Atletico fabryką napastników


1 grudnia 2014 Atletico fabryką napastników

Tak to już w hiszpańskich klubach jest, że każdy z nich ma w sobie coś wyjątkowego. Barcelona wprowadza do swojego składu wychowanków akademii, Real zaś rozsyła ich po świecie, a taki Athletic niemal w całości składa się z piłkarzy powiązanych z Baskonią. Nieco inny powód do dumy ma lokalny rywal „Królewskich”, Atletico, który w ostatnim czasie stał się prawdziwą wytwórnią wybitnych napastników, która przynosi gigantyczne dochody.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwszym genialnym atakującym, który zapoczątkował imponującą historię przedniej formacji w „Rojiblanos”, był Fernando Torres. Hiszpan zadebiutował na Vicente Calderon w wieku 17 lat i z miejsca stał się podstawowym graczem „Atleti”. Panują nawet opinie, że jest najlepszym piłkarzem, jakiego kiedykolwiek zrodziła miejscowa akademia. Ci, którzy forsują takową opinię, mają bardzo mocny argument w dłoni, a więc liczby. A te w przypadku „El Nino” są imponujące: 59 trafień w 140 meczach, co daje bramkę niemal co drugi mecz. Oczywiście w późniejszej historii byli tacy, którzy mogli się pochwalić lepszymi statystykami, ale bez wątpienia mieli także bardziej utalentowanych pomocników. Taki Costa miał do pomocy Koke, Ardę Turana czy Raula Garcię, a Torres strzelał bramki, mając za plecami Maxiego Rodrigueza czy Martina Petrova. To jednak nie przeszkodziło mu w zdobyciu chociażby takiej bramki:

Ostatecznie w lecie 2007 roku doszedł do wniosku, że Madryt jest już dla niego za mały i postanowił szukać szczęścia w Premier League. Abstrahując od tego, jak później potoczyły się jego losy w tej lidze, szczególnie podczas gry w Chelsea Londyn, akurat pobyt w stolicy Hiszpanii może wspominać bardzo dobrze. Podczas ostatniego okienka pojawiły się pogłoski, że Torres może wrócić na Vicente Calderon w ramach rozliczenia za Diego Costę. Do tego jednak nie doszło.

„El Nino” przeniósł się do Liverpoolu za 25 milionów funtów, a jeszcze w czasie tych negocjacji został zakontraktowany Diego Forlan, a więc kolejny wybitny egzekutor w kadrze „Rojiblancos”. Oczywiście trzeba pamiętać, że w żaden sposób nie można go wprost nazywać produktem tej fabryki, ale nie można zapomnieć, że zawdzięcza Atletico  nie mniej niż jego następcy. To właśnie w Hiszpanii, a przede wszystkim na Vicente Calderon, ponownie rozbłysła jego wielka gwiazda, po tym jak bez żalu pożegnano się z nim w Manchesterze United. W stolicy Hiszpanii stał się prawdziwym goleadorem, który doprowadził zespół do tryumfu w Lidze Europy. Urugwajczyk nie zapominał przy tym o indywidualnych osiągnięciach, które pozwoliły mu sięgnąć po Złotego Buta.

Partnerem Forlana było kolejne cudowne dziecko Atletico, czyli Sergio Aguero. Tutaj, w porównaniu z Torresem, nie mówimy jednak o wychowanku, lecz o piłkarzu, za którego trzeba było wyłożyć pieniądze, a w dodatku wcale nie małe. To spowodowało, że bardzo szybko pojawiły się głosy powątpiewania, czy mamy do czynienia z  udanym ruchem transferowym, a nie przypadkiem pieniędzy wyrzuconych w błoto. Tyle że popularny „Kun” od pierwszego dnia pobytu na Calderon udowadniał niedowiarkom, że jest wart każdej sumy. To spowodowało, że licznik jego bramek zatrzymał się na równej setce i podobnie jak „El Nino” mógł myśleć o kontynuowaniu kariery na Wyspach. Jak możemy ostatnio zaobserwować, strzelanie bramek przychodzi mu każdego dnia z jeszcze większą łatwością. I już dawno spłacił gigantyczne fundusze, jakie „The Citizens” przelali na jego konto. Chociażby tym trafieniem:

https://www.youtube.com/watch?v=VSidQMVneGk

Jako że życie nie lubi próżni, Atletico od razu po przenosinach Argentyńczyka na Wyspy  rozpoczęło poszukiwania kolejnego zawodnika, który na swojej pozycji będzie budził podziw i zazdrość całego piłkarskiego świata. Wybór padł na Kolumbijczyka Radamela Falcao, o którym przez wiele lat kibice na Calderon będą wspominać w swoich opowieściach. I ciężko przypuszczać, aby w przyszłości do stołecznego klubu zawitał napastnik, który ma taką smykałkę to pokonywania bramkarzy. 0,77 – taką średnią bramek na mecz miał Falcao, gdy w glorii chwały sięgał po zwycięstwo w Lidze Europy i ku rozczarowaniu kibiców opuszczał Madryt. Rozczarowanie fanów złagodziła, i to zapewne znacznie, kwota, jaką otrzymano od Monaco, bo mowa była o 60 milionach euro.

Radamel Falcao
Radamel Falcao miał niesamowite statystyki w Atletico (fot. almion.es)

Mimo że klub miał do dyspozycji całkiem spore fundusze na zakup napastnika, poważnej szansy doczekał się wreszcie Diego Costa. Ten sam, który miał możliwość gry, choć może właściwszą formą byłoby trenowania z prawie wszystkimi swoimi poprzednikami. Tyle że wtedy nikt nie widział w nim chociażby materiału na wybitnego gracza.  Z tego względu bez żalu był oddawany na wypożyczenia do kolejnych klubów z niższych lig. Tutaj jednak nie popełniono ostatecznego błędu i naturalizowany Hiszpan miał możliwość gry i sięgania po trofea, o których mogli tylko pomarzyć Aguero, Falcao czy Torres. Bez jego ważnych trafień podopieczni Diego Simeone nie tylko nie zagraliby w finale Ligi Mistrzów, a przede wszystkim nie sięgnęliby po mistrzostwo kraju. Gdy odchodził do Londynu, mógł spokojnie powiedzieć „trenerze, melduję wykonanie zadania”.

https://www.youtube.com/watch?v=tFBvHgA0oiw

Jako że każdą pustkę trzeba zapełnić, także i on doczekał się godnego następcy w postaci Mario Mandżukicia. Domyślam się, że zaraz pojawią się pytania: co on za głupoty wypisuje? Przecież Chorwat był już ukształtowanym piłkarzem, gdy trafiał do Madrytu. Tylko, czy rzeczywiście tak było? Czy mamy prawo posądzać Pepa Guardiolę o to, że bez żalu pozbył się ukształtowanego i przede wszystkim skutecznego napastnika? Trzeba uczciwie przyznać, że byłego snajpera Wolfsburga czeka jeszcze wiele pracy, abyśmy mogli go za takiego uważać.  Najważniejsze jednak, że już widać, że chce pracować. A nauczyciela ma przecież wybitnego. Już na pierwszy rzut oka można zauważyć, jak Chorwat poprawił grę w defensywie. Oczywiście długo jeszcze nie będzie tak skuteczny w pressingu jak Costa, ale od czegoś trzeba przecież zacząć.

Gdy to osiągnie, będzie mógł tak jak poprzednicy, w glorii chwały, za wielkie pieniądze przenieść się do jeszcze większego klubu. A wtedy znów w Madrycie pojawi się kolejny napastnik, być może nawet nastolatek, który za kilka kolejnych lat będzie zachwycał piłkarski świat. Zresztą dwóch kandydatów już jest w postaci Raula Jimeneza i Angela Correi. Co prawda pierwszy ma jeszcze spore problemy ze strzelaniem goli, a drugi jeszcze poważniejsze ze zdrowiem, ale nie ma wątpliwości, że o którymś z nich już niebawem będzie głośno na Calderon. Taki już tam mają klimat

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze