Bayern Monachium w ligowym kryzysie. Czas bić mistrza?


„Bawarczycy” zaczynają sezon w Bundeslidze dość przeciętnie, choć nie musi być to powodem do paniki

30 września 2022 Bayern Monachium w ligowym kryzysie. Czas bić mistrza?
footballtransfers.com

Bayern Monachium zaczął swój pierwszy sezon bez Roberta Lewandowskiego. „Bawarczycy” zdobyli dziesięć tytułów mistrzowskich z rzędu i teraz marzą o kolejnym. Patrząc na ich poczynania w lidze, niektórzy zaczęli dostrzegać możliwość zdetronizowania mistrzów. Julian Nagelsmann i jego podopieczni muszą zmierzyć się z grą bez klasycznej „dziewiątki”. Ale czy to jest faktycznie przeszkoda w wygraniu Bundesligi? Niekoniecznie.


Udostępnij na Udostępnij na

Początek sezonu 2022/2023 jest przyzwoity dla mistrza Niemiec. Szczególnie sam start, który Bayern Monachium rozpoczął od zdobycia Superpucharu Niemiec. Następnie zanotował on mocne wejście w Bundesligę (wygrane 7:0 z Eintrachtem i 6:1 z Bochum). Dodatkowo „Bawarczycy” dobrze zaczęli rozgrywki Ligi Mistrzów. Kibiców zaczęły martwić dopiero ostatnie mecze w lidze. W czterech ostatnich kolejkach monachijczycy zremisowali trzy razy i raz przegrali. Zaczęto myśleć o tym, że wreszcie uda się obalić mistrza. Czy faktycznie tak może być?

Bayern Monachium aktualnie zajmuje 5. miejsce w lidze ze stratą pięciu punktów do lidera. Nie jest to olbrzymia strata, a trzeba jeszcze brać pod uwagę nadchodzącą przerwę w rozgrywkach spowodowaną mundialem oraz zimą. Oglądając „Bawarczyków” w dwóch pierwszych meczach Ligi Mistrzów, można było odnieść wrażenie, że ta maszyna działa dalej tak, jak trzeba. Tylko jednak wyjęto z niej ważny element, jakim był Robert Lewandowski. Niby monachijczycy zastąpili go, kupując Sadio Mane, ale nie była to wymiana jeden do jednego. Na odzwyczajenie się od gry na typowego napastnika też trzeba czasu. Akurat w Bawarii mają kogoś, kto w ostatnich latach specjalizował się w taktyce gry bez klasycznej „dziewiątki”.

Dlatego właśnie chcemy przedstawić cztery powody, które nie skreślają Bayernu z szans na wygranie mistrzostwa Niemiec.

Robert Lewandowski zrobił wyrwę

Zanim przejdziemy do pozytywnych spraw dla Bayernu, to musimy zacząć od najważniejszej rzeczy ciągnącej się przez Monachium na początku lata. Odejście takiego zawodnika jak Robert Lewandowski jest bolesne dla każdej drużyny. Wystarczy sobie przypomnieć, co było w Dortmundzie po tym, jak trzeba było zastąpić Polaka w Borussii. Praktycznie BVB straciła jeden sezon na tym, aby móc stanąć na nogi. Choć może nie tylko odejście Polaka spowodowało takie zamieszanie.

Zdawano sobie sprawę z tego, jak powstanie duża wyrwa po odejściu Polaka. Dlatego Bayern Monachium tak długo walczył o to, aby polski snajper został w Niemczech. Trudno byłoby znaleźć w tak krótkim czasie odpowiednie zastępstwo. Niektórzy szukali w Sadio Mane osoby, która miałaby zastąpić kapitana reprezentacji Polski. Senegalczyk jest wielkim piłkarzem, ale nie zawodnikiem podobnym do Lewandowskiego. Zresztą o samej wielkości „Lewego” najlepiej świadczy poniższa lista z najlepszymi snajperami Bundesligi w XXI wieku.

Michał Krzeszowski / iGol.pl

Wyjęcie tak skutecznego gracza z drużyny musi boleć. Zwłaszcza w momencie, kiedy nie było się na coś takiego przygotowanym. Monachijczycy przespali moment, w którym Lewandowski zaczął dawać im wyraźne znaki na temat swojego odejścia. Na szczęście po transferze Polaka do Barcelony w Bayernie nie ma wielkiej katastrofy. Pamiętamy też, jak wyglądał Real Madryt po odejściu Cristiano Ronaldo. Może od razu nie zaczęło tam wszystko funkcjonować jak trzeba, ale „Królewscy” wrócili na właściwy poziom. Swoje odcierpiała także Barcelona po stracie Leo Messiego. Ci wielcy po odejściu zawsze zostawiają pewnego rodzaju wyrwę. Wszystko zależy od samego klubu, jak on przygotuje się na zatkanie tej dziury.

Bayern Monachium wciąż jest wielkim klubem

Przejdźmy teraz do pozytywów. Nawet po odejściu Roberta Lewandowskiego Bayern Monachium nie stracił na swojej wielkości. Wciąż jest to najlepsza drużyna w Niemczech oraz ekipa, którą trzeba respektować w Europie. „Bawarczyków” wciąż wymienia się pośród najsilniejszych ekip Starego Kontynentu. Dodatkowo o sile marki świadczą też ruchy transferowe. W pierwszej kolejności udało się w Bawarii zatrzymać inne ważne elementy zespołu. Poza Polakiem nie odszedł nikt ważny.

Druga sprawa to transfer Sadio Mane. Kto spodziewałby się, że Bayern wyciągnie z Liverpoolu takiego zawodnika? „The Reds” w obecnym sezonie mają swoje problemy, a kibice nieraz zaznaczają przy nich odczuwalny brak Senegalczyka. Jeżeli „Bawarczycy” nie byliby postrzegani jako wielki klub, to nie daliby rady wyciągnąć do siebie takiego gracza. Można mieć do monachijskich władz pretensje o brak reakcji na odejście Lewandowskiego. Nie można jednak podkreślać, że zupełnie nic nie robi się w tej kwestii. Oliver Kahn i spółka nie są ślepi. Widzą, że obecna drużyna nie jest tak płynna jak przed odejściem Polaka. Dlatego już powoli działa się nad naprawą tego stanu.

Obecnie Bayern wraca do stylu transferów znanego z niedalekiej przeszłości. Wtedy w Monachium potrafiono dopinać ważne ruchy na kilka tygodni przed otwarciem okienka transferowego. W zasadzie od września pracuje się intensywnie nad pozyskaniem odpowiedniego zawodnika, który z miejsca przyjdzie do „Bawarczyków” i będzie strzelać gole. Aktualnie najwyżej na tej liście znajduje się Harry Kane. Anglik chciałby poczuć smak trofeów, a Tottenham nie jest w stanie mu tego zagwarantować. Jeszcze nie tak dawno temu chciał on przejść do Manchesteru City, ale obecnie Erling Haaland wybił mu ten pomysł z głowy. Może właśnie dla kapitana reprezentacji Anglii dobrym wyjściem byłby transfer do Niemiec?

Na pewno Bayern przez najbliższe miesiące będzie intensywnie pracować nad ściągnięciem odpowiedniej jakości snajpera. Nawet mimo pomysłów taktycznych Juliana Nagelsmanna, które potrafią ominąć konieczność posiadania typowej „dziewiątki”, to jednak w Monachium będzie takowa potrzebna. Nie zdziwią nas plotki mocniej łączące Kane’a z „Bawarczykami”, które pojawią się w styczniu przyszłego roku.

Julian Nagelsmann ma pole do popisu

Aktualnie Bayern Monachium nie posiada typowego piłkarza na pozycję numer dziewięć. W kadrze możemy znaleźć napastników, ale nie na wystarczającym poziomie. Choć trzeba przyznać, że Eric Maxim Choupo-Moting pełniący zadania następcy Lewandowskiego w zeszłym sezonie spełniał swoją rolę. Kameruńczyk otrzymujący szansę od trenerów pokazał, że jest przydatny dla zespołu. Jest też jeszcze sprowadzony latem młody Francuz Mathys Tel, który często wchodzi z ławki rezerwowych. Jednak obecnie w tym optymalnym składzie „Bawarczyków” nie ma typowego gracza na szpicę.

Dla przykładu pokazujemy skład z ostatniego meczu Bayernu, w którym nie ma miejsca na typowego napastnika grającego na szpicy. Julian Nagelsmann to jeden z najnowocześniejszych trenerów na świecie. W przeszłości pokazywał, że potrafi stworzyć zespół grający dobrze w piłkę, a nieposiadający wielkiej „dziewiątki” z przodu. Kiedy brakowało mu odpowiedniego piłkarza w Hoffenheim, to dużo goli strzelał Andrej Kramarić występujący głębiej. W RB Lipsk udało mu się zbudować zespół bazujący mocno na szybkości swoich piłkarzy. Przede wszystkim tutaj najbardziej wybił się Timo Werner, który potem nieco pogubił się w Anglii.

O dużej otwartości taktycznej w stosunku do tego, co ma się w składzie, świadczy także to, co Nagelsmann zrobił w Lipsku z Yussufem Poulsenem. Duński napastnik od kilku lat nie strzela hurtowo goli, ale spełniał wiele innych ważnych zadań taktycznych przydzielanych mu przez 35-letniego trenera. Reprezentant Danii często był tym najbardziej walczącym zawodnikiem z przodu, który mocno pracował na innych. Teraz niemiecki trener może wykazać się swoją pomysłowością w Monachium, bo jak już nie ma Lewandowskiego, to trzeba działać pod inną taktyką.

Nie można powiedzieć, że nowe pomysły Nagelsmanna nie działają. Teraz kiedy Bayern stawia na dużą elastyczność z przodu, to przebudził się Leroy Sane. Wydaje się, że on najbardziej zyskał na zmianie taktyki, o czym świadczy świetny początek sezonu (pięć goli i trzy asysty). Równie dobrze w tej taktyce czuje się Jamal Musiala, który ma dużo miejsca na drybling i wchodzenie w wolne przestrzenie. Cały czas gra swoje Thomas Müller, choć może liczbowo nie będzie tak dobry jak w zeszłym sezonie. Na tej elastyczności w ataku zyskują ci, którzy byli nieco zamknięci wokół Lewandowskiego (czytaj: mieli głównie do niego zagrywać piłki).

Są też momenty w meczach Bundesligi (i nie tylko), w których widać, że jeszcze nowa taktyka nie jest perfekcyjnie opanowana. Tutaj musimy wrócić do braku klasycznego napastnika. W wywiadach z niemiecką prasą Müller podkreślał, że czasem podświadomie chce szukać rozwiązania z zagraniem w pole karne, ale tam już nie ma typowej „dziewiątki”. Patrząc w przeszłość Bayernu, zawsze w drużynie był snajper z krwi i kości. Może nie było to zawsze nazwisko z najwyższej europejskiej półki, ale ktoś świetnie znający się na swojej robocie. Oprócz Polaka byli m.in. to Mario Mandżukić, Mario Gomez, Miroslav Klose, Luca Toni, Claudio Pizarro, Roy Makaay czy Giovane Elber.

W nowej odsłonie Bayernu jeszcze dobrze nie sprawdza się Sadio Mane. Dla Senegalczyka gra w roli fałszywego napastnika nie jest nowością, bo już w Liverpoolu był tak ustawiany przez Jürgena Kloppa. 30-latek potrafił się odnaleźć w takiej taktyce. Tak naprawdę nowa taktyka i pomysły Juliana Nagelsmanna zostaną zweryfikowane wiosną, kiedy będą rozgrywane najważniejsze mecze sezonu.

Bayern Monachium odmładza się

Mimo dominacji na krajowym podwórku i bycia cały czas w europejskich elicie władze Bayernu mają dobry przegląd własnej kadry. Jeszcze niedawno można było mieć duże pretensje do Hasana Salihamidzicia, który szwankował w roli dyrektora sportowego. Ostatnie okienko transferowe pokazało, że jednak Bośniak potrafi dobrze odnaleźć się w transferowej strategii „Bawarczyków”. Nawet nazwano go królem okienka transferowego.

Latem do Bayernu trafili Sadio Mane, Ryan Gravenberch, Noussair Mazraoui, Matthijs de Ligt i Mathys Tel. Nie licząc Senegalczyka, to „Bawarczycy” pozyskali piłkarzy poniżej 25. roku życia. Patrząc na kilka sezonów wstecz, widać wyraźną przebudową linii obrony mistrza Niemiec. Monachijskie władze cały czas kontrolują stan swoje składu i reagują na wszelkie problemy. Jeszcze do niedawna były pretensje o to, że brakuje w Monachium zawodników, którzy wchodziliby do pierwszego składu z drużyn młodzieżowych. Przykład Jamala Musiali pokazuje, że i w tej kwestii zaczyna się zmieniać na lepsze.

Kolejnym dobrym przykładem na lepsze stawianie na młodzież jest artykuł, który ukazał się w „Guardianie”. Był on na temat 60 najlepszych młodych piłkarzy na świecie. W tym gronie znalazło się miejsce dla czterech graczy Bayernu Monachium. Jeden z nich – Mathys Tel – nie jest stricte wychowankiem, bo został pozyskany latem ze Stade Rennes. Reszta to zawodnicy z ekip młodzieżowych, którzy ocierają się o kadrę mistrza Niemiec. „Bawarczycy” od kilku lat starają się też uważnie przyglądać tym młodszym piłkarzom, którzy po terminowaniu w juniorach mogliby wkrótce zasilić pierwszą drużynę.

Inni w Bundeslidze mają swoje problemy

Na korzyść mistrza Niemiec działa mocno jeszcze jeden fakt. Główni konkurenci do walki o mistrzowską paterę nie podnieśli swojego piłkarskiego poziomu. Borussia Dortmund wiedziała, że będzie musiała pogodzić się ze stratą Erlinga Haalanda, który przeniósł się do Manchesteru City. Szybko znaleziono następcę Norwega, ale Sebastien Haller na razie nie może grać. Nowy napastnik BVB miał raka jądra, z którym sobie poradził. Do treningów wróci dopiero w przyszłym roku. W miejsce reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej w trybie przyspieszonym sprowadzono Anthony’ego Modeste’a, który na razie słabo odnajduje się w czołowej niemieckiej ekipie.

Momentami widać problemy w ofensywie BVB, o czym najlepiej świadczy liczba zdobytych goli. W ligowej czołówce Borussia ma ich najmniej. W Lidze Mistrzów dobrze zaczęła od wygranej 3:0 z FC Kopenhagą, ale potem miała już mniej pola do popisu w meczu z Manchesterem City (choć przegrana 1:2 do końca na to nie wskazuje). Wszystko zapewne zweryfikuje bezpośredni mecz z Bayernem Monachium, ale trudno w nim widzieć dortmundczyków jako faworytów.

Kolejny klub z potencjałem to RB Lipsk, który w tym sezonie ma olbrzymie problemy. Kadrowo wiele tam się nie zmieniło, ale praca z Domenico Tedesco wyczerpała się. Nierówna forma, mieszanie dobrych meczów ze słabymi, a przede wszystkim fatalne wejście w Ligę Mistrzów (przegrana u siebie z Szachtarem 1:4) sprawiły, że „Byki” pozbyły się trenera. Nowym został Maro Rose, który będąc w klubie w dołku, potrafił wygrać z… Borussią Dortmund.

Wydawało się, że w tym sezonie o walkę o paterę (choć bardziej o miejsce na podium) będzie mógł się włączyć Bayer Leverkusen. „Aptekarze” dokonali bardzo ciekawych transferów, a jednocześnie nie osłabili składu. Czekano tam z niecierpliwością na start rozgrywek Bundesligi. Po siedmiu kolejkach są oni na… 15. miejscu w tabeli z dorobkiem zaledwie pięciu punktów. W Lidze Mistrzów zaczęli również źle od porażki z Club Brugge (0:1), ale sprawili niespodziankę, pokonując Atletico (2:0). W 8. kolejce zmierzą się z Bayernem Monachium i kto wie, czy ten mecz nie będzie decydujący w kontekście utrzymania posady przez Gerardo Seoane.

Obecnie w czołówce Bundesligi znajdują się Union Berlin (lider), SC Freiburg i TSG 1899 Hoffenheim. Są to ekipy z potencjałem do walki o czołową czwórkę, choć jest to też zależne od innych zespołów. Nie wydaje nam się, żeby na długości sezonu te drużyny utrzymały się w ścisłej walce o mistrzostwo Niemiec. Kibicujemy im mocno, ale patrząc na to realniej, to nie widzimy ich w roli sensacyjnego zdobywcy mistrzowskiej patery. Z innych ekip będących dalej w tabeli to Eintracht Frankfurt dopiero się uczy gry na trzech frontach i raczej nie będzie zainteresowany walką o 1. miejsce. Borussia Mönchengladbach czy 1.FC Köln nie mają wystarczającej mocy kadrowej, a mający większe ambicje VfL Wolfsburg na razie walczy ze samym sobą.

Wydaje się, że znowu w kwestii mistrzostwa Niemiec to Bayern Monachium będzie walczyć sam ze sobą. I tylko „Bawarczycy” będą mogli sobie sami przegrać mistrzowską paterę. Niby to jeden z najgorszych startów od 12 lat, ale nie oznacza on już teraz klęski. Przecież i przy mistrzostwie Borussii monachijczycy potrafili mocno punktować na starcie. 12 punktów to jeszcze nie jest żaden dramat i wielka strata w porównaniu z poprzednimi latami.

Jeżeli kilku monachijczyków wreszcie się odblokuje (a w końcu to nastąpi), a jeszcze zaczną oni czuć się swobodniej w nowej taktyce, to trudno znaleźć w Niemczech kogoś, kto mógłby ich zdetronizować.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze