Atletico znalazło pogromcę


Valencia wygrała 2:0 z Atletico Madryt w najciekawszym spotkaniu 10. kolejki Primera Division. Spotkanie nie było porywającym widowiskiem, ale jego końcówka była zdecydowanie pełna emocji. Gospodarze musieli grać w osłabieniu i wydawało się, że gol dla Atletico jest kwestią czasu. Tymczasem to „Nietoperze” zdobyły kolejną bramkę i tym samym Atletico doznało pierwszej porażki w tym sezonie, w dodatku z największym rywalem o najniższy stopień na podium La Liga.


Udostępnij na Udostępnij na

Spotkanie na Estadio Mestalla było bezsprzecznie największym hitem tej kolejki. Do Walencji przybył bowiem zespół, który pragnie zburzyć naturalny porządek wszechświata i zająć miejsce „Los Che” na ligowym podium. Na razie sztuka ta idzie im wyśmienicie, bo ani na krok nie ustępują Barcelonie. Jednak w przeciwieństwie do Katalończyków podopieczni Diego Simeone nie trafili w tym sezonie jeszcze na rywala z najwyższej półki. Spotkanie zamykające sobotni maraton miało dać odpowiedź na pytanie, czy zmiana na podium La Liga dokona się już w tym sezonie. Dodatkowo wszyscy nastawiali się na pojedynek Roberto Soldado z Radamelem Falcao. Słowem, to miał być wielki mecz.

Pierwsze minuty nie zapowiadały tego, że tak faktycznie się stanie. Wymiana podań, przechwyty, faule – słowem, przede wszystkim ostra gra w środku pola. Pierwsze emocje pojawiły się w 19. minucie, kiedy to w polu bramkowym Valencii upadł Falcao, a zrobił to tak nieszczęśliwie, że trafił prosto na nogę Soldado, który poważnie uszkodził „El Tigre”. Mimo nieumyślnego zagrania pierwsza krew (dosłownie) gracza Valencii. Trzy minuty później udało się otworzyć wynik spotkania, a dokonał tego właśnie niezawodny Soldado, który fantastycznym strzałem pokonał Courtois. Piękną asystę zaliczył także Rami, ale trudno jednoznacznie uznać, czy napastnik był na pozycji spalonej – jeśli tak, to milimetrowej. Zresztą, dla takiego gola warto było nie podnosić chorągiewki.

Na kolejne emocje kibice musieli czekać dłuższa chwilę, Atletico bowiem przez wiele minut zastanawiało się, jakim cudem ktoś mógł strzelić mu gola. Szansę miał Falcao, jednak po świetnym podaniu Adriana nie udało mu się wykończyć akcji w 33. minucie. Jeszcze przed przerwą kibice zobaczyli nawet czerwoną kartkę, a ukarany nią został szkoleniowiec gospodarzy, Pellegrini, który zbyt żywiołowo protestował przeciwko faulowi Ardy Turana.

Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza – dużo szumu pod jedną i drugą bramką, jednak tak naprawdę realnego zagrożenia dla bramki Courtois czy Diego Alvesa nie było. Groźnie strzelał w 53. minucie Juanfran, ale uderzył nad poprzeczką, podobnie jak Falcao głową kilka minut później.

Podopieczni Diego Simeone raz po raz próbowali atakować bramkę Diego Alvesa, ale rzeczywistego zagrożenia wciąż nie było. Na kwadrans przed końcem spotkania najpierw słupek ostrzelał Arda Turan, chwilę później z problemami uderzenie Cebolli odbił Alves. Kolejne minuty mijały w rozczarowujący sposób. Atletico nie miało żadnego sposobu, aby ugryźć rywala. Kolejne ataki kończyły się dośrodkowaniami, a te z kolei najczęściej zderzeniami Falcao z Alvesem lub jednym z obrońców. Końcowe minuty przypominały prawdziwy festiwal w zdobywaniu żółtych kartek. Głównym zwycięzcą okazał się Ricardo Costa, który za atak łokciem w głowę rywala zobaczył drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę.

Hiszpański temperament dał się we znaki także kilku osobom siedzącym na ławce Valencii, ale na ich szczęście sędzia okazał się litościwy, nikt bowiem nie musiał udać się przedwcześnie do szatni, nawet Ricardo Costa, który ukradkiem, stojąc w tunelu, także oglądał końcówkę spotkania. Kropkę nad i już w doliczonym czasie gry postawił Nelson Valdez, który bezlitośnie wykorzystał błąd defensywy gości i dał świetną zmianę za Soldado. Po podaniu Feghouliego bez problemów posłał piłkę obok Courtois i ustalił wynik spotkania.

Chwilę później sędzia zakończył to spotkanie, jednak warto podkreślić, że w samej końcówce arbiter zdecydowanie nie panował nad boiskowymi wydarzeniami – nie odgwizdywał oczywistego faulu i próbując się zrewanżować, gwizdał wtedy, kiedy faulu na pewno nie było. Pomimo dość nieciekawego spotkania przez większą część meczu końcówka zdecydowanie zrekompensowała wcześniejsze nieco mniej interesujące fragmenty. Wygrywając z Atletico, Valencia dała wyraźny sygnał, że nie odpuści bez walki miejsca, do którego zdążyła się już przyzwyczaić, czyli najniższego stopnia na podium La Liga.

Komentarze
~Kacper (gość) - 11 lat temu

Szkoda, że Atletico przegrało ale Valencia to dobry
klub.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze