Do końca sezonu T-Mobile Ekstraklasy pozostały tylko trzy kolejki. Trzy spotkania, które zdecydują o ostatecznych rozstrzygnięciach na polskim podwórku. Kto się utrzyma, kto spadnie i najważniejsze – kto zostanie mistrzem Polski. Dla niektórych mecze prawdy, dla innych spotkania o pietruszkę. 34. kolejkę zdominowały jednak wydarzenia pozaboiskowe.
Z pewnością w miniony weekend niewielu z Was poświęciło uwagę polskiej lidze. Ostatnią kolejkę spotkań rozgrywała włoska Serie A oraz przede wszystkim hiszpańska Primera Division, w której mecz Barcelona – Atletico decydował o mistrzostwie Hiszpanii. Dodatkowo mogliśmy śledzić rywalizację o Puchar Niemiec oraz Puchar Anglii. W związku z takim nagromadzeniem meczów o najwyższą stawkę nie wierzę, by ktoś o zdrowych zmysłach wybrał z własnej woli mecze T-Mobile Ekstraklasy. Ale u nas również się działo. Może nie były to tak spektakularne wydarzenia, ale pierwsze rozstrzygnięcia mamy już za sobą.
W grupie spadkowej sytuacja staje się coraz bardziej jasna. Śląsk Wrocław i Jagiellonia Białystok zapewniły już sobie utrzymanie w ekstraklasie. Obie drużyny podchodziły do sezonu z dużo większymi aspiracjami, ale powalczą jedynie o pozycję „lidera” dolnej ósemki. Prawie pewna wydaje się również kwestia spadku do 1. ligi. Dwa ostatnie miejsca w tabeli zajmują Zagłębie Lubin oraz Widzew Łódź. Oba zespoły zgromadziły 16 punktów, a do bezpiecznego 14. miejsca tracą ich aż siedem. Tylko trzy zwycięstwa zapewniłyby którejś z wymienionych drużyn utrzymanie, zakładając oczywiście, że Podbeskidzie i Cracovia nie wygrałyby żadnego spotkania. Wnioski nasuwają się więc same. Podobnie wygląda sprawa mistrzostwa. Po przegranej Lecha Legia Warszawa ma już osiem punktów przewagi i tylko jednego „oczka” brakuje jej, by po raz drugi z rzędu zostać najlepszą drużyną w Polsce. Jestem wręcz pewna, że piłkarze Henninga Berga nie wypuszczą takiej okazji z rąk. Już w niedzielę mogą świętować zdobycie mistrzostwa, czego pewni są warszawscy kibice, których ma się pojawić na Pepsi Arenie najwięcej w tym sezonie.
***
Jeśli mowa o rozstrzygnięciach, to warto też wspomnieć o decyzji klubów ekstraklasy, które wyraziły zgodę na kontynuowanie rozgrywek w przyszłym sezonie w takiej samej formie, jak ma to miejsce obecnie. Żadna z drużyn się nie sprzeciwiła, nowy system rozgrywek przypadł do gustu wszystkim, mimo że przed i w trakcie trwającego sezonu słychać było wiele krytycznych uwag. Może decydujące znaczenie miała rekompensata, jaką otrzymują kluby grające w grupie spadkowej. Jest to „tylko” 250 tys. złotych dla każdej z drużyn, a podobno większość prezesów i właścicieli i tak uważa, że jest to zbyt niska kwota. Przyznam szczerze, że byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że taka rekompensata w ogóle istnieje. Przecież nikt nie zsyłał tych zespołów za karę do grupy spadkowej. Decydująca była postawa zawodników na boisku, a to że spotkania rozgrywane są w gorszym czasie antenowym i z mniej atrakcyjnymi rywalami, to już chyba nie jest wina Ekstraklasy SA, która tę rekompensatę wypłaca. Zobaczymy, jak sprawdzi się obecny system w następnym sezonie. Polska liga kończy rozgrywki jako jedna z ostatnich w Europie, zaczyna jako jedna z pierwszych, może w myśl powiedzenia „ostatni będą pierwszymi” coś się z tego wykluje i wreszcie zobaczymy polską drużynę w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Pomarzyć zawsze można.
***
A jako że decyzji piłkarskich zarządów nigdy za wiele, to warto także przytoczyć decyzję Ekstraklasy SA w sprawie szpaleru, który tworzy się dla mistrza Polski, jeśli został on wyłoniony jeszcze przed końcem sezonu. Przez ostatnie dwa lata w regulaminie widniał zapis, który nakazywał utworzenie szpaleru. W tym roku jednak taki przepis zniknął, a sami piłkarze zdecydują, czy szpaler w ogóle chcą utworzyć. Decyzja jak decyzja, ale wzbudza sporo emocji. W obecnych rozgrywkach to prawdopodobnie Lech Poznań będzie musiał utworzyć szpaler Legii Warszawa. Nie jest tajemnicą, że oba zespoły nie przepadają za sobą. Pozostawiając klubom w tej kwestii dobrowolność, jestem naprawdę ciekawa, co zrobią podopieczni Mariusza Rumaka.
***
Na koniec najnowsza sprawa z boisk ekstraklasy. Łukasz Burliga, bo o nim mowa, został przyłapany w zakładzie bukmacherskim. Od kilku dni żyją tym tematem polskie media. Dzisiaj Wisła Kraków poinformowała o karze, jaką wymierzyła swojemu obrońcy. Piłkarz musi zapłacić grzywnę w wysokości 15 tys. złotych, a dodatkowo został zdyskwalifikowany na rok w zawieszeniu na dwa lata. Wydawało się, że sprawa sędziego Huberta Siejewicza będzie dobrą nauczką dla piłkarskiego światka. Jak widać jednak, tamta sytuacja szybko poszła w niepamięć, a piłkarze lubią odrobinę ryzyka. Szkoda, że na boisku nie są tak odważni i zdecydowani, jak w zakładach bukmacherskich.