Skromna wygrana gości. Analiza meczu Southampton vs. Manchester City


Southampton w sobotę podejmował Manchester City. Spotkanie stało na dobrym poziomie, a dodatkowo dało się zauważyć kilka taktycznych niuansów

20 grudnia 2020 Skromna wygrana gości. Analiza meczu Southampton vs. Manchester City

Southampton w sobotę podejmował Manchester City, a mecz zapowiadano na hit 14. kolejki Premier League. Jeśli pierwsza połowa mogła do tego określenia aspirować, to drugiej brakowało już trochę więcej od tego typu miana. Samo spotkanie jednak stało na niezłej intensywności, ale z pewnością to, z czego zapamiętamy starcie na St Mary's Stadium, to nieporadność obu drużyn w grze ofensywnej.


Udostępnij na Udostępnij na

Pressing i intensywność. Dwa aspekty gry, z których słynie Manchester City, a w ostatnim czasie zaczął również Southampton. Dla miłośników takiego stylu grania w piłkę sobotnie starcie zapowiadało się wybornie. Być może zwykły kibic uzna, że nie był to porywający mecz, ale już dla koneserów i fanów taktyki – owszem. Z samego spotkania dało się wywnioskować jeden główny wniosek – Manchester City nie jest już tak groźny jak jeszcze kilka miesięcy temu. My jednak postanowiliśmy pójść o krok dalej i rozłożyliśmy sobotnie starcie na czynniki pierwsze.

Wysoki pressing i próba wyłączenia środka pola

Od samego początku spotkania w grze obu drużyn dało się zauważyć wyraźną chęć do zaatakowania przeciwnika wysokim pressingiem. Oba zespoły mocno słyną z takiego stylu gry, ale hity z tego sezonu pokazywały już, że menedżerowie bardzo często zachowawczo nastawiają swoje zespoły na nie. Na szczęście nic takiego w sobotę się nie stało. Zarówno Southampton, jak i Manchester City od razu ruszyli pod pole karne przeciwnika.

Southampton zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami nie przestraszył się Manchesteru City. Gospodarze pragnęli narzucić swój styl gry i wykorzystać najmocniejsze strony, czyli zabójczą intensywność. Na czym skupili się gracze Ralpha Hasenhüttla? Przede wszystkim na wyłączeniu z gry środkowych pomocników City. Szczególną uwagę przywiązali jednak do Rodriego. Hiszpan w Manchesterze City rozpoczyna wiele akcji swojej drużyny. Dlatego od samego początku, gdy tylko były gracz Atletico Madryt dostawał piłkę, zawodnicy „Świętych” doskakiwali do niego. To działało, bo w ten sposób dwa razy udało się przechwycić futbolówkę.

A jak Pep Guardiola podszedł do sobotniej konfrontacji w obronie? Przede wszystkim skupił się na odcięciu dwójki środkowych pomocników Southampton, którzy od początku sezonu spisują się znakomicie. Hiszpan chciał wyłączyć z gry Jamesa Warda-Prowsa, który w głównej mierze odpowiada za rozprowadzanie piłki w boczne sektory boiska. Zarówno Anglik, jak i Oriol Romeu zostali jednak zneutralizowani przez dwóch zawodników City. W pierwszej połowie za sprawą duetu Kevin De Bruyne–Ferran Torres, a w drugiej Kevin De Bruyne–Bernanrdo Silva. Wymienieni zawodnicy byli ustawieni jako dwójka napastników i dzięki małym odległościom miedzy nimi piłka swobodnie nie mogła trafiać do rozgrywających gospodarzy.

Jeśli spojrzymy jednak na liczby z tego spotkania, to bardziej konkretni w poczynaniach defensywnych byli gospodarze. Szczególnie w wysokim pressingu. Southampton bowiem w całym spotkaniu zanotował 27 udanych odbiorów, z czego aż dziesięć było na połowie Manchesteru City. Goście natomiast piłkę zabierali gospodarzom 19 razy, w tym pięć tylko na połowie przeciwnika.

