Ligowy Bigos #33: Jeden bartoszek – całe morze nadziei


Korona Kielce znów biega, walczy i jest niebezpieczna dla rywali – jak Maciej Bartoszek rozbudził nad Silnicą nadzieje na utrzymanie

5 czerwca 2020 Ligowy Bigos #33: Jeden bartoszek – całe morze nadziei
Lukasz Sobala / Press Focus

W trakcie przerwy spowodowanej pandemią Maciej Bartoszek jak za dotknięciem magicznej różdżki odmienił grę i mentalność zawodników Korony Kielce. W spotkaniu z Wisłą Płock „Żółto-czerwoni” zaprezentowali dawno zapomniane atuty, z których przez lata słynęli – waleczność, wybieganie i zaangażowanie. To bardziej niż okazały rezultat poprawiło nastroje w Kielcach. Rozbudziło także nadzieję, iż walka o utrzymanie może zakończyć się powodzeniem.


Udostępnij na Udostępnij na

Ligowy Bigos to seria felietonów, w których będziemy skupiali się na najważniejszych wydarzeniach związanych z naszą rodzimą ligą. Dzisiaj poruszamy temat niespodziewanego wysokiego zwycięstwa Korony Kielce w Płocku, które może na dobre zmienić wynik walki „Żółto-czerwonych” o uniknięcie degradacji.

Ponad jedenaście lat temu po rzucie Artura Siódmiaka w spotkaniu piłkarzy ręcznych z Norwegią rozsławiona została tzw. jedna wenta. Nowa, nieformalna jednostka czasu, nazwana na cześć selekcjonera naszej reprezentacji. Piętnaście sekund, które liczy wspomniana wenta, całkowicie odmieniła losy ćwierćfinałowego spotkania. Po niedzielnym meczu Korony Kielce w Płocku nietrudno znaleźć analogię. Przez 90 minut na Stadionie im. Kazimierza Górskiego zmieniło się wszystko. Przebieg meczu, postrzeganie zespołu z Suzuki Areny i szacowanie szans kielczan na utrzymanie. Podobnie jak ponad jedenaście lat temu w Chorwacji powstała także nowa jednostka. Jeden bartoszek – jednostka nadziei.

Bartoszek – jednostka nadziei

To wielki paradoks. Szkoleniowiec, który mimo pozytywnych rezultatów został trzy lata temu pozbawiony pracy na Suzuki Arenie, teraz może uratować klub przed degradacją. Losy trenerów bywają jednak nieprzewidywalne. Na szczęście dla Korony Kielce Maciej Bartoszek nie chował urazy. Wręcz przeciwnie, gdy otrzymał sygnał z klubu, podjął się – według wielu – niemożliwego. Głosów wieszczących niechybny spadek „Żółto-czerwonych” nie można było jednak potępiać. Szwankowało praktycznie wszystko, od atmosfery w zespole, po defensywę i przede wszystkim atak. Nie było niczego. Po meczu w Płocku wydaje się, że jest wszystko.

Jedna jaskółka wiosny oczywiście nie czyni, lecz po wyrównującej bramce gołym okiem widać było ulgę w zespole. Radość z gry i kombinacyjne podania. Tego kibice „Żółto-czerwonych” od dawna nie uświadczyli. To było 60 minut (pierwsze półgodziny nie rzucało na kolana) satysfakcji z oglądania gry Korony Kielce. A to wszystko przecież w momencie, gdy problemy tylko się nawarstwiły.

Odejścia, kontuzje i kłopoty finansowe. Do tego widmo utraty 1 lipca praktycznie połowy kadry, której z końcem czerwca wygasają umowy. Maciej Bartoszek potrafił jednak odsunąć wszystkie problemy na bok i ukierunkować zawodników na jeden cel – walkę o utrzymanie. W tym na pewno pomogła przerwa spowodowania wstrzymaniem rozgrywek. Szkoleniowiec miał dzięki temu zdecydowanie więcej czasu, by dotrzeć do podopiecznych. Zmienić mentalność, która po kolejnych porażkach podupadła. Podobnie jak wiara w osiągnięcie celu. W przypadku kontynuowania sezonu praca Macieja Bartoszka przypominałaby operację na żywym organizmie.

Zespół z Suzuki Areny przez lata mimo zmieniania trenerów jak rękawiczki słynął z zaangażowania, walki o każdą piłkę i niezwykłej wytrzymałości. Wspomniane atuty za kadencji Gino Lettieriego jednak zanikły. Może z powodu zaciągu zagranicznych graczy, a może ze względu na preferencje włoskiego szkoleniowca. Korona Kielce grała inaczej, z rożnymi rezultatami. Tożsamość klubu rozsławiona na całą Polskę przez „Bandę Świrów” Leszka Ojrzyńskiego odeszła w niepamięć. Podobnie jak kapitalna atmosfera w szatni, dla której zawodnicy chcieli dołączyć do drużyny „Żółto-czerwonych”. Żadnego z aspektów nie potrafił przywrócić następca Włocha, Mirosław Smyła. Próbował, ale bez skutku. Udało się natomiast Maciejowi Bartoszkowi.

Dawna Korona Kielce powraca

Zakontraktowanie byłego szkoleniowca Chojniczanki Chojnice można odbierać jako próbę odbudowania tożsamości Korony Kielce. Klubu może ze średniej krajowej półki, lecz przez wiele lat stawiającego trudne warunki najlepszym. Braki w technice nadrabiającego zaangażowaniem i wolą walki. Z tego słynął zespół Leszka Ojrzyńskiego i dzięki tym aspektom „Żółto-czerwoni” zdobyli niezwykle ważne trzy punkty w Płocku. Biegali nawet w doliczonym czasie gry, gdy przeciwnik miał już dosyć.

Właśnie to zaangażowanie w końcowych sekundach spotkania może okazać się w bieżącej kampanii symboliczne. Zawodnicy, kibice, cała Korona Kielce znów wierzą, że po raz kolejny można uciec spod topora. Nadzieję we wszystkich, że na Suzuki Arenie na koniec sezonu odetchną z ulgą zamiast wycierać łzy, tchnął Bartoszek. Nowa, nieformalna jednostka nadziei.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze