Teraz przed nami dużo mniej przyjemna część podsumowania sezonu, ponieważ zamiast laurek będziemy wręczać rózgi tym, którzy na nie niestety zasłużyli i w rozgrywkach 2015/2016 nie spisywali się dobrze oraz zawiedli oczekiwania kibiców i ekspertów. Oto nasza antyjedenastka Bundesligi w rozgrywkach 2015/2016.
Bramkarz – Przemysław Tytoń
W tym miejscu wielu z was może postawić znak zapytania i zapytać się: warum? Polak znalazł się w najgorszej jedenastce sezonu nawet mimo tego, że w wielu meczach ratował skórę Stuttgartowi i wielokrotnie popisywał się bardzo dobrymi interwencjami. Gdzie więc leży jego problem? Ano w tym, że zdarzały mu się mniejsze bądź większe klopsy i w kilku sytuacjach mógł się na pewno zachować lepiej. Dodatkowo liga niemiecka posiada znakomitych bramkarzy i bardzo trudno było wybrać tego najgorszego, bo żaden praktycznie na to miano nie zasłużył. Można powiedzieć więc, że Tytoń został najgorszym wśród najlepszych.
Obrona – Hiroki Sakai
Na prawej stronie umieszczam Japończyka, który w Dolnej Saksonii gra od 2012 roku. Były zawodnik Kashiwy Reysol wpisał się w obraz tego sezonu na HDI-Arena. Grał słabo, popełniał dużo błędów, więc nic dziwnego, że przez wielu jest uważany za najgorszego prawego obrońcę w lidze.
Timo Baumgartl
W naszej najgorszej jedenastce kolejny piłkarz Stuttgartu. Nie powinno to nikogo jednak dziwić, bo zespół z Badenii-Wirtembergii grał w tym sezonie zwłaszcza w obronie fatalnie. Spadkowicz zakończył sezon w strefie spadkowej, stracił najwięcej goli (aż 75!), a przy wielu z nich palce maczał młody Niemiec. Przed nim jeszcze wiele pracy, aby dorównać chociażby Weiglowi, który znalazł się w najlepszej jedenastce sezonu.
Roman Neustädter
Kiedy pisaliśmy o bohaterach minionych miesięcy, jednym z nich został Ralf Fährmann, który wielokrotnie swoimi interwencjami naprawiał pomyłki kolegów z obrony, w tym między innymi Neustädtera. Urodzony w Dniprze zawodnik niemal co tydzień zadziwiał kibiców fatalnymi w skutkach interwencjami w defensywie, wyglądał na bardzo przestraszonego również w rozgrywaniu piłki i dlatego ląduje w najgorszej jedenastce tegorocznej kampanii, mimo że Schalke zagra w przyszłym sezonie w pucharach.
Emiliano Insua
Kojarzycie z pewnością to nazwisko. Dziś aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu Argentyńczyk występował w Liverpoolu czy był członkiem zespołu Diego Simeone, który dwa lata temu doszedł do finału Ligi Mistrzów. Kiedy latem przechodził do Stuttgartu, wydawało się, że może w mieście Mercedesa zapracować na status gwiazdy. Insua miał jednak spore problemy z ustabilizowaniem formy (dwukrotnie dostał najgorszą możliwą notę – 6) i dołożył swoją cegiełkę do pożegnania się drużyny z Bundesligą.
Tak kilka lat temu prezentował się Argentyńczyk:
Pomocnicy – Edgar Prib
W 2012 roku poprowadził Greuther Fürth do awansu do Bundesligi, w której był jedną z czołowych postaci sensacyjnego beniaminka. W 2013 roku przeszedł do Hannoveru, grał w zespole z Dolnej Saksonii regularnie. Minione miesiące były fatalne. Prib nie został liderem pomocy, nie uchronił drużyny przed pierwszym od 14 lat spadkiem, a dowodem marazmu 26-latka może być średnia not w Kickerze – 4,5.
Levin Öztunali
Wcześniej występował w Bayerze Leverkusen, a wieku 17 lat i 146 dni został najmłodszym w historii zawodnikiem „Aptekarzy”, który zagrał w Bundeslidze. Od 2015 roku występuje na Weserstadion, gdzie jednak w ogóle nie potwierdza swoich możliwości. W sezonie 2015/2016 strzelił tylko jedną bramkę i zaliczył cztery asysty, a w wielu spotkaniach był najgorszym piłkarzem na placu gry. Spore rozczarowanie.
Mario Götze
W ostatnim meczu z Hannoverem zdobył dwie bramki, ale ten sezon należy zapisać na duży minus po stronie byłego gracza dortmundzkiej Borussii. Götze grał przede wszystkim wiosną, ale od jakiegoś czasu nie jest to ten sam zawodnik, który kilka lat wcześniej oczarowywał publikę i sprawiał, że zaczęto go porównywać do samego Leo Messiego. Pod znakiem zapytania stoi jego przyszłość, bo coraz częściej spekuluje się o zmianie otoczenia, a zainteresowani mają być działacze Juventusu czy też Liverpoolu.
Szabolcs Huszti
Zimą Węgier przychodził do Eintrachtu po półtorarocznym pobycie w Chinach. Na Commerzbank-Arena liczono, że były zawodnik Hannoveru czy Zenitu przypomni sobie najlepsze lata kariery i będzie wozem pociągowym frankfurtczyków w kierunku szybkiego i pewnego utrzymania. Stało się inaczej. Doświadczony 33-latek nie spełnił pokładanych w nim nadziei (tylko jedna bramka i dwie asysty), a Eintracht cały czas musi drżeć o ligowy byt.
Napastnicy – Artem Kravets
Strzelasz 15 bramek w co by nie mówić mocnej lidze ukraińskiej, występujesz regularnie w pucharach czy też reprezentacji narodowej – jednym słowem wiązane są z tobą spore nadzieje. Tak miało być z Kravetsem. Kiedy zimą został wypożyczony do Stuttgartu z Dynama Kijów, liczono, że jego bramki dadzą utrzymanie. Rzeczywistość stała się brutalniejsza. Ukrainiec zdobył tylko jednego gola, a klub z Badenii-Wirtembergii przez najbliższe dwanaście miesięcy będzie zwiedzał stadiony na zapleczu.
Max Kruse
No i na zakończenie były już reprezentant Niemiec. Były, bo kilka miesięcy temu Kruse z powodu niewłaściwego zachowania pozaboiskowego wyleciał z reprezentacji. Sezon zakończył z bilansem sześciu goli (w tym trzy zdobył w spektakularnym występie z Hoffenheim, kiedy ustrzelił hat-tricka), jednak przez większą jego część był cieniem zawodnika sprzed transferu na Volkswagen-Arena, a lepsi nie byli też jego koledzy, którzy koniec końców wylądowali poza pucharami.