Cały ciężar gry na barkach Kevina De Bruyne

W tym sezonie ofensywa Manchesteru City jest niesamowicie zależna od Kevina De Bruyne’a. Ofensywni gracze mocno rozczarowują i tylko świetna postawa Belga sprawia, że piłka koniec końców ląduje w siatce. Nie inaczej było w sobotnim spotkaniu. Pep Guardiola na skrzydłach postawił na Raheema Sterlinga i Bernardo Silvę, a na szpicy zagrał Ferran Torres. W pierwszej połowie wyglądało to słabo i hiszpański szkoleniowiec w przerwie zamienił Portugalczyka z Hiszpanem miejscami, ale nie przyniosło to poprawy gry.

Plan Manchesteru City na to spotkanie był następujący. Podopieczni Pepa Guardioli chcieli wykorzystać do bólu wysoki pressing Southampton. Gospodarze bardzo wysoko i dużą liczbą graczy podchodzili do przeciwnika przy odbiorze piłki. Pojawiało się wtedy trochę wolnego miejsca między linią obrony a pomocy. W tej strefie Guardiola ustawił właśnie Kevina De Bruyne’a. Pozostali zawodnicy City mieli więc jeden cel. Dostarczyć piłkę do Belga, którego zadaniem było przekazanie jej do napastników. W pierwszej połowie padła z tego bramka, natomiast w drugiej kilka wypadów ofensywnych graczy gości mogło zakończyć się utratą drugiego gola dla defensywy Southampton.Southampton z Manchesterem City

Sobotnie starcie po raz kolejny potwierdziło jednak, że Manchester City w tym sezonie nie jest już taką ofensywną maszyną jak jeszcze kilka miesięcy temu. Wystarczy tylko popatrzeć na statystykę „oczekiwanych goli”, która w ostatnim czasie stała się bardzo modna. W sobotę oscylowała ona na granicy 1.16. Dla porównania w zeszłym wynosiła 2.45 gola na mecz, a średnia z tych rozgrywek to 1.68. Ten wynik daje co prawda czwarte miejsce w całej Premier League, ale sama drużyna Guardioli tak wysoko podniosła sobie poprzeczkę, że obecne wyniki są po prostu odbierane w taki, a nie inny sposób.

Trudna przeprawa Southampton w ofensywie

Jeżeli negatywnie trzeba odbierać poczynania ofensywne graczy Manchesteru City w ofensywie w trakcie sobotniego spotkania, to to samo trzeba stwierdzić w kontekście Southampton. Gospodarze mieli ogromny problem z kreowaniem sobie sytuacji podbramkowych. Kolejny raz w tym momencie przydatna będzie statystyka „oczekiwanych goli”. Statystycy wyliczyli ją i w kontekście gospodarzy, w tym spotkaniu, wyniosła zaledwie 0.59. Dla porównania średni wynik w tym sezonie drużyny Ralpha Hasenhüttla to 1.10.

Z czym dokładnie mieli problem gospodarze? Przede wszystkim z elementem dostarczenia futbolówki do ofensywnych graczy. Dużą rolę odegrał tu oczywiście Pep Guardiola, który umiejętnie wykluczył dwójkę środkowych pomocników Southampton. Gospodarzom nie szło ziemią, więc szukali długich zagrań. To wychodziło, bo kapitalne krosowe podania zagrywał Jannik Vestergaard. Duńczyk świetnie się prezentował na boisku, a w całym spotkaniu zanotował 76 celnych podań (86.4% wszystkich) oraz 15 przerzutów, z czego dziesięć było celnych. Środkowy obrońca gospodarzy szukał nimi przeważnie prawej strony, skąd w postaci Theo Walcotta i Kyle’a Walkera-Petersa nadchodziło największe zagrożenie.

Southampton z Manchesterem City

Problemem Southampton było również znajdywanie ofensywnych graczy i dostarczenie im piłek. Dwaj skrzydłowi oraz napastnicy gospodarzy często ustawiali się na szerokości pola karnego. Robili tym samym miejsce w bocznych sektorach boiska prawemu i lewemu obrońcy, ale w zasadzie na niewiele się to zdawało. Głównie z tego powodu, że dośrodkowania w pole karne nie znajdowały adresatów albo w ogóle miały problem, aby dostać się w okolice bramki Manchesteru City. Trzeba w tym miejscu również dodać, że plany ofensywne pokrzyżowała kontuzja Danny’ego Ingsa. Anglik jeszcze przed przerwą musiał zejść z boiska, a jego zmiennik – Nathan Tella nie potrafił odnaleźć się na boisku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze