W zeszły czwartek Legia rozegrała jeden z najlepszych meczów w obecnym sezonie. Niestety, ale podopieczni Aleksandara Vukovicia razili wówczas nieskutecznością. Natomiast ich rywale w zasadzie ani razu nie zagrozili bramce Radosława Majeckiego. Dziś miało być inaczej – legioniści mieli wreszcie przełamać złą strzelecką passę, a grecki Atromitos, jak przekonywał jego trener, miał wreszcie porządnie zagrozić Legii…
– Liczy się awans, nieważne w jakim stylu – przekonywał przed zeszłotygodniowym spotkaniem Vuković. I o ile do tej pory legioniści swoim stylem najzwyczajniej w świecie nie przekonywali, o tyle trzeba przyznać, że pierwszy mecz z Atromitosem w ich wykonaniu był jednym z najlepszych w tym sezonie. Przede wszystkim pochwalić należy formację defensywną, gdyż Legia od początku zmagań na arenie międzynarodowej nie straciła jeszcze bramki.
Niestety nic dobrego nie można było powiedzieć o ofensywie. Od początku rozgrywek pomocnicy wicemistrzów Polski nie grzeszą kreatywnością, a jeśli chodzi o napastników, ci zwyczajnie rażą nieskutecznością. Tak było chociażby w pierwszym meczu z Atromitosem czy we wcześniejszych spotkaniach ze Śląskiem czy fińskim KuPS Kuopio…
Dłuższa regeneracja podziałała
O tym, jak ważne było dzisiejsze spotkanie dla legionistów, niech świadczy fakt, iż ci postanowili przełożyć ostatnie ligowe starcie z Wisłą Płock. Pomysł ten wywołał liczne kontrowersje. – Przełożenie meczu z Wisłą Płock da nam okazję na lepsze przygotowanie do tego meczu. Nic złego w tym nie widzę. Nie będę tego więcej komentował. Z naszej perspektywy przełożenie tego meczu było korzystne. Pomysł pojawił się w momencie, kiedy zorientowaliśmy się, że ten mecz ma odbyć się w środę. Doba mniej do przygotowania się do meczu może być bardzo odczuwalna. W innych krajach z przełożenia meczu nie robi się wielkich dramatów – tłumaczył na konferencji przedmeczowej szkoleniowiec Legii.
I tak na samym początku rewanżowego spotkania trzeba było przyznać, że dłuższa przerwa, a co za tym idzie dłuższa regeneracja, była dobrym pomysłem. Warto wspomnieć, że Legia w ciągu ostatnich 23 dni rozegrała siedem meczów. Już w pierwszym kwadransie widać było, że legioniści byli głodni gry. Nie inaczej było z ich greckim rywalem. Ateńczycy również nie zamierzali łatwo odpuścić, co zresztą udowadnia fakt, że już w 16. minucie poprzeczki były obite z obu stron!
Tak jak można psioczyć na Legię tak uderzenie Stolarskiego bardzo dobre. #ATRLEG
— Dawid Stelnicki 🇹🇭 (@DawidStelnicki) August 14, 2019
To, że coś dobrego się zmieniło w grze Legii, widać było niemal od samego początku, ale prawdziwy dobry sygnał przyszedł w 28. minucie. Wówczas po świetnej akcji zapoczątkowanej przez Cafu i kapitalnej asyście Valeriane’a Gvilii pierwszą bramkę w tym spotkaniu zdobył Paweł Stolarski, który bardzo precyzyjnym, płaskim strzałem zza pola karnego pokonał golkipera rywali. Kilka minut później bliski podwyższenia prowadzenia był Sandro Kulenović – znów ostatni podawał Gruzin.
Od tego momentu wiadomo było, że Legia nie będzie już musiała zbytnio szarżować. Inicjatywę powoli zaczęli przejmować piłkarze Atromitosu i za wszelką cenę chcieli wyrównać wynik spotkania przed końcem pierwszej odsłony. Ateńczycy mieli ku temu wiele okazji, ale tym razem to oni razili nieskutecznością. Po pierwszej połowie kibice nie mogli narzekać na brak emocji!
Obawiali się kontrataków
Aleksandar Vuković przekonywał na konferencji przed dzisiejszym rewanżem, że główną bronią ich rywali jest kontratak. Jednakże jakby nie patrzeć, po zdobytym golu przez Pawła Stolarskiego owa broń została rozbrojona. Stało się jasne, że teraz to Grecy muszą atakować, a wicemistrzowie Polski powinni czyhać na ich błąd. Bowiem to Atromitos musiał w 45 minut zdobyć co najmniej dwa gole, by awansować do kolejnej rundy.
Wydaje mi się, że Atromitos będzie chciał zagrać przed swoją publicznością bardziej ofensywnie, choć zdajemy sobie sprawę, że głównym pomysłem rywali na grę jest kontratak. To będzie trudniejszy mecz niż przed tygodniem, nie spodziewam się takiej przewagi naszej drużyny. Aleksandar Vuković
Już pięć minut po zmianie stron legioniści podwyższyli prowadzenie za sprawą trafienia Valeriane’a Gvilli, przy którym asystował Marko Vešović. Od tego momentu ateńczycy musieli zdobyć trzy bramki, by awansować do czwartej rundy eliminacji do Ligi Europy i widać było, że Grecy będąc pod presją, popełniają sporo błędów, które legioniści po prostu muszą wykorzystać. Stało się jasne, że Legia nie powinna już tak jak jej poprzednicy – Cracovia i Piast – roztrwonić prowadzenia!
Świetna akcja @LegiaWarszawa i drugi gol spotkania 💪 Takie zagrania chcielibyśmy oglądać jak najczęściej❗ #ATRLEG #tvpsport pic.twitter.com/semDbAhYya
— TVP SPORT (@sport_tvppl) August 14, 2019
Vuković niczym Jerzy Brzęczek
Sytuacja Aleksandara Vukovicia może przypominać troszkę sytuację Jerzego Brzęczka po meczu z Izraelem. Przypomnijmy, że kibice reprezentacji Polski, pomimo że ta cały czas zdobywała komplet punktów, nie byli do tej pory zadowoleni, gdyż ich ulubieńcy w większości meczów nie przekonywali prezentowanym stylem gry. Zmieniło się to dopiero po spotkaniu z Izraelem, kiedy to podopieczni Jerzego Brzęczka przełamali się na dobre, wygrywając 4:0.
Bardzo prawdopodobne jest, że dzisiejsze spotkanie rewanżowe z Atromitosem będzie takim przełamaniem dla wicemistrzów Polski jak wspomniane wyżej zwycięstwo Polski z Izraelem. Miejmy nadzieję, że po dzisiejszym spotkaniu legioniści będą jeszcze bardziej zmotywowani, a co za tym idzie – będą wreszcie grać tak, jakby sobie tego życzyli ich sympatycy. Nie da się zaprzeczyć, że dzisiejszy mecz był najlepszym, ale i najważniejszym spotkaniem za kadencji Aleksandara Vukovicia!
Bardzo dobrze opracowana przez Vukovicia taktyka i dyscyplina gry drużyny dała Legii pewne zwycięstwo nad przeciętnym Atromitosem.Błysneło światełko w długim tunelu i mam nadzieję,że będzie to impuls do bardziej aktywnego treningu aby umiejętności pozwoliły marzyć o sukcesach.
— Andrzej Strejlau (@A_Strejlau) August 14, 2019
O tym, czy dzisiejsze spotkanie nie było dziełem przypadku, przekonamy się w niedzielę. Wówczas „Wojskowi” podejmą u siebie Zagłębie Lubin, a kilka dni później zagrają w czwartej rundzie eliminacji do Ligi Europy. Rywalem warszawian będzie zwycięzca pary Glasgow Rangers – FC Midtjylland. Na razie bliżej awansu są piłkarze ze Szkocji, którzy pokonali na wyjeździe Duńczyków 4:2. Warto dodać, że Legia wciąż pozostaje jedyną drużyną, która cały czas nie straciła ani jednej bramki na arenie międzynarodowej!