Polska mogła wygrać to spotkanie, a nawet powinna. Niestety na tle mizernych Czechów zaprezentowaliśmy się niewystarczająco. Nie był to zły mecz w wykonaniu podopiecznych Michała Probierza. Nie był też dobry. Zagraliśmy po prostu średnio. Był to natomiast zły mecz, jeśli mówimy o nim jako o widowisku. O takich spotkaniach mówi się „trudne do oglądania”. Mimo to zapraszamy na analizę taktyczną występu, który przekreślił nasze szanse na bezpośredni awans do mistrzostw Europy.
Probierz specjalnie składem nie zaskoczył. Tak jak w dwóch poprzednich spotkaniach postawił na trójkę środkowych obrońców. Nieoczywisty mógł być jedynie jego wybór w środku pola. Wobec wymuszonej przez chorobę absencji Piotra Zielińskiego oczywistym kandydatem na jego miejsce w wyjściowym składzie wydawał się Sebastian Szymański. Tymczasem 51-letni selekcjoner postawił na znacznie bardziej nacechowanego defensywnie Jakuba Piotrowskiego.
Wybór takiej jedenastki wyraźnie wskazywał na to, że zamierzamy zamurować środek pola i swoje akcje przeprowadzać głównie za pomocą bocznych sektorów boiska. Gra długim podaniem także wydawała się oczywista, tym bardziej że żaden ze środkowych pomocników nie słynie ze znakomitego rozgrywania piłki. Są to raczej ludzie od noszenia fortepianu, by artysta mógł na nim grać. Takiego artysty dziś właśnie zabrakło.
Polska – rozegranie piłki
W pierwszej połowie (poza pierwszymi dwiema minutami) to Polska kontrolowała przebieg gry. Przez dłuższy czas utrzymywaliśmy się przy piłce, a Czesi mieli wyraźne problemy z przedostaniem się z piłką na naszą połowę. Naszą grę opieraliśmy głównie na bocznych strefach boiska, gdzie stwarzaliśmy sobie przewagę poprzez schodzącego do boku środkowego pomocnika, napastnika bądź obrońcę, który wspierał ustawionego tam wahadłowego.
Rozegranie od bramki także w dużej mierze opierało się na jak najszybszym przemieszczeniu piłki w boczne strefy boiska. Zazwyczaj do szeroko ustawionych defensywnych pomocników bądź obrońców, którzy albo przez środek, albo bezpośrednim podaniem przy linii starali się zagrać piłkę do wyżej ustawionego wahadłowego.
Innym wariantem rozegrania piłki od tyłu była gra długim podaniem, czyli proste środki. Polska chciała wykorzystać fakt, że reprezentanci Czech znajdują się wysoko na jej połowie, i jednym passem zamierzała ominąć dwie formacje obrony rywala. Momentami nawet to działało, bo albo Świderski świetnie przyjmował długie podanie, albo udawało się nam wygrać walkę o górną piłkę. Problem pojawiał się, gdy trzeba było szybko ruszyć z atakiem na bramkę rywala. Wtedy zazwyczaj notowaliśmy stratę bądź oddawaliśmy piłkę do tyłu.
Problem z dokładnością
Bramce strzeżonej przez Jindricha Stanka zagrażaliśmy głównie poprzez dośrodkowania Zalewskiego i Frankowskiego bądź jakieś indywidualne błędy rywali. Brakowało nam zdecydowanie dobrych, szybkich, kilkupodaniowych akcji bliżej bramki rywala, gdy ci jeszcze nie zdążyli zorganizować się w defensywie. Było kilka okazji, gdy wychodziliśmy lub mieliśmy okazję wyjść z fajnym, szybkim kontratakiem.
Kończyło się to natomiast albo niecelnym podaniem i stratą, albo znacznym spowolnieniem akcji i bezproduktywnym graniem piłki po obwodzie, gdy defensywa rywali zdążyła się już dawno ustawić. Oto jedna z ciekawszych sytuacji, w której doskonale widać, jak dużo miejsca pozostawiali nam Czesi:
Opcji? Masa. Czasu? Jeszcze więcej. Ustawienie rywala? Bez komentarza. Jak z tego wyszliśmy:
Długim podaniem byle gdzie przed siebie, które nie przeszło pierwszego obrońcy. Podobnych sytuacji, w których nasi zawodnicy mieli sporo miejsca i czasu, było wiele. Niestety w takich momentach brakowało im wyczucia, opanowania i przede wszystkim dokładności. Nie ma jednak co się dziwić, gdyż żaden z grających wczoraj środkowych pomocników nie ma wysoko rozwiniętej umiejętności szybkiego i dokładnego rozprowadzania piłki na połowie rywala. Brakowało tam zawodnika pokroju Piotra Zielińskiego.
Analiza bramek
Akcja bramkowa dla Polaków rozpoczęła się od bardzo przytomnego podania Jakuba Kiwiora, który zresztą w tym spotkaniu w dużej mierze odpowiadał na rozprowadzanie piłki do przodu do głęboko ustawionego Roberta Lewandowskiego. Ten po przyjęciu piłki stracił ją, ale zamiast pod nogi jednego z Czechów trafiła pod linię końcową, skąd zgarnął ją rozpędzony Nicola Zalewski. Wygrał przebitkę z Coufalem i popędził w stronę pola karnego. Po dograniu piłki ze skraju pola karnego i nieporozumieniu Stanka z Holesem futbolówkę do bramki skierował Jakub Piotrowski.
Gol dla Czech padł po niczym innym jak stałym fragmencie gry. Rzut wolny z bocznego sektora boiska, krótkie rozegranie, wrzutka Coufala, piłka po rykoszecie odbija się od Bochniewicza i trafia pod nogi Soucka, a ten finalizuje akcję.