Awans do Bundesligi – cel, o który walczy osiemnaście drużyn na jej zapleczu. Na końcu mogą się cieszyć tylko maksymalnie trzy (dwie najlepsze mają zagwarantowany bezpośredni awans, trzecia walczy w barażach). W tym sezonie w roli szczęśliwców wystąpili piłkarze Freiburga i RB Lipsk. Poznajcie więc beniaminków sezonu 2016/2017!
Freiburg
Prezentację zaczynamy od zwycięzcy drugoligowych rozgrywek. Równo rok temu, 23 maja 2015 roku, Freiburg przegrywając na wyjeździe z Hannoverem, spadł do 2. Bundesligi. Przez 12 miesięcy w Badenii-Wirtembergii zmieniło się bardzo dużo, ale koniec końców historia zatoczyła koło, bo po jednorocznej banicji zespół znów zameldował się wśród najlepszych.
A nie było to latem wcale tak oczywiste. Upłynęło ono pod znakiem dwóch słów: zmiany personalne. Drużynę opuściło kilka filarów jak Schmid, Darida, Mehmedi, Sorg czy chociażby bramkarz Bürki. Zresztą zobaczcie na listę zawodników odchodzących i przekonajcie się, że o ile w sferze finansowej włodarze zyskali dużo, o tyle teoretycznie od strony sportowej spektakularny sukces nie miał prawa tak szybko przyjść.
Stratę kluczowych ogniw udało się jednak zrekompensować. Wykupiony z Werderu został Nils Petersen, który był wcześniej wypożyczony do Freiburga, z FSV Frankfurt ściągnięto Vincenzo Grifo, z Grasshoppersu Amira Abrashiego, a z wypożyczenia do Arminii wrócił bramkarz Alexander Schwolow.
Już pierwszy mecz sezonu pokazał, że spadkowicz ma duży potencjał. Na Schwarzwald-Stadion przyjechało FC Nürnberg. Norymberczycy zebrali srogie baty, przegrywając aż 3:6, a bohaterem został Nils Petersen, który strzelił trzy gole w pięć minut! W kolejnych miesiącach podopieczni trenera Streicha byli cały czas w czołówce (najgorsze miejsce zajmowali po trzeciej kolejce po porażce z Bochum, kiedy byli na piątej lokacie), a po zwycięstwie na trzy kolejki przed końcem z Paderbornem (notabene z klubem, który spadał wespół z Freiburgiem, a w ciągu roku przeszedł potężną degrengoladę i wylądował w trzeciej lidze) zapewnili sobie powrót po roku przerwy do Bundesligi.
Nie byłoby wspaniałych wyników, gdyby nie skuteczny napastnik (Freiburg miał najlepszą ofensywę i po stronie zysków zapisanych aż 75 bramek!). Nils Petersen strzelał gola za golem i sezon zakończył z dorobkiem 21 trafień. Królem strzelców co prawda nie został (lepszy okazał się Simon Terodde, snajper Bochum, zdobywca 25 bramek), ale była to jego najlepsza kampania od 2011 roku, kiedy w barwach Energii Cottbus, również w 2. Bundeslidze, strzelił 25 goli. Wraz z Florianem Niederlechnerem mogą stworzyć duet napastników, który będzie jednym z najlepszych w ligowej stawce.
Ogromnego plusa sezonu należy zapisać również przy nazwisku Vincenzo Grifo. Włoch, nieco już przez wielu zapomniany, odbudował się na zapleczu w sposób wręcz, możemy powiedzieć, mistrzowski. Najpierw w sezonie 2014/2015 strzelił siedem bramek i miał dziesięć asyst w barwach FSV Frankfurt, rok później zdobył 14 goli i zaliczył tyle samo asyst dla Freiburga. Jego olimpijska forma i lekkość w grze były, śmiem twierdzić, kluczowe dla powodzenia misji pt. powrót do elity i dziś, oglądając go, aż trudno uwierzyć, że kilka lat temu nie potrafił się przebić w bundesligowym Hoffenheim.
Ale głównym ojcem awansu, dosłownie (zawodnicy tak określają swojego trenera) i w przenośni, był Christian Streich. Do Badenii-Wirtembergii przyszedł w grudniu 2011 roku, kiedy klub znajdował się w dolnych rejonach tabeli i dramatycznie walczył o byt. Mimo odejścia do Newcastle United za prawie 12 milionów euro Papissa Demby Cisse cel udało się zrealizować, a już rok później niewiele zabrakło, aby Freiburg sprawił ogromną sensację i awansował do eliminacji Ligi Mistrzów (po porażce 1:2 z Schalke w ostatniej kolejce miejsce to zajął zespół z Gelsenkirchen). Potem udało się jednak zagrać w Lidze Europy. Południowoniemiecki klub zaczął później przeżywać chudszy okres, którego epicentrum była relegacja rok temu, choć gwoli ścisłości piłkarsko na nią nie zasłużył, a głównym powodem tego nieszczęścia była fatalna skuteczność.
Schwarzwald-Stadion ugości więc m.in. Bayern, Borussię Dortmund, Bayer Leverkusen czy Schalke. Dla Bundesligi stało się chyba dobrze, że związane z nią będą kolejne obrazki kameralnego stadionu z żywiołową reagującą publicznością.
RB Lipsk
O klubie spod szyldu Red Bulla napisano już chyba wszystko, ale uporządkujmy. 2009 rok – data jego powstania, siedem lat później pierwszy w historii awans do Bundesligi. Historycznym dniem okazał się 8 maja 2016. Zwycięstwo 2:0 nad Karlsruher pozwoliło cieszyć się z wywalczenia biletów do elity, a RB Lipsk został pierwszym, nomen omen od 2009 roku, zespołem z byłej NRD, który w niej się znalazł.
Osobisty sukces odniósł Ralf Rangnick. Na ławce trenerskiej zasiadł latem 2015 roku, ponieważ nie potrafiono znaleźć nowego szkoleniowca, który gwarantowałby wystarczającą jakość. Sam Rangnick łączył przez rok pracę trenera ze stanowiskiem dyrektora sportowego. Zapisał w CV swój trzeci awans do Bundesligi (wcześniej ta sztuka udała mu się z Hannoverem i Hoffenheim). Z końcem rozgrywek opuścił trenerski stołek, aby skupić się wyłącznie na roli dyrektora sportowego. Jego miejsce zajmie Ralph Hassenhüttl, który wykręcił z Ingolstadt wynik ponad stan, utrzymując bawarski klub bardzo pewnie w lidze.
Kadra lipskiego zespołu, mając na uwadze mocarstwowe plany, na pierwszy rzut wcale nie wygląda imponująco, jeżeli chodzi o rozpoznawalność nazwisk. Jednak im mocniej się w nią zagłębimy, zobaczymy, że jest kilka perełek, które mogą w przyszłości stać się wielkimi diamentami. Prawy obrońca Lukas Klostermann (młodzieżowy reprezentant Niemiec), Willi Orban grający na środku obrony, który nawet mógłby założyć trykot z orzełkiem na piersi, ponieważ jego mama jest Polką, Davie Selke, snajper, który trafił na Red Bull Arena za prawie 8 milionów euro, czy Yussuf Poulsen – duński napastnik, zdobywca siedmiu bramek w historycznej kampanii (w sierpniu najprawdopodobniej pojedzie na igrzyska olimpijskie do Rio, czym spełni swoje marzenie) – te nazwiska już dziś warto zapamiętać.
Dobre występy Yussufa Poulsena sprawiły, że znalazł się on na celowniku m.in. Liverpoolu. Oto, co potrafi Duńczyk:
https://www.youtube.com/watch?v=Hu5oZ-I9VvI
Na razie transferowego trzęsienia ziemi nie było, ale zdaniem wielu może ono nastąpić latem. Z Lipskiem były już łączone mocne nazwiska jak Sane czy Leno (bramkarz Bayeru ostatecznie postanowił zostać w Leverkusen), a w ostatnich dniach kandydatem numer jeden prasy jest Timo Werner, niedawny spadkowicz ze Stuttgartem.
Obojętnie, co się w najbliższych miesiącach stanie, już dziś wschodnie Niemcy mają drużynę w pewien sposób wyjątkową. RB Lipsk jak mało który klub wcześniej wzbudza ogromne kontrowersje, ale większość obserwatorów jest zgodna. W Lipsku w bliższej lub dalszej przyszłości zobaczymy futbol przez duże F.