Czego mogliśmy się spodziewać po meczu głównych kandydatów do mistrzostwa Anglii? Na pewno kapitalnego widowiska, ostrej walki, pięknych goli i zwrotów akcji. Co dostaliśmy? Dokładnie to, co wymienione dwa zdania temu. O ile pierwsza połowa (mimo że z bramkami) mogła wydawać się statyczna, o tyle druga to prawdziwa esencja Premier League.
De Bruyne, Silva i Aguero w jednym składzie od pierwszej minuty? To musi skończyć się golami! W zasadzie. W praktyce zaś wyglądało to następująco: pierwszy samolubny, drugi cichy, trzeci zupełnie niewidoczny. Belg był najgroźniejszym graczem ekipy z Manchesteru, kilka razy próbował strzałem zaskoczyć dobrze dysponowanego Petra Cecha, ale w większości sytuacji powinien zachować się bardziej altruistycznie. Najbardziej stracił na tym hiszpański pomocnik, który mógł strzelić praktycznie do pustej bramki, gdyby tylko jego kolega z zespołu nie pożałował mu piłki w dogodnej okazji. Sergio Aguero zaś przeszedł obok meczu, zamiast w nim uczestniczyć; mało tego, w drugiej części spotkania zaliczył groźny upadek po zderzeniu z jednym z rywali, po którym złapał się za głowę i musiał zejść z boiska na korzyść Wilfrieda Bony’ego.
Pellegrini pokazał tym meczem hierarchię w drużynie: Kevin De Bruyne musiał zadowolić się grą na prawym skrzydle, podczas gdy Silva operował na pozycji środkowego ofensywnego pomocnika. Czwartym do brydża powinien być Raheem Sterling, który z przyczyn znanych jedynie szkoleniowcowi ustąpił miejsca w pierwszym składzie kompletnie bezproduktywnemu dziś Fabianowi Delphowi. Prócz młodego skrzydłowego w szeregach „The Citizens” nie zobaczyliśmy również Kompany’ego, którego musiał zastępować Mangala. Drużynie nie wyszło to na dobre.
https://vine.co/v/iKTdIEP56BW
Po stronie Arsenalu zabrakło największej gwiazdy w postaci Alexisa Sancheza, i to wszystko, jeśli chodzi o ubytki w podstawowej jedenastce. Oezil i spółka podeszli do meczu z dystansem, pozwalając City prowadzić grę i czekając na kontry. Efekt? 2:0 dla gospodarzy po pierwszej połowie mimo zaledwie 40% posiadania piłki. Dwa strzały po stronie podopiecznych Wengera, sześć u przeciwników. Posiadaniem nie wygrywa się meczów, czego chilijski menedżer powinien nauczyć się, spoglądając na drugą stronę miasta, w którym pracuje, zresztą prawdopodobnie ostatni już sezon.
Mecz mógłby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby Manchester zaczął grać od pierwszej minuty. Goście postanowili jednak zacząć prawdziwą nawałnicę na bramkę czeskiego golkipera na dziesięć minut przed końcem spotkania i od tego momentu przeprowadzili kilkanaście niezwykle groźnych akcji. Jedna zakończyła się dość szczęśliwym, ale niezwykle pięknym golem Toure, przy którym Cech nawet nie próbował interweniować. Na nieszczęście „Obywateli” sędzia nie zauważył ewidentnego karnego, który powinien zostać podyktowany po faulu Oliviera Giroud w obrębie „szesnastki”.
Ten ostatni zaś udowodnił, że trzeba traktować go w tym sezonie poważnie. Jego bramka nie równa się jednak urodą z tą, którą zaserwował nam Theo Walcott – jego wspaniałe trafienie było na dobrą sprawę pierwszą dogodną akcją Arsenalu w całym spotkaniu, gol Francuza – drugą. Piłkarski minimalizm w wersji wyspiarskiej. Arsenal w drugiej połowie, aż do rozpoczęcia szturmu City, totalnie zdominował rywala, tworząc akcje przypominające te ze stolicy Katalonii, jednak żadną z nich nie znalazł drogi do siatki.
Mimo niepodyktowanego karnego Arsenal odniósł słuszne zwycięstwo w boju o… drugą lokatę w tabeli. Jeśli o meczu „Kanonierów” z Manchesterem można napisać, że jest batalią o zbliżenie się do ekipy Leicester, trzeba oddać szacunek Claudio Ranieriemu. Najlepsi na boisku byli dziś Oezil i Monreal, najsłabsi zaś Mangala i Delph. Londyńczycy przewodzą obecnie grupie pościgowej ze stratą dwóch punktów do lidera, strata City to już sześć oczek.
http://www.dailymotion.com/video/x3ixqph_arsenal-2-1-manchester-city-hd-full-english-highlights-premier-league-21-12-2015-hd_sport
Fakt, tych dwóch panów pod uwagę nie wziąłem. Koniec końców, i bez nich udało się drużynie Wengera wygrać. Dzięki za interakcję @onlyafc:disqus