Angielska herbata: Everton – klub niecierpliwych ludzi


Mocarstwowe plany na Goodison Park znów odłożone na później?

19 lutego 2019 Angielska herbata: Everton – klub niecierpliwych ludzi

Cierpliwość jest jednym z fundamentów sukcesu w futbolu. Nawet dysponując wielkimi pieniędzmi, szanse na triumfy „od zaraz” są znikome. Od lat zapominają o tym na Goodison Park. Żyjąc w cieniu sąsiadów z czerwonej części Merseyside, co chwila zmieniają koncepcję budowy zespołu, rotując kolejnymi szkoleniowcami. To nie przynosi efektu. Nie przeszkadza jednak władzom Evertonu w kontynuowaniu własnej nieporadności i snucia mocarstwowych planów.


Udostępnij na Udostępnij na

Przed obecnym sezonem na Goodison Park powiało optymizmem. Były huczne zapowiedzi o nowej (której to już z kolei w ostatnich latach) koncepcji zespołu. Były także głośne transfery. Tym razem w końcu Everton miał wrócić na właściwe tory. Te, z których „The Toffees” zboczyli w ciemny i mglisty las, kiedy prawie sześć lat temu klub opuścił David Moyes. Patrząc na obecną niecierpliwość władz Evertonu, wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że Szkot przepracował na Goodison Park ponad dziesięć lat. Tym bardziej, że „nowych Moyesów” w niebieskiej części Merseyside po urodzonym w Glasgow szkoleniowcu było już trzech (Sam Allardyce pod to zacne miano nie podchodzi). Tyle tylko, że Szkot dostał od władz Evertonu bezcenny czas na pokazanie swojego warsztatu. Jego następcy już niekoniecznie.

Manutd.org.il

Następcy Moyesa

Spośród szkoleniowców, którzy prowadzili Everton w kolejnych latach po odejściu Davida Moyesa, tylko Roberto Martinez mógł liczyć na spory kredyt zaufania władz klubu. Brak sukcesów hiszpańskiego menedżera jakby jednak wyczerpał wszelkie pokłady cierpliwości u włodarzy Evertonu. Posada szkoleniowca zespołu z Goodison Park to od lat bardzo gorące krzesło. Sparzył się Ronald Koeman, obecnie ten sam proces przechodzi Marco Silva. Wiadomo, trzeba wskazać winnego niezadowalających wyników. Najlepiej też ukarać. Najłatwiej trenera, dlatego w liczbie roszad na posadzie szkoleniowca „The Toffees” zaczynają przypominać powoli kluby z polskiej ekstraklasy. Jak widać, zasada „Kowal zawinił, Cygana powiesili” dotarła także do wyspiarskiego futbolu. Zawodników nikt nie ruszy.

Po odejściu Davida Moyesa od kolejnych szkoleniowców wymagano budowy zespołu, który niebawem walczyłby o miejsce premiowane grą w europejskich pucharach. A najlepiej już w pierwszym sezonie. Tak jakby nikt z zarządu Evertonu nie patrzył na stan faktyczny kadry. Nie dostrzegał także faktu, że wdrożenie nowej koncepcji wymaga czasu i cierpliwości. Od lat, gdy tylko „The Toffees” zaczynają notować serię słabszych rezultatów, władze klubu z Goodison Park kładą rękę na przycisku do zwalniania szkoleniowców. Tak było w przypadku Ronalda Koemana, tak najprawdopodobniej będzie z Marco Silvą. Wizja długofalowego projektu jest wtedy odsuwana na bok. Albo – jak kto woli – bliżej nieokreśloną przyszłość. A może jednak określoną, bo zapewne przed kolejnym sezonem władze Evertonu ogłoszą następcę obecnego szkoleniowca zespołu z Goodison Park.

Odbędzie się uroczysta konferencja prasowa, będą słowa poparcia dla nowego menedżera oraz zapewnienia władz, że z tym konkretnym to się już uda. Chyba w imię zasady, że kiedyś przecież musi. To powoli staje się normą w niebieskiej części Liverpoolu. Tak było z Ronaldem Koemanem. Tak było też przed obecnym sezonem z Marco Silvą. Z żadnym z nich się nie udało. Z prostego powodu. Nie dostali czasu, by wdrożyć własną wizję. By sprawić, że Everton zagra to, czego oczekują.

Brać przykład z sąsiada

Za zmianą szkoleniowca prawie zawsze idzie rewolucja w kadrze zespołu. To sprawia, że pierwszy sezon nowego menedżera najczęściej jest tym przejściowym. Władzom Evertonu ten fakt jakby jednak umykał. A przecież wystarczy popatrzeć na działania w ostatnich latach sąsiada „The Toffees”, Liverpoolu. Po objęciu zespołu przez Brendana Rodgersa wyniki były katastrofalne. Każdy jednak w szeregach „The Reds” zdawał sobie sprawę z faktu, że zmiana stylu gry musi nieść ze sobą skutki uboczne. Także w postaci słabych wyników. Na Goodison Park najwidoczniej święcie wierzą, że pierwszy sezon musi wyglądać jednak przynajmniej jak ten w wykonaniu Jürgena Kloppa na Anfield Road.

Dwa finały i zachwyt obserwatorów oraz ekspertów. Tyle tylko, że oba decydujące mecze Niemiec przegrał. Mimo tego faktu i nierzadko słabszych rezultatów nikt w czerwonej części Merseyside ani myślał zwalniać Jürgena Kloppa. Budowa zespołu musiała trwać, a szkoleniowcowi powierzono spory kredyt zaufania, by swoje zadanie odpowiednio wykonał. W Evertonie chcą natomiast na już, na teraz. Kilka potknięć oznacza, że menedżer jest na cenzurowanym. To nie stanowi odpowiedniego gruntu do budowy sukcesu. Tym bardziej, że kadrowo Everton nawet teraz jest uboższy niż Liverpool, gdy „The Reds” przejmował Jürgen Klopp. Dlatego Marco Silva powinien otrzymać jeszcze więcej wsparcia i czasu niż niemiecki szkoleniowiec na Anfield Road. Tak jednak najprawdopodobniej się nie stanie. Włodarze z Goodison Park zapewne niebawem udowodnią po raz kolejny, że Everton to klub niecierpliwych ludzi.

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • Coraz gorzej dzieje się w Chelsea. Po kompromitacji na Etihad Stadium teraz „The Blues” pożegnali się z Pucharem Anglii, przegrywając z Manchesterem United. Kryzys przyszedł w bardzo nieodpowiednim dla „Niebieskich” momencie. W niedzielę podopieczni Maurizio Sarriego powalczą w finale Pucharu Ligi z Manchesterem City. A powodów do optymizmu nie widać. Tym bardziej, że zajęcie przez „The Blues” miejsca w Premier League gwarantującego grę w następnej edycji Ligi Mistrzów w ciągu dwóch miesięcy z bardzo prawdopodobnego stało się tylko możliwe.

  • Prawdziwą wiosnę poczuli zawodnicy Wolverhampton Wanderers. „The Wolves” obecnie są na pole position w walce o siódmą lokatę w tabeli. Co więcej, awansowali do ćwierćfinału Pucharu Anglii. W spotkaniu decydującym o awansie do półfinału spotkają się na własnym boisku z Manchesterem United. Nie są bez szans, gdyż na Molineux Stadium odprawili już wcześniej Liverpool.
Komentarze
Victor (gość) - 6 lat temu

Co do Evertonu się zgadzam-z jednym ale- Nie uważam by Marco Silva był dla nich odpowiednim menadżerem-lepszy jego projekt niż zmienianie ich co roku ale na miejscu zarządu "The Toffies" zatrudniłbym teraz kogoś innego i od przyszłego sezonu dał mu powiedzmy 3 sezony by na Goodison było widać postępy

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze