Arka Gdynia słabo weszła w kolejny sezon na zapleczu ekstraklasy…


Arka Gdynia po dwóch pierwszych kolejkach ma na swoim koncie zaledwie jeden punkt. Dla ekipy myślącej o awansie nie jest to dobry wynik

14 sierpnia 2021 Arka Gdynia słabo weszła w kolejny sezon na zapleczu ekstraklasy…
B. Hamanowicz / miedzlegnica.eu

Może i Arka Gdynia nigdy nie była potentatem polskiej piłki, ale jej kibice od dłuższego czasu wymagali jednego – gry w ekstraklasie. Każde niepowodzenie w 1. lidze wiąże się zatem ze sporą frustracją. Tegoroczna dezaprobata jest jeszcze większa, ponieważ w pierwszych dwóch kolejkach podopieczni Dariusza Marca zanotowali remis oraz porażkę.


Udostępnij na Udostępnij na

Klubowi chcącemu zapewnić sobie grę na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce takie rezultaty po prostu nie przystają. Nie w takich okolicznościach i nie z takimi przeciwnikami. Te pierwsze mecze były dla gdynian niczym siarczysty policzek, który przestanie piec dopiero w momencie osiągnięcia ewentualnego awansu.

Arka i fatalny ciąg przyczynowo-skutkowy

To określenie idealnie opisuje pierwsze dwa spotkania w wykonaniu „Żółto-niebieskich”. O ile jeszcze po starciu z Zagłębiem Sosnowiec mogliśmy nazwać końcowy wynik brakiem szczęścia, o tyle konfrontację z Chrobrym Głogów trzeba określić mianem ogromnej nieporadności ze strony „Śledzi”.

Arka popełniała głupie błędy w defensywie, czego dowodem są obydwie bramki zdobyte przez „Pomarańczowych”. Pierwsze trafienie dla głogowian sprokurowane zostało przez beznadziejne przejście z fazy ataku do obrony bramki. Kontratak graczy Ivana Djurdjevicia musiał zakończyć się golem. Nikt z arkowców nie potrafił nawet nadążyć za akcją, aby dogonić futbolówkę. Nic dziwnego więc, że Dominik Pila znalazł idealną lukę między defensorami i znalazł wybiegającego na wolne pole Mateusza Bochnaka.

Druga bramka to sprokurowany rzut karny przez 17-letniego Kacpra Skórę. Wahadłowy popełnił szkolny błąd, faulując w polu karnym piłkarza gości. Rzut karny z zimną krwią wykorzystał kapitan gospodarzy Oliver Praznovsky. Arka już w 40. minucie przegrywała 0:2, co wskazywało na większą mobilizację w drugiej połowie.

I taka też była obecna wśród zawodników Dariusza Marca, lecz ona nie wystarczyła. Arka po raz kolejny biła głową w mur, będąc przy tym zmuszona do ciągłych dośrodkowań, z racji dobrze zorganizowanej defensywy rywala. Jak się skończył cały mecz? Wynikiem takim samym jak pierwsza połowa, czyli 0:2.

Rozgoryczenie po tak nieskutecznej, a zarazem lekkomyślnej grze było ogromne. Stało się ono jeszcze większe, gdy kibice spojrzeli na niemoc w słowach trenera ich ulubieńców na pomeczowej konferencji prasowej.

– Co tu powiedzieć… Sami widzieliśmy. Pierwsza połowa to zbyt wiele błędów. Dla mnie kluczowym momentem był rzut karny dla Chrobrego i już wtedy nie wyglądało to dobrze. Dwie bramki zaliczki dla przeciwnika do przerwy. Druga połowa przebiegła już pod nasze dyktando, ale cóż… Wykreowaliśmy multum sytuacji, nie wykorzystaliśmy żadnej i straciliśmy punkty – Dariusz Marzec na konferencji prasowej po meczu z Chrobrym Głogów.

Okres przygotowawczy zapowiadał co innego

Jeszcze niedawno pisaliśmy o tym, jak Arka dobrze wyglądała podczas okresu przygotowawczego. Gdynianie nie ponieśli w nim żadnej porażki, kończąc go z czterema zwycięstwami i 13 bramkami w pięciu meczach.

Skarb kibica Fortuna 1. Ligi: Arka Gdynia – wrócić do ekstraklasy

Ponadto gdy spojrzeliśmy na listę przeciwników, mogliśmy śmiało powiedzieć, że „Śledzie” poradziły sobie nieźle. Nikt, patrząc na sparingi, nie mówił o całkowitym zdominowaniu ligi, lecz nie myślał też o tak słabym początku arkowców. Tymczasem wszystkie przedsezonowe przewidywania można wyrzucić prosto do kosza na śmieci. Nie tak sobie wyobrażali ten początek wszyscy związani z gdyńskim klubem…

– Na pewno nie tak sobie wyobrażaliśmy rozpoczęcie sezonu, wiedząc przy tym, że dwa pierwsze spotkania rozgrywamy u siebie. Chcieliśmy w nich uzyskać komplet punktów. Niestety nie wyszło – Mateusz Żebrowski na konferencji prasowej po meczu z Chrobrym Głogów.

„Wehikuł czasu to byłby cud…”

Tę legendarną pieśń mógłby zanucić dzisiaj każdy kibic z Gdyni, wspominając czasy, w których drużyna grała w ekstraklasie. Pamięcią nie trzeba sięgać daleko, ponieważ wystarczy cofnąć się zaledwie półtora roku. Jednak gdy sympatyk „Żółto-niebieskich” popatrzy nieco bliżej, a mianowicie na końcówkę zeszłego sezonu Fortuna 1. Ligi, też może wspominać te czasy z drobnym sentymentem.

Dlaczego? Odpowiedź jest dość banalna – wtedy Arka osiągała odpowiednie wyniki. Klub doszedł do finału Pucharu Polski, a i w lidze prezentował się imponująco, o czym świadczy zaledwie jedna porażka w ostatnich 12 starciach rundy zasadniczej. Cały czar prysł po półfinale baraży o awans, w którym arkowcy ulegli na własnym stadionie ŁKS-owi… Od tamtego momentu pewien czar Dariusza Marca prysł, co odbija się na rezultatach zespołu w nowym sezonie.

Arka znowu zacznie punktować?

Jest to jak najbardziej możliwe, aczkolwiek piłkarze Dariusza Marca będą musieli popracować nad swoją rażącą w oczy nieskutecznością. Dwa spotkania, 37 strzałów, 13 celnych, zaledwie jedna bramka. To chyba mówi samo za siebie.

Najbliższą okazję do odkupienia swoich win gdynianie będą mieli już dzisiaj o godzinie 18:00. Arka stawi czoła ostatniemu w tabeli Stomilowi Olsztyn, który nie miał jeszcze przyjemności cieszyć się z chociażby jednego punktu w obecnej edycji rozgrywek. Dla „Żółto-niebieskich” będzie to pierwsze wyjazdowe spotkanie w tym sezonie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze