Co roku słyszymy odważne deklaracje z ust działaczy GKS-u Tychy. Tym razem to już na pewno ten sezon, po którym ekipa "Tyskich" będzie mogła świętować awans do ekstraklasy. Organizacyjnie wygląda to wręcz idealnie (na pewno dużo lepiej niż w Mielcu czy Warcie Poznań). Duży nowoczesny stadion? Jest. Stabilna sytuacja finansowa? Jest. Ambitny projekt sportowy z ciekawymi piłkarzami? Jest. Kolejne sezony rozmieniania się na drobne w pierwszej lidze na pewno nie działają na korzyść klubu z siedzibą przy ulicy Edukacji. Czy w tym sezonie nadejdzie w końcu upragniony awans?
GKS Tychy sezon rozpoczął od mocnego falstartu. W pierwszych dwóch meczach drużyna prowadzona przez Artura Derbina nie zdołała nawet zdobyć bramki. Bezbarwny remis z przesłabym Stomilem Olsztyn i wysoka porażka z Zagłębiem Sosnowiec musiały zmartwić kibiców. Później udało się wygrać z Sandecją i Resovią, a między tymi meczami zremisować z GKS-em Bełchatów. Dokąd więc zmierzają tyszanie?
Bełchatowski zaciąg
W sezonie 2019/2020 GKS Tychy był podręcznikowym przykładem, jak nie dobierać kadry w klubie piłkarskim. Doświadczonego Tarasiewicza zastąpił Komornicki, który nawet nie był trenerem, tylko dyrektorem sportowym, i tak też kazał się określać. Kiedy i to nie wypaliło, sezon dokończył Horwat, który dokonał rzeczy wydawać by się mogło niemożliwej i wyrzucił tyszan z baraży o PKO Ekstraklasę. Prezes Leszek Bartnicki w końcu poszedł po rozum do głowy i na sezon 2020/2021 zatrudnił porządnego trenera Artura Derbina, który wydawać by się mogło, wyrobił sobie markę w drużynie dużo słabszej, jaką na pewno jest GKS Bełchatów.
Derbin zasłynął jako specjalista od rzeczy niemożliwych. Swoją charyzmą udało mu się pociągnąć za sobą wbijających z głodu zęby w ścianę piłkarzy GKS-u Bełchatów, nieraz utrzeć nosa faworytom i utrzymać zespół w pierwszej lidze. W Tychach działacze i kibice wierzą, że szkoleniowiec również w warunkach cieplarnianych, jakie tworzy mu zarząd klubu, pokaże swoje umiejętności. Wraz z Derbinem z Bełchatowa do Tychów przeprowadzili się Bartosz Biel (zawodnik, którego trener praktycznie stworzył, jeden z najciekawszych piłkarzy występujących obecnie w pierwszej lidze) oraz Krzysztof Wołkowicz.
Oprócz dwóch byłych „Torfiorzy” skład drużyny z Tychów uległ tak naprawdę niewielkim zmianom. Odejścia Kalaste czy Daniela podyktowane były wiekiem piłkarzy i raczej dla obu stron konieczne. Martwić może sprzedaż perspektywicznego Szumilasa czy doświadczonego, uzdolnionego technicznie Kristo, jednak ubytki te zostały uzupełnione w na tyle mądry sposób, że nie należy się martwić o jakość drużyny.
Falstart
Drużyna, która mogła poszczycić się najlepszą ofensywą w sezonie 2019/2020, w pierwszych dwóch meczach nie zdobywa bramki. Utarte powiedzenie „pierwsza liga styl życia” po raz kolejny dało o sobie znać. Remis 0:0 ze Stomilem, który będzie bezlitośnie obijany przez następne trzy kolejki, nie może napawać optymizmem. Gdyby GKS jeszcze walczył, a drużyna z Olsztyna zamurowała swoją bramkę, można byłoby to zrozumieć. Był to jednak jeden z najbardziej bezbarwnych meczów tego sezonu pierwszej ligi, jakie rozegrano.
Kolejny spotkanie to prestiżowy mecz z Zagłębiem Sosnowiec. Kolejne bezbarwne 70 minut. Gdyby komuś spieszyło się do domu i wyszedł ze stadionu przed 70. minutą znudzony monotonią wydarzeń boiskowych, mógłby się srogo zdziwić po powrocie do domu. W ostatnich 20 minutach meczu GKS Tychy dokonał wręcz niemożliwego i stracił trzy bramki.
W 3. kolejce w końcu przyszło upragnione zwycięstwo. „Tyscy” pokonali szorującą po dnie tabeli Sandecję Nowy Sącz. Pierwszą bramkę w sezonie 2020/2021 dla „Trójkolorowych” zdobył Bartosz Biel. Sztuka tym większa, że praktycznie całą drugą połowę grali w dziesiątkę.
Kolejka nr 4 to spotkanie symboliczne. GKS Tychy mierzył się z GKS-em Bełchatów. Wydawać by się mogło, że szybko zdobyty gol z rzutu karnego ustawi mecz i tyszanie wywiozą z trudnego terenu trzy punkty, jednakże w 70. minucie ambitni „Torfiorze” wyrównali, przez co Derbin musiał podzielić się punktami ze swoją byłą drużyną.
Ostatni mecz, jaki do tej pory rozegrał GKS, dobrze uwydatnia problemy, jakie trawią tę drużynę. Tyszanie mierzyli się w nim z beniaminkiem pierwszej ligi Resovią. Prowadzenie 2:0 w 80. minucie meczu zdałoby się na nic, bo już w 85. minucie stracili gola na 2:1 i Resovia spokojnie tworzyła sobie szanse, żeby doprowadzić do remisu.
W mieście, gdzie najlepsze piwo jest
GKS Tychy ma wszystko, żeby mimo tak mocnej obsady pierwszej ligi włączyć się w walkę o awans chociażby przez baraże. Dobry trener, świetni zawodnicy, prezes, który ma pomysł na klub, sprawiają, że w jakimś stopniu klub przypomina swoich przyjaciół z Łodzi, to jest ŁKS Łódź. Widocznym problemem „Tyskich” jest koncentracja, której piłkarzom nie starcza na pełne 90 minut.
Przed trenerem Derbinem trudny sezon. Tychy, które jak na razie słyną z hokeja, są żądne PKO Ekstraklasy. Potencjał tej drużyny również zdaje się przewyższać poziom pierwszej ligi. Na razie tyszanie zaliczyli falstart. Następny mecz z Arką też nie będzie należał do najłatwiejszych. Na szczęście sezon jest długi, a z Arką i ŁKS-em łącznie trzeba rozegrać tylko po dwa mecze. Od reszty zespołów GKS jest po prostu lepszy.