Liverpool poprzedni sezon zakończył z dwoma wygranymi trofeami. Mimo iż udało im się zdobyć komplet krajowych pucharów, to i tak wśród kibiców pozostał lekki niedosyt. Drużyna niemalże do końca była w walce o poczwórną koronę, ale ostatecznie poległa na finiszu najważniejszych rozgrywek.
W rodzimej lidze musieli uznać wyższość genialnego Manchesteru City. W finale Ligi Mistrzów lepszy od nich był królewski Real Madryt. Jednak gdyby podsumować ogół rozgrywek i wybrać kluby prezentujące się najlepiej, Liverpool na pewno byłby wśród pierwszej trójki. Podopieczni Jürgena Kloppa w ubiegłym sezonie przegrali zaledwie cztery mecze i zasłużyli na miano jednej z najlepszych drużyn Europy. W tym artykule przeprowadzimy analizę i przyjrzymy się najważniejszym taktycznym aspektom oraz zachowaniom prezentowanym przez Liverpool na przestrzeni poprzedniego sezonu.
Powtarzalność jest kluczem
Pierwsza rzecz, która od razu rzuca się w oczy przy analizie angielskiej drużyny, to fakt, iż we wszystkich 63 meczach sezonu używali oni jednego, dobrze dopracowanego ustawienia 4-3-3. Wydaje się to niezrozumiałe, aby tak doskonały i doświadczony trener jak Jürgen Klopp cały czas stosował jeden schemat i był przewidywalny dla swoich przeciwników. Jednak nie jest to praktyka stosowana tylko przez niego.
Gdyby przyjrzeć się większości trenerów z tak zwanej europejskiej topki, łatwo można zauważyć, iż oni również trzymają się jednego, maksymalnie dwóch ustawień taktycznych. Trenowanie na najwyższym poziomie wcale nie polega na jakimś zmienianiu i kombinowaniu w ustawieniach dla samego modyfikowania. Najważniejsze jest znalezienie idealnego środowiska dla piłkarzy i szlifowanie tego, co działa, aż do maksimum.
Kręgosłup drużyny prezentował się bardzo podobnie do tego, który można było obserwować przez poprzednie lata świetności drużyny z Anfield. Niemiecki trener zdecydowanie nie jest wyznawcą stosowania rewolucji i dokonywania wielkich ruchów na rynku transferowym. Swoje drużyny buduje zazwyczaj poprzez obsadzanie kluczowych miejsc swoimi zaufanymi ludźmi, na których poznał się w przeszłości. Lecz w jedenastce Liverpoolu na sezon 2021/2022 pojawiło się również kilka nowych twarzy.
Efekt Thiago
Jedną z nowych postaci był Thiago Alcantara. Mimo że zakupiony z Bayernu Monachium został już dużo wcześniej, to dopiero w tym sezonie zyskał miano kluczowego piłkarza zespołu. Jego obecność w dość dużym stopniu odcisnęła piętno na grze wicemistrza Anglii. Drobniutki i znakomity technicznie piłkarz wraz z Jordanem Hendersonem na dobre zajął pozycję numer osiem. Dwóch kompletnie różnych piłkarsko zawodników, którzy znakomicie się uzupełniali.
W Anglii Jordan Henderson jest określany jako typowy „chasing player”, czyli ktoś, kto znakomicie czuje się w grze bez piłki, który świetnie łata wszystkie wolne przestrzenie i jest doskonały w odbiorze piłki. Bardzo często najlepsze kluby korzystają z usług tego typu zawodników. Świetnymi przykładami piłkarzy o podobnej charakterystyce są np. Fede Valverde w Realu Madryt czy N’Golo Kante w Chelsea. Obok właśnie takiego walecznego i znakomicie zbudowanego fizycznie Hendersona grał kreatywny i doskonały z piłką przy nodze Thiago.
Trenerowi „The Reds” poprzez obsadzenie na tych pozycjach wspomnianych piłkarzy udało się znaleźć odpowiedni balans w środku pola. Gdy grali razem, znakomicie się uzupełniali, a Liverpoolowi w drugiej linii nie zabrakło ani finezji w rozegraniu, ani agresji i odpowiedzialności w zadaniach defensywnych.
Rola bocznych obrońców
To właśnie Jürgen Klopp powiedział kiedyś, że boczny obrońca to jedna z najważniejszych pozycji na boisku. To, że w jego drużynie piłkarze ustawieni właśnie na tych pozycjach pełnią kluczowe role, nie jest więc żadną niespodzianką. Wystarczy spojrzeć na ich wkład w zdobycze bramkowe zespołu. Andy Robertson zdobył w poprzednim sezonie trzy bramki i miał 15 asyst, a Trent Alexander-Arnold strzelił dwie bramki i zaliczył aż 19 asyst. Oto role i wkład bocznych obrońców w różnych fazach progresji piłki przedstawione w graficzny sposób.
Andrew Robertson
Reprezentant Szkocji, jak przystało na współczesnego bocznego obrońcę, jest zawodnikiem o bardzo dobrej wydolności i wytrzymałości. Dysponuje on również bardzo dobrym przyspieszeniem i świetnie czuje się w grze przy linii końcowej. Właśnie z wykorzystaniem najmocniejszych zalet Robertsona swoje ataki po lewej stronie prowadził zespół Liverpoolu. Lewy obrońca w trzeciej tercji zazwyczaj operował na skraju boiska. Bardzo często wybiegał na piłki prostopadłe w sektor lewego narożnika i stamtąd posyłał mocne piłki po ziemi przecinające pole karne. Po tej stronie „The Reds” stosowali bardziej klasyczne wykorzystanie bocznego obrońcy.
Trent Alexander-Arnold
Natomiast rola Trenta Alexandra-Arnolda była nieco bardziej zaawansowana. W fazie wczesnej progresji zazwyczaj grał on szeroko przy linii bocznej. Jednak gdy piłka docierała już bliżej trzeciej tercji, młody Anglik obejmował pozycję bardziej w centrum boiska i wtedy albo posyłał piłki z mocną rotacją za plecy obrońców, albo rozgrywał piłkę kombinacyjnie w trójkącie wraz z Salahem i Hendersonem.
Zdarzało się również, że Jordan Henderson obejmował wyższą pozycję, absorbując tym samym ostatnią linię przeciwników, wtedy Alexander-Arnold operował jako pomocnik tuż obok Fabinho, tak jak na grafice poniżej.
Manewr z tak zwanym fałszywym bocznym obrońcą w fazie rozegrania akcji jest dosyć popularny we współczesnym futbolu, wielkim zwolennikiem tej zagrywki jest między innymi Pep Guardiola, który bardzo często stosuje to w swoim Manchesterze City. Głównym zamysłem tej idei, jak podkreślał sam Hiszpan, jest zyskanie większej kontroli w środku pola i umożliwienie większej liczby opcji do krótkich podań. Nawet w przypadku utraty piłki większa liczba graczy obok siebie ułatwia jak najszybsze odzyskanie jej z powrotem.
Pomysł na grę w wysokiej obronie
Jeżeli chodzi o grę bez piłki w wykonaniu wicemistrza Anglii, a konkretnie o ich podejście do pressingu, jest to element, który w dużym stopniu odróżnia Liverpool od innych drużyn w Europie czy na świecie. W tym przypadku można przytoczyć słowa samego asystenta Kloppa, czyli Pepa Lijndersa. Według drugiego trenera „The Reds” ich ideą na wysoką obronę nie jest wymuszenie złego podania u przeciwnika, ale bezpośrednie odzyskanie piłki poprzez odbiór.
Pep Lijnders – “I think 80% of the teams in modern football they press, but pressing and chasing for me is completely different and we chase. Our idea of pressing is not to force them one way our idea is not to force bad passes. Our pressing is the idea steal the ball to attack.” pic.twitter.com/ba7kXTIFrP
— Akademia Techniki Indywidualnej (@AkademiaTB) June 7, 2022
Między innymi dlatego agresywna obrona Liverpoolu jest mocno sytuacyjna. Nie stosują oni sztywno określonego i rozpisanego wariantu, ale cały czas żyjący proces podparty oczywiście pewnymi założeniami, który może być adaptowany nawet podczas trwania meczu. Najważniejszym założeniem obowiązującym podczas agresywnego doskoku jest skupienie uwagi na graczu przeciwnika, który jest przy piłce.
Ostatecznie bardzo elastyczny „chasing” jest elementem trudnym do przeczytania i analizowania, z czym nieco słabsze kluby mogą sobie nie radzić. Zwróćmy teraz uwagę na kilka wyższych podejść drużyny Jürgena Kloppa przeciwko różnie ustawionym drużynom.
Wysoki pressing przeciwko czwórce obrońców
Na grafice powyżej można zauważyć uproszczony schemat wysokiego doskoku w wykonaniu Liverpoolu, wraz z założeniami poszczególnych zawodników, przeciwko drużynie rozgrywającej czwórką z tyłu. Wyraźnie widać chęć przykrycia jak największej liczby pozycji jeden do jednego. Warty odnotowania jest również brak zaangażowania bocznych obrońców w bardzo wysoki pressing, zostają oni głębiej i są blisko skrzydłowych przeciwnika. Doskok do skrajnych obrońców rywala wykonuje w tym momencie albo jedna z „ósemek”, albo któryś skrzydłowy. Mimo iż jest to bardzo odważne i wysokie podejście, cały czas zachowane jest bezpieczeństwo w bocznych sektorach własnej połowy.
W stosowanej przez Liverpool filozofii bezpośredniego odbioru piłki bardzo ważne jest skuteczne zagęszczanie przestrzeni wokół gracza przeciwnika, który jest przy piłce. Drużyna z Anfield bardzo dobrze potrafiła zamykać jedną ze stron boiska i skutecznie odbierać piłkę rywalom.
Piłka jest po lewej stronie przeciwnika. Świetnie grający w odbiorze Henderson atakuje gracza z piłką, reszta piłkarzy jest bardzo blisko zarówno swoich zawodników do krycia, jak i również samego przeciwnika przy piłce. Aż ośmiu piłkarzy w oznaczonej ćwiartce boiska.
Natomiast gdy przeciwnikom udało się zmienić stronę, tak jak na grafice poniżej, wtedy doskok wyglądał troszkę inaczej. Do prawego obrońcy podbiegał lewoskrzydłowy Mane, a nie „ósemka” w postaci Thiago, tak jak to miało miejsce po drugiej stronie. Mane grający bardziej na zewnątrz miał zdecydowanie bliżej do będącego przy piłce skrajnego obrońcy rywala niż ustawiony bardziej centralnie Hiszpan. Dzięki temu Liverpool był w stanie szybciej zagęścić wskazany sektor. Wszystko tylko i aż dzięki elastyczności w zadaniach i braku przywiązania do sztywnych ram.
Wysoki pressing przeciwko trójce obrońców
W meczach, w których przeciwnik rozgrywał trójką obrońców z tyłu, bardzo pomocne było macierzyste ustawienie 4-3-3 stosowane przez Liverpool. Dzięki temu, że ustawienia w dużym stopniu się pokrywały, podopieczni Jürgena Kloppa mogli tworzyć więcej pojedynków jeden na jeden, a to było kluczem do ich metody pressingu. W tych sytuacjach również do wyższego doskoku angażowali się boczni obrońcy, kryjąc szeroko ustawionych wahadłowych rywala.
Mobilność w ataku i plany na następny sezon
Od kilku lat wielką przewagą Liverpoolu był niesamowicie elastyczny tercet ofensywny. Ten pierwotny z Roberto Firmino na fałszywej „dziewiątce” i Mane z Salahem na skrzydłach wygrał im nawet Ligę Mistrzów. Później rolę cofniętego napastnika przejął Diogo Jota i on również spisywał się znakomicie, doskonale balansując między liniami. Pod koniec ubiegłego sezonu i po transferze Luisa Diaza z FC Porto jako fałszywa „dziewiątka”grał nawet sam Sadio Mane.
Każdy z tych wspomnianych zawodników doskonale czuł się w bardzo mobilnej grze z dużą wymiennością pozycji. Nikt nie był sztywno przywiązany do danego miejsca na boisku. Ten grający najbardziej w centrum z trójki napastników rzadko kiedy pozostawał w polu karnym w oczekiwaniu na piłki. Zazwyczaj szukał on sobie miejsca w bocznych sektorach boiska lub wybiegał na plecy obrońców. Taki Liverpool, bardzo dynamiczny i nieuchwytny z przodu, był zmorą drużyn w Premier League i nie tylko.
Wiadomo już jednak, że sytuacja w nowym sezonie ulegnie dość sporej zmianie. Szeregi „The Reds” najprawdopodobniej opuści Sadio Mane, a do drużyny dołączył nowy, zupełnie inaczej grający napastnik. Mowa tutaj oczywiście o Darwinie Nunezie, nowym nabytku ekipy z Anfield Road. Urugwajczyk, bardzo podobny w swojej charakterystyce do rodaka Edinsona Cavaniego, jest bardziej przywiązanym do gry w polu karnym napastnikiem. Jest on bardzo silny fizycznie i dysponuje znakomitym wykończeniem, zarówno z ziemi, jak i z powietrza.
Przed trenerem Jürgenem Kloppem bardzo ważna decyzja do podjęcia. Będzie musiał na nowo ułożyć formację atakującą swojego zespołu. Czy spróbuje dopasować Nuneza do działającego od lat systemu czy jednak stworzy nowe środowisko specjalnie dla 22-latka. To wszystko wyjaśni się już niebawem.