Pozycja bramkarza w Lechu Poznań od wielu lat jest tematem wielu dyskusji. Obsada tej pozycji w „Kolejorzu” wzbudza wiele kontrowersji. Kibice cały czas żądają od właścicieli sprowadzenia do klubu niezawodnego i pewnego golkipera o uznanej renomie. Czy rozpoczynający sezon Bartosz Mrozek dorósł do roli bramkarza numer 1, mimo tego, że pion sportowy w Poznaniu zdążył go już praktycznie skreślić?
Na stałe między słupki w Lechu Poznań Bartosz Mrozek wszedł mniej więcej rok temu. Wychowanek Akademii Lecha Poznań jest „jedynką” od 20 sierpnia 2023 roku. Wyszedł wówczas w pierwszym składzie na mecz ze Śląskiem Wrocław i od tego czasu Filip Bednarek w spotkaniach ligowych jest tylko rezerwowym. Mrozek w bramce Lecha zdecydowanie nie miał łatwego początku. Na dodatek gra całego zespołu nie pomagała mu we wdrożeniu się do tak odpowiedzialnej roli. 24-letni obecnie bramkarz od początku nie miał w „Kolejorzu” łatwo, więc trudne warunki nie były dla niego zaskoczeniem. W końcu droga jaką przebył, również była bardzo kręta.
Do pierwszej drużyny
Bramkarze wyszkoleni w Lechu Poznań nie mają z reguły zbyt wielu powodów do optymizmu. „Kolejorz” jest bardzo ostrożny przy stawianiu na młodych zawodników między słupkami. Jest to pewnego rodzaju ewenement, bowiem na każdej innej pozycji na boisku poznańska młodzież promowana jest bardzo intensywnie. Bramkarze wyszkoleni w klubie większą rolę pełnią jedynie w rezerwach. Statystyki w tej kwestii są dla młodych bramkarzy niezwykle brutalne. Zazwyczaj nigdy nie debiutują w pierwszym zespole, a jak już dostaną swoją szansę na wypożyczeniu, klubowi brak odwagi, by dać młodemu piłkarzowi kredyt zaufania na tak newralgicznej pozycji.
Na tapet wziąłem młodych golkiperów z akademii, którym udało się zagrać chociaż jeden mecz w seniorskiej drużynie „Kolejorza”. Wyniki moich obserwacji są dla poznańskiego klubu zatrważające. Od 2014 roku poszczycić się tym może jedynie Miłosz Mleczko (Filipa Bednarka traktować należy jako golkipera sprowadzonego z zagranicy). Zagrał on w ekstraklasie tylko jedno spotkanie. Obecny golkiper Termaliki Bruk-Bet Nieciecza wszedł wówczas między słupki ze względu na poważny uraz van der Harta. I tak po debiutanckim występie na resztę sezonu zastąpił go bardziej doświadczony Karol Szymański. Lech Poznań boi się grać młodymi piłkarzami w bramce, więc sytuacja Bartosza Mrozka jest doprawdy bezprecedensowa. A jego losy mogły potoczyć się tak jak wielu innych poznańskich bramkarzy…
Trudne początki
Mrozek profesjonalną umowę z Lechem Poznań podpisał we wrześniu 2017 roku, mając zaledwie 17 lat. Talent zdecydowanie miał, czego świadectwem mogą być zaproszenia na testy do Manchesteru United oraz Crystal Palace. Ostatecznie został w Poznaniu, ale do pierwszego składu w Lechu miał bardzo daleko, więc tak jak większość młodych wychowanków Lecha ogrywać miał się na wypożyczeniach. Najpierw wybór padł na Elanę Toruń, gdzie zdecydowanie nie był w bramce wyborem numer 1. Rozegrał tam łącznie 12 spotkań w 2. lidze i do składu wskakiwał dosyć nieregularnie.
Więcej pograł na kolejnym, dwuletnim tym razem, wypożyczeniu do GKS-u Katowice. Był to swego rodzaju powrót do domu, bowiem Mrozek urodził się właśnie w tym mieście. „GieKSa” podobnie jak Elana grała na poziomie 2. ligi, ale wypożyczony piłkarz był już zdecydowanym faworytem do obsady bramki w Katowicach. W przeciągu dwóch sezonów rozegrał w barwach GKS-u 65 spotkań i zebrał bardzo dużo potrzebnego doświadczenia. Jednak dla Lecha 2. liga to zdecydowanie za mało. Po powrocie miał już 21 lat, a perspektywy na grę w drużynie Macieja Skorży były niewielkie. W Poznaniu ciśnienie na zdobycie mistrzostwa było większe niż zazwyczaj (obchody stulecia powstania klubu), więc szkoleniowiec nie mógł sobie pozwolić na eksperymenty w bramce.
Stal Mielec na ratunek
Mimo że wychowanek Lecha był bardzo daleko od tego, by regularnie grać w pierwszej drużynie, w jego karierze i tak nastąpił przełom. Przez kontuzję holenderskiego bramkarza „Kolejorza” i zasadę trenera Skorży, zgodnie z którą w meczach pucharowych zawsze broni rezerwowy golkiper, Mrozkowi udało się zadebiutować w Lechu Poznań. Brzmi to banalnie, ale patrząc na kariery innych młodych piłkarzy z tej pozycji, wyczyn Mrozka może być uznany za coś wyjątkowego. Gdy z powodu urazu pauzował van der Hart, Bartosz Mrozek zachował dwa czyste konta w dwóch meczach z Unią Skierniewice oraz Garbarnią Kraków.
Tak gramy w Skierniewicach! 🔵⚪️
_____#KOLE100RZ | #USKLPO pic.twitter.com/D7LcRuYGmd— Lech Poznań (@LechPoznan) October 26, 2021
Gdy Holender wrócił do pełni zdrowia, przyszłość Mrozka ponownie została owiana tajemnicą. Zwrot akcji nastąpił w maju 2022 roku, gdy „Kolejorz” walczył z Rakowem Częstochowa o mistrzostwo Polski, Stal Mielec miała ogromne problemy z obsadzeniem pozycji bramkarza. Urazów doznali zarówno Rafał Strączek, jak i Daniel Primel, a trzeci golkiper Kais Al-Ani nie budził dostatecznego zaufania sztabu szkoleniowego. Poza oknem transferowym Mrozek zasilił więc Stal Mielec na zasadzie transferu medycznego. Zadebiutował w ekstraklasie, a w tamtym sezonie rozegrał w barwach Stali 2 spotkania. Nie zaliczył ani jednego czystego konta, ale w Mielcu i tak zdecydowano się na przedłużenie współpracy z byłym piłkarzem GKS-u Katowice.
Lech zatęsknił za Mrozkiem
Nie można powiedzieć, że Lech postawił na Mrozku tzw. krzyżyk. Zabezpieczył bowiem swoje interesy i przedłużył kontrakt z bramkarzem do czerwca 2026 roku. Ale w praktyce nikt w Poznaniu nie wierzył w bramkarza. Prezes Stali Mielec – Jacek Klimek – podkreślał, że klub z Podkarpacia ma możliwość wykupu zawodnika za „realne pieniądze”. Piłkarzowi, który w wieku 22 lat rozpoczyna swój pierwszy pełny sezon na poziomie ekstraklasy, nie wróżono wielkiej kariery za granicą. Nikt nie spodziewał się, że tak szybko poznańscy kibice zatęsknią za swoim wychowankiem.
Artur Rudko 🤝 @MendryTomek pic.twitter.com/HfULsCrJ7W
— Lech Poznań (@LechPoznan) June 8, 2022
Złożyły się na to dwie rzeczy. Lech do bramki sprowadził Artura Rudkę. Ukraiński piłkarz może być uznawany za największą pomyłkę transferową „Kolejorza” w historii. Jego indywidualne błędy w Azerbejdżanie pozbawiły Lecha marzeń o Lidze Mistrzów. Już kilka miesięcy później fatalna postawa golkipera w meczu Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław przyczyniła się do odpadnięcia klubu z kolejnych rozgrywek. Na fatalne występy Artura Rudki w Poznaniu patrzono plując sobie jednocześnie w brodę. Wszystko ze względu na występy golkipera, który również był wypożyczony, ale z Lecha Poznań.
Fenomenalny Bartosz Mrozek
Bartosz Mrozek fantastycznie wszedł w sezon 2022/2023. Na dodatek Stal inaugurowała tamte rozgrywki właśnie na stadionie przy ulicy Bułgarskiej. Lech nieco lekceważąc umiejętności Mrozka nie zawarł w umowie wypożyczenia tzw. klauzuli strachu, a oddany rywalowi bramkarz kilkukrotnie ratował swój zespół przed stratą bramki. Piłkarz Stali Mielec utrzymał świetną dyspozycję i już w sierpniu 2022 roku zaczęto mówić o potencjalnym powrocie bramkarza do Poznania. Media obiegła wówczas informacja, że powrót Mrozka po wypożyczeniu będzie Lecha trochę kosztować. Po fatalnym początku sezonu i nieudanym skautingu bramkarzy była to kolejna kompromitacja pionu sportowego.
„Kolejorz” miał za kogo płacić, bo wychowanek przez cały sezon bronił bardzo dobrze. Wśród kibiców Stali zaczęło nawet panować przekonanie, że to właśnie bramkarz był najpewniejszym punktem ich drużyny. W całej lidze również się wyróżniał. Miał drugi najlepszy procent obronionych strzałów na własną bramkę, zaraz po Zlatanie Alomeroviciu z Jagiellonii Białystok. Bartosz Mrozek był kluczowym elementem, który uratował zespół z Podkarpacia przed spadkiem z ligi. Stal uwierzyła, że młody bramkarz może zabłysnąć w ekstraklasie i ten spłacił im dług zaufania z nawiązką.
Nie może być zbyt pięknie
Po tak świetnych występach wypożyczonego zawodnika Lech po prostu musiał przyznać się do błędu, zapłacić i ściągnąć wychowanka z powrotem do Poznania. Wiązało się to z wydatkiem finansowym, ale po niepowodzeniach bramkarskich Artura Rudki oraz Dominika Holca, najpilniejszą z potrzeb było właśnie sprowadzenie golkipera pozytywnie zweryfikowanego na poziomie ekstraklasy. Nikt jednak w Poznaniu nie zamierzał dać Mrozkowi miejsca w bramce za zasługi w Stali Mielec. W sztabie szkoleniowym pojawił się nowy trener bramkarzy – Maciej Borowski – więc w kwestii rywalizacji bramkarzy każdy startował z czystą kartą. Ku wielkiemu rozczarowaniu fanów jako „jedynka” sezon rozpoczął Filip Bednarek, którego zaczęto już porównywać do Krzysztofa Kotorowskiego. Rezerwowego bramkarza, który zawsze okazuje się być lepszy od przewidywanej „jedynki”.
Wszystko zmieniło się po klęsce w Trnawie. John van den Brom szukał w drużynie impulsu, który mógłby poprawić grę drużyny. Zdecydował, że potrzebna będzie właśnie zmiana w bramce. W meczu ligowym w barwach Lecha Mrozek zadebiutował we Wrocławiu 20 sierpnia. Zarówno pierwszy mecz, jak i cała premierowa runda w jego wykonaniu były słabe. Śląsk strzelił wówczas Lechowi 3 bramki, a przez całą jesień młodszy z bramkarzy Lecha znacznie ustępował w statystykach Filipowi Bednarkowi. Holenderski szkoleniowiec „Kolejorza” konsekwentnie stawiał jednak na Mrozka, choć niejednokrotnie miał powody, by wściekać się na byłego gracza Stali Mielec. Mimo tego wychowanek miejsca w pierwszym składzie na ekstraklasę już nie oddał. Od tamtej pory nie opuścił żadnego meczu ligowego.
Historyczna klęska, gra nogami i brak pewności
Po świetnym sezonie w Mielcu kibice Lecha łudzili się, że po wejściu nowego bramkarza między słupki, „Kolejorz” magicznie przestanie tracić bramki. Mrozek postrzegany był w kontraście do najgorszego bramkarza Lecha Poznań w historii. Wszyscy więc oczekiwali, że młody golkiper będzie rozwiązaniem wszelkich problemów i bolączek. Rzeczywistość zdecydowanie odbiegła od wyobrażeń fanów. Mrozek wszedł między słupki i wcale nie grał dużo lepiej od Filipa Bednarka.
Od kilku lat w „Kolejorzu” cierpiano na brak pewnego bramkarza na przedpolu własnej bramki. Drżano na myśl o jakimkolwiek dośrodkowaniu lub stałym fragmencie gry. Zmiana w bramce poprawiła ten aspekt gry poznańskiego zespołu, ale pogorszyło się wiele innych. Bartosz Mrozek zachował jesienią tylko 4 czyste konta w 16 meczach. To z nim w bramce Lech Poznań przegrał aż 5:0 z Pogonią Szczecin, stracił 3 gole z Jagiellonią Białystok i Widzewem Łódź. Z początku wpuszczał do siatki większość strzałów, które leciały w jego kierunku. Oczywiście wysokie porażki, brak czystych kont i tracone bramki to również wina fatalnej dyspozycji obrońców „Kolejorza”, ale bramkarz w klubie z ambicjami powinien dawać od siebie coś „ekstra”.
W kierunku młodego golkipera kierowany był jeszcze jeden zarzut. Od 2019 roku, gdy do bramki wskoczył Holender Mickey van der Hart, w Poznaniu przyzwyczajono się do bramkarza, którego atutem jest świetna gra nogami. Bartosz Mrozek zdecydowanie odbiegał poziomem zarówno od van der Harta, jak i Filipa Bednarka. Wykopy wychowanka „Kolejorza” zazwyczaj były niecelne, a niemal wszystkie kontakty z piłką podczas rozpoczynania akcji były bardzo nerwowe. Kiepska gra nogami bramkarza nie była oczywiście jedyną przyczyną fatalnej dyspozycji Lecha. Ale na pewno obserwowanie rozgrywania akcji od własnej bramki w wykonaniu Lecha mogło frustrować. Wobec Mrozka kierować można było wiele pretensji. „Kolejorz” tracił płynność w ataku pozycyjnym, w którym do tamtej pory bramkarz stanowił spory atut.
Spokojny rozwój
Z każdym kolejnym meczem sezonu 2022/2023 Lech Poznań pogrążał się coraz bardziej. Zawodzili liderzy wszystkich formacji. Bartosz Salamon nie prezentował pewności, z której znany był przed swoim zawieszeniem i kontuzją. Jesper Kalstrom zdecydowanie obniżył loty, stał się przewidywalny i niedokładny. Z kolei Kristoffer Velde nie mógł doczekać się odejścia z klubu i nie wyglądał ani na zdeterminowanego, ani zmotywowanego. Natomiast Mikael Ishak miał ponownie problemy ze zdrowiem. Zastępujący go Filip Szymczak nie był nawet blisko tego, by wejść w jego buty. Gdy negatywnie nastawiona opinia publiczna skupiała swoją krytykę na innych piłkarzach, Bartosz Mrozek mógł w spokoju nabrać pewności siebie. Zdecydowanie poprawił swoją grę i wyrósł na lidera drużyny.
W cieniu kolejnych kompromitujących porażek Bartosz Mrozek okazał się być najrówniejszym i najlepszym piłkarzem Lecha Poznań. W końcówce sezonu prezentował się naprawdę bardzo dobrze. Tak naprawdę dzięki niemu „Kolejorz” uniknął kilku wysokich porażek. Jednocześnie słaba dyspozycja reszty drużyny sprawiła, że młody bramkarz nie może dobrze wspominać swoich znakomitych występów.
Budowa pomnika
Warto przypomnieć między innymi mecz na stadionie przy ulicy Bułgarskiej z Legią Warszawa. Lech przegrał tamto spotkanie 1:2 po dwóch trafieniach samobójczych stoperów poznańskiej drużyny. Gdyby poznańska defensywa spisała się lepiej, znacznie więcej osób pamiętałoby, że tamto popołudnie mogło należeć właśnie do bramkarza Lecha. Przecież to Mrozek przy wyniku remisowym obronił rzut karny strzelany przez Josue.
Domowym meczem z Legią Warszawa Bartosz Mrozek pokazał, że jest gotowy na to, by grać w pierwszej drużynie „Kolejorza”. Jest coraz pewniejszy przy swoich interwencjach, potrafi wyłapywać wrzutki we własne pole karne, a gra nogami, która stanowiła jego największy mankament, cały czas się u niego poprawia. Gdyby w poprzednim sezonie Lech jako drużyna spisał się lepiej i osiągnął jakiś sukces, Mrozek również postrzegany byłby zupełnie inaczej. Obroniony karny Josue mógł stać się nienaruszalnym fundamentem jego pomnika przy ulicy Bułgarskiej. W obecnej sytuacji bramkarz Lecha dalej musi udowadniać, że z nim między słupkami „Kolejorz” może odnosić sukcesy.
Przyszłość u Frederiksena
Mrozek, tak jak i cały Lech Poznań, rozpoczął sezon przyzwoicie. Niels Frederiksen oraz nowy trener bramkarzy – Dominik Kubiak – wciąż uważają go za pierwszy wybór w bramce. Wygląda na to, że Bartek nauczył się już, że bramkarz w klubie, który dominuje na boisku, musi zachować nieco inny poziom koncentracji. W poprzedniej kampanii bramkarz Lecha wyglądał niepewnie. W Stali Mielec musiał bronić wiele strzałów, więc miał duże szanse, by się wykazać. Z kolei w Poznaniu miał zdecydowanie mniej pracy do wykonania, a procent udanych interwencji znacząco się zmniejszył. W tym sezonie wygląda już na golkipera, który potrafi zachować koncentrację mimo bycia bezrobotnym przez znaczną część meczu.
Pokazał to chociażby w spotkaniu z Górnikiem Zabrze, w którym nie musiał interweniować często. Jednocześnie gdy po rykoszecie od Joela Pereiry musiał wykazać się świetnym refleksem, zrobił to i uratował swoją drużynę od straty bramki. Doświadczenie ze Stali Mielec procentuje również, gdy to przeciwnik Lecha dominuje na boisku. W hicie 4. kolejki ligowej „Kolejorz” mierzył się z Rakowem Częstochowa i Mrozek w nawałnicy strzałów podopiecznych Marka Papszuna czuł się doskonale. Zanotował kilka bardzo ważnych parad i w rezultacie trafił do najlepszej 11 kolejki.
Oto jedenastka 4⃣ kolejki @_Ekstraklasa_ wg redaktorów iGola ⚠️
Tym razem żaden z zawodników nie znajdował się w poprzednich naszych zestawieniach.
Zgadzacie się z naszymi wyborami? Kogoś brakuje? 🤔#ESA #Ekstraklasa #11iGola pic.twitter.com/y53bASFXKC
— iGol (@igolpl) August 13, 2024
Nie można jeszcze uznać Bartosza Mrozka za golkipera kompletnego. Wątpliwości wciąż budzi jego gra nogami, mimo tego, że zrobił w tej kwestii bardzo duży postęp. Nie pomógł drużynie w tym aspekcie w meczu z Widzewem Łódź. Drużyna Daniela Myśliwca zastosowała wobec „Kolejorza” bardzo wysoki pressing i Lech miał problemy w rozegraniu piłki przy własnym polu karnym. Po nerwowych wybiciach poznańskiego zespołu Widzew zbudował sobie dwubramkową przewagę. W dalszych fragmentach meczu blok obronny „Kolejorza” gubił się pod naporem rywali. Bramkarz, który pewnie czuje się w grze nogami, byłby w takiej sytuacji wartością dodaną. Mrozek nie mógł wówczas pomóc drużynie.
Mrozek przeciera szlaki?
Nie zmienia to jednak faktu, że obecność wychowanka między słupkami jest bardzo ważna. Mimo swoich braków Bartosz Mrozek jest bardzo pewnym punktem „Kolejorza”. Wciąż nabiera doświadczenia, więc wkrótce może stać się dyrygentem obrony z prawdziwego zdarzenia. Bardzo istotny jest również fakt, że jest też pierwszym od wielu lat bramkarzem Lecha, który wszedł do bramki z akademii. 24-letni golkiper może wskazać drogę zarówno działaczom, jak i młodym zawodnikom. Jego gra jest znakiem, że między słupkami bardzo pewny może być piłkarz wyszkolony w klubie. A w kolejce do bramki „Kolejorza” czeka między innymi zdolny Mateusz Pruchniewski, który w poprzednim sezonie został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem 2. ligi. Czy może to być dla Lecha kolejny segment „Nowego Rozdania”?
ten opis z jego grą nogami, to opis w rodzaju - "widze tylko bramakrza i to, że kopie".
Zwróc uwage jakiego rodzaju podania otrzymywal w tamtym sezonie i teraz, nie ma wiekszej różnicy, chłopak jest pozycji a dostaje podania, które musi gonić. Ponadto po przyjęsciu piłki, która musi gonić, współpartnerzy wcale nie oferują mu możliwosci dalszego budowania, tym samym laga to jedyna opcja.