożliwiał stoperom dokładne rozgrywanie piłki, w środku pola warszawiacy również byli bezradni. Co tu dużo mówić – Legia była Legią. Legią Besnika Hasiego. Legią, która trzęsie portkami przy każdym stałym fragmencie gry dla rywala, co zresztą „Miedziowi” bardzo dobrze wykorzystali, gdyż właśnie po rzucie rożnym padło pierwsze trafienie dla Zagłębia.  Drugi gol dla gości padł po powrocie „Kung Fu Pazdana” i podyktowanym po jego faulu rzucie karnym. W pierwszej połowie wydawało się, że reprezentant Polski ma już dość bycia jedynym jasnym punktem na warszawskim niebie. Dostosował się do poziomu drużyny. No, chyba że był to sabotaż mający na celu zwolnienie Besnika Hasiego – wówczas wybaczamy. Zresztą. Sam „Pazdek” dał powód, by uwierzyć w tę teorię spiskową. Mianowice w 70. minucie zdobył on gola. Samobójczego. Jeśli mieliście kapitana Legii w „Ustaw Ligę” – współczujemy. Nie miejcie mu tego za złe. Pro publico bono. Czy jakoś tak.

Trzeba jednak Legii oddać, że w drugiej połowie jej gra wyglądała zdecydowanie lepiej. Kto wie, może sama myśl o odstawieniu belgijsko-albańsko-francuskiego koksu wlała nowe siły w mięśnie szacownego stulatka. No właśnie. Myśl. Wiem, że w tej chwili chyba nikt nie broni już Besnika Hasiego. Ale problem może też leżeć w głowie. Może piłkarze sami przestali wierzyć w to, że z tym szkoleniowcem da się cokolwiek wygrać. Cokolwiek. Nie mówiąc już o spotkaniu w Lidze Mistrzów. A może najlepszą diagnozę postawił syn marnotrawny – doktor Radović, który mógł spojrzeć na całą sprawę z dystansu?

Może nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, co znaczy gra dla Legii? Miroslav Radović w przerwie meczu z Zagłębiem

Nie wiem, czy pan Rado powtórzył to w szatni, czy może legioniści mają w niej telewizor, lecz naprawdę wyglądało to tak, jakby główni, francuskojęzyczni, zainteresowani usłyszeli te słowa i postanowili się spiąć w drugiej połowie. Na szczęście dla wszystkich przeciwników Besnika Hasiego są w Legii piłkarze, którzy nie muszą nic udowadniać i w spokoju mogli sabotować. Mowa oczywiście o wspomnianym wyżej Michale Pazdanie i Nemani Nikoliciu, który musiał zmarnować rzut karny. Wszystko po to, by przypadkiem tego spotkania nie zremisować 3:3 i nie dać panom na górze możliwości zatrzymania Albańczyka w Warszawie.

Chcemy trenera, a nie Hasiego frajera! Kibice Legii Warszawa

Zagłębie zagrało doskonałe 45 minut. W drugiej połowie „Miedziowi” opadli z sił, jednak z małą pomocą sabotażystów z Warszawy udało się im to spotkanie wygrać 3:2. Zagłębie zakończyło serię siedmiu meczów bez porażki, kibice Legii dostaną to, czego chcą. Piękny wieczór przy Łazienkowskiej. Wszyscy zadowoleni. Besnik Hasi zgasił za sobą światło, jednak mimo to nad Warszawą zaświeciło serbskie słońce. Czas otwierać szampany!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze