22 bramki – z takim bilansem Artjoms Rudnevs zakończył sezon 2011/2012, kiedy został królem strzelców naszej ekstraklasy. Latem 2012 roku łotewski napastnik obrał kurs na Hamburg, a działacze Lecha otrzymali za niego prawie 3,5 miliona euro. W ostatnich tygodniach, po bardzo długim okresie niemocy, przypomniał o sobie kibicom Bundesligi, strzelił dwie ligowe bramki i wydatnie pomógł hamburczykom zdobyć kilka nieocenionych punktów.
Przechodząc do Hamburgera SV, wpisał się na swój sposób na karty historii ligi niemieckiej, ponieważ został pierwszym Łotyszem w tych rozgrywkach. W czasie pobytu za naszą zachodnią granicą przeplatał momenty gorsze (choć gwoli ścisłości ich było więcej) momentami lepszymi.
Najbardziej udany okres miał pod koniec jesieni 2012 roku i wiosną 2013 roku, kiedy grał regularnie w wyjściowym składzie i stworzył wespół z Heung Min Sonem zabójczy duet, który strzelił łącznie 24 gole w lidze. Momentem chwały dla naszego bohatera był zwłaszcza mecz z Borussią Dortmund (ten sam, w którym Robert Lewandowski zobaczył czerwoną kartkę). Ekipa z portowego miasta wygrała na wyjeździe 4:1, a Rudnevs dwukrotnie pokonał Romana Weidenfellera. Łotysz był, dosłownie i w przenośni, na ustach wszystkich. Prócz splendoru ze strony mediów dwoje kibiców na jego cześć wykonało piosenkę, która wystartowała w konkursie promującym wykonywanie pieśni poświęconych HSV.
Oto piosenka poświęcona Rudnevsowi. Już w pierwszych słowach jej wykonawcy nawiązali do byłego klubu Łotysza – Lecha Poznań
Sezon 2012/2013 zamknął bilansem 12 bramek. Trudno było wtedy uwierzyć, że to jest ten sam zawodnik, który na początku jesieni regularnie zawodził i do którego włodarze Hamburgera SV już niemal stracili cierpliwość. Latem 2013 roku z klubu odszedł Koreańczyk Son, który za 10 milionów euro trafił do Bayeru Leverkusen. Wydawało się, że przed byłym królem strzelców ekstraklasy nadarzy się wyborna okazja, aby umocnić swoją pozycję. Działacze ściągnęli jednak w ramach wypożyczenia Pierre’a-Michela Lasoggę z Herthy Berlin, a także Jacques’a Zouę za ok. 600 tysięcy euro z FC Basel. Dodatkowo Thorsten Fink wynalazł Hakana Calhanoglu. Dla byłego lechity nie znalazł natomiast miejsca w swojej układance.
Jesienią 2013 roku rozegrał tylko 172 minuty, nie strzelając żadnego gola. Część kibiców „Dinozaurów” twierdziła, że Fink popełnia błąd, nie korzystając z jego usług. Fakt faktem zimą następnego roku trafił na wypożyczenie do Hannoveru 96. Po dobrym początku (w dwóch pierwszych meczach strzelił dwa gole) przyszedł znacznie chudszy okres, ponieważ w kolejnych 14 spotkaniach zdobył… dwie bramki!
Po półrocznym pobycie w Dolnej Saksonii wrócił do macierzystego klubu. Kolejna kampania była kompletną klapą. Grał co prawda w miarę regularnie, ale strzelił tylko jedną bramkę i wpisał się w marazm zespołu. Zasłużony klub miał czterech trenerów, rozgrywał tragiczne spotkania i cudem uratował się przed spadkiem.
W sierpniu zeszłego roku usilnie o usługi Rudnevsa zabiegał grecki PAOK Saloniki, w którym dyrektorem sportowym był człowiek, który zna go niemal jak własną kieszeń. Mowa o Franku Arnesenie. Były dyrektor sportowy hamburczyków radził napastnikowi przejście do Grecji. – Radzę Rudnevsowi, żeby przeszedł do PAOK-u. Ta decyzja wyjdzie mu na dobre – powiedział. Były zawodnik Lecha postanowił pójść w zaparte i powalczyć o miejsce w składzie. – Zdaję sobie sprawę z tego, że wywalczenie szans gry będzie zadaniem trudnym, ale postanowiłem podnieść rękawice – stwierdził latem.
Rację miał Arnesen. Łotewski snajper jesienią po raz kolejny musiał przełknąć gorzką pigułkę. Przegrywał rywalizację nie tylko z Lasoggą, ale także z dwoma nowymi nabytkami: Schipplockiem i Gregoritschem. Oliwy do ognia dolały także rewelacje mediów, które szeroko rozpisywały się o jego problemach prywatnych (m.in. w wyniku kłótni małżeńskiej miał zostać ugryziony przez żonę w język). W efekcie nie zagrał żadnego meczu w pierwszym zespole, a tylko w rezerwach, które występują na poziomie ligi regionalnej.
Nie dziwiły więc przybierające na sile z dnia na dzień spekulacje w sprawie możliwego powrotu do Poznania. Gdy wydawało się, że fani Lecha będą mieli okazję ponownie oglądać swojego ulubieńca sprzed lat, nagle sytuacja zmieniła się o 180 stopni.
Stało się tak, ponieważ Bruno Labbadia postanowił zabrać Łotysza na obóz przygotowawczy do tureckiego Belek. Oprócz treningów z drużyną grał regularnie w sparingach, a w jednym z nich – z Young Boys Berno – strzelił gola. Wyniki meczów towarzyskich hamburczyków nie były rewelacyjne, ale były król strzelców ekstraklasy wygrał zimą, jak się później okazało, najwięcej.
Pierwsze spotkanie rundy rewanżowej z Bayernem już przyniosło postęp. Znalazł się nie tylko po raz pierwszy w sezonie na ławce rezerwowych, ale pod koniec drugiej połowy pojawił się na boisku. Było to wejście bardzo dobre. Rudnevs kilka razy otrzymał piłkę do nogi, próbował pchać akcje do przodu i nie było praktycznie widać po nim braku ogrania.
Tydzień później ze Stuttgartem scenariusz powtórzył się z tą różnicą, że nasz bohater w końcówce strzelił pięknego gola głową. Było to jego pierwsze trafienie od 23 listopada 2014 roku, kiedy pokonał bramkarza bremeńskiego Werderu. – Grał słabo w pierwszej rundzie, ale zimą zaakceptował trudy okresu przygotowawczego. Dziś zbiera owoce – powiedział trener „Dinozaurów”.
W następnej kolejce odhaczył przyzwoity występ z FC Koeln. W rywalizacji z zespołem „Kozłów” zaliczył piękną asystę. Magicznym dotknięciem piłki obsłużył Nicolaia Muellera, który nie mniej efektownym uderzeniem wyrównał. Nagrodą za udany okres było wyjście w pierwszym składzie na mecz z niedawnym uczestnikiem Ligi Mistrzów – Borussią Moenchengladbach. 28-latek spłacił kredyt zaufania, który dał mu trener. Był motorem akcji ofensywnych, a stemplem był drugi ligowy gol, który wydatnie pomógł pokonać „Źrebaki”. Na marginesie warto dodać, że ta sytuacja była mocno kontrowersyjna, ponieważ zdaniem wielu w momencie kluczowego podania napastnik HSV znajdował się na spalonym. Powtórki pokazały jednak, że bezpośrednią asystę zaliczył bramkarz Rene Adler, a w momencie, kiedy golkiper wykopał piłkę, Łotysz pilnował perfekcyjnie linii spalonego.
Tak Rudnevs pokonał Yanna Sommera
W następny piątek na Commerzbank Arena, co nie było zaskoczeniem, były lechita zameldował się w wyjściowej jedenastce. Zagrał popisową partię w pierwszych 45 minutach i nieco słabsze 25 minut drugiej połowy (został zmieniony przez Lasoggę). Wystąpił też w weekend z Ingolstadt, ale był to jego najsłabszy mecz w 2016 roku.
Takiego Rudnevsa to nie było chyba od czasów Zalaegerszeg.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) February 19, 2016
Nowy rok należy zapisać więc na ogromny plus dla niego. Kombinacja jakich czynników spowodowała, że w początkowych meczach po przerwie zimowej jest najlepszym piłkarzem HSV? Ważną cechą jest upartość i zawziętość. Przyznają to kibice, przyznają to osoby ze środowiska klubu. – Artjoms ma mocny charakter – powiedział jego kolega klubowy, Lewis Holtby.
Po drugie problemy kadrowe nie pozostały bez znaczenie dla aktualnej sytuacji napastnika z Dyneburga. Na przełomie 2015 i 2016 roku słabszy okres notował dotychczasowy nr 1 – Pierre-Michel Lasogga. Uraz kości piszczelowej leczy Michael Gregoritsch, mocno zawodzą Sven Schipplock i Ivo Ilicević, a Ivica Olić przegrał z kretesem walkę o skład z Rudnevsem już na początku roku. Prawdopodobnie 28-latek zostanie na przyszły sezon w Hamburgu. Kibice Lecha marzący o powrocie swojego idola muszą na razie obejść się smakiem.