James Ward-Prowse i Oriol Romeu, czyli nowi dyrygenci Southampton


Po odejściu Pierre'a-Emile'a Højbjerga James Ward-Prowse i Oriol Romeu świetnie sobie radzą i są pewnymi punktami Southampton

16 grudnia 2020 James Ward-Prowse i Oriol Romeu, czyli nowi dyrygenci Southampton
Stuart Martin/Digital South/MB Media/PressFocus

Mogłoby się wydawać, że po odejściu Pierre'a-Emile'a Højbjerga Southampton będzie miało spore problemy z obsadzeniem środka pola. W końcu z klubu odszedł nie tylko znakomity piłkarz, ale również i prawdziwy lider całego zespołu. Okazało się jednak, że przedsezonowe obawy były zupełnie niepotrzebne. James Ward-Prowse i Oriol Romeu sprawili, że o Duńczyku powoli zapomina się na St Mary’s Stadium. 


Udostępnij na Udostępnij na

Wiele jest postaci w tym sezonie w Southampton, które zasługują na pochwałę. W zasadzie na jaką pozycję byśmy nie spojrzeli, występujący na niej piłkarz gra po prostu znakomicie. Warto w tym gąszczu zawodników wyróżnić jednak dwóch. James Ward-Prowse i Oriol Romeu, bo o nich mowa, dokonują w tym sezonie może i najważniejszej rzeczy dla całej drużyny. Odejście Pierre’a-Emile’a Højbjerga miało być poważnym osłabieniem „Świętych”. Postawa wyżej wymienionej dwójki sprawiła jednak, że nikt na St Mary’s Stadium nie wyobraża sobie lepszych zawodników na te pozycje.

Pierre-Emile Højbjerg, ktoś więcej niż tylko piłkarz

Z każdym kolejnym spotkaniem było wiadomo, że Pierre-Emile Højbjerg prędzej czy później odejdzie z Southampton. Stało się to tego lata, gdy postanowił przenieść się do Tottenhamu, gdzie od początku gra pierwsze skrzypce. Na czym jednak polegał fenomen duńskiego pomocnika i dlaczego był on aż tak ważnym graczem dla Ralpha Hasenhüttla? Już spieszymy z odpowiedzią.

Po pierwsze, Pierre-Emile Højbjerg pasował do taktyki austriackiego szkoleniowca jak mało kto. Wszyscy dobrze znają styl Southampton pod wodzą Ralpha Hasenhüttla. Formacja 4-4-2 i charakterystyczny pressing. To dwa nierozłączne elementy tej drużyny. Do takiej koncepcji idealnie wpasował się właśnie duński pomocnik. Pierre-Emile Højbjerg odpowiadał bowiem w głównej mierze za destrukcję. Odzyskiwał piłkę średnio 10,59 razy na mecz, co było najlepszym wynikiem w całej Premier League w zeszłych rozgrywkach. W swoim zespole był również najlepszy pod względem odbiorów, dzięki którym „Święci” bezpośrednio wchodzili w posiadanie piłki. Do tego świetnie sprawdzał się przy asekuracji oraz wyprowadzaniu piłki od tyłu, gdzie stanowił swego rodzaju łącznik pomiędzy linią obrony i ataku.

Oczywiście nie tylko same liczby na boisku i statystyki sprawiły, że Pierre-Emile Højbjerg był kluczową postacią na placu. Otrzymał również opaskę kapitańską od Ralpha Hasenhüttla. Austriak wielokrotnie podkreślał, jak ważną rolę odgrywa on w zespole. Ponadto chwalił go mocno za profesjonalizm i wpływ na pozostałych zawodników. Jego odejście stanowiło więc bardzo poważny problem. Na St Mary’s Stadium wierzono jednak, że zastąpienie Duńczyka nie będzie wcale wiązało się z kupowaniem nowych graczy. Przyszłość wiązano bowiem z Jamesem Wardem-Prowsem i Oriolem Romeu.

Kreator magik i lider w jednym

Postaci Jamesa Warda-Prowse’a nie trzeba przedstawiać nikomu, kto chociaż trochę interesuje się Premier League. Anglik to przecież wychowanek Southampton, któremu mimo wszystko na początku wróżono większą karierę. W ostatnich sezonach trochę ona wyhamowała, ale już zeszły rok pokazał, że o Angliku nie można zapominać. Zbiegło to się z okresem, kiedy Pierre-Emile Højbjerg jedną nogą był już poza klubem. Kiedy jego odejście stało się faktem, dla Jamesa Warda-Prowse’a oznaczało to jedną rzecz. Musiał wziąć na siebie dużo większą odpowiedzialność.

Jeśli fani Southampton martwili się, czy James Ward-Prowse odnajdzie się w nowej roli, to z pewnością pozytywnie się zaskoczyli. Anglik w tym sezonie wszedł w buty prawdziwego lidera i widać to na boisku. Jego poświęcenie dla drużyny i umiejętności czysto piłkarskie, jakie za tym idą, budzą prawdziwy zachwyt. W kontekście 26-latka warto również spojrzeć na liczby. Szczególnie te ofensywne. James Ward-Prowse jest ósmym zawodnikiem w Premier League, jeśli chodzi o liczbę podań (793) oraz zajmuje szóstą lokatę w statystyce kontaktów z piłką (990). To właśnie on dyktuje tempo gry Southampton oraz jest równocześnie motorem napędowym swojej drużyny.

James Ward-Prowse do umiejętności czysto piłkarskich dokłada również cechy przywódcze. Po odejściu Pierre’a-Emile’a Højbjerga to wydaje się jego największym osiągnięciem. Zasuwa na boisku za dwóch i daje przykład swoim kolegom. W tym sezonie w każdym spotkaniu kapitanował Southampton. Pod wodzą Ralpha Hasenhüttla zaczął grać bardziej agresywnie, dzięki czemu zyskał w jego oczach. – Może biegać więcej niż jakikolwiek inny gracz. Jest silny, uzdolniony, techniczny i bardzo, bardzo inteligentny – mówił o swoim kapitanie austriacki szkoleniowiec. Pokazuje to bardzo dobrze, jak ważną postacią jest James Ward-Prowse w szatni „Świętych”.

Człowiek od noszenia fortepianu

Żeby James Ward-Prowse mógł swobodnie wdrażać w życie swoje pomysły w ofensywie, ktoś musi zabezpieczać środkową strefę. Taką rolę w Southampton obecnie pełni Oriol Romeu. Po odejściu Pierre’a-Emile’a Højbjerga to właśnie na Hiszpana spadła masa obowiązków w defensywie. Duńczyk świetnie wywiązywał się ze swoich zadań obronnych. Przed startem obecnych rozgrywek przy środkowym pomocniku „Świętych” stawiano mały znak zapytania. Niby wszyscy wiedzieli, że były gracz Barcelony jest naprawdę solidnym zawodnikiem, ale nie do końca byli przekonani, czy udźwignie większe pokłady presji. Okazało się, że zmartwienia były zupełnie niepotrzebne.

W zasadzie przykład Oriola Romeu pasuje idealnie do określenia piłkarza, który nosi fortepian dla innych, żeby oni mogli na nim grać i porywać tłumy. Hiszpan na boisku zostawia mnóstwo zdrowia, dla Southampton taki gracz to prawdziwy skarb. Wystarczy tylko powiedzieć, że w tym sezonie Premier League defensywny pomocnik Ralpha Hasenhüttla ma najwięcej udanych odbiorów (46), zostawiając za swoimi plecami Allana (41) oraz Yvesa Bissoumę (38). Oprócz tego w drużynie „Świętych” jest niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o liczbę wykonanych podejść do pressingu (200), drugi jest Stuart Armstrong (169).

Przeciętny kibic może nie docenić pracy, jaką w końcowy rezultat wkłada Oriol Romeu, ale ta jest ogromna. Doceniają ją z pewnością koledzy z zespołu, ale dla samego zawodnika najważniejsze, że zauważa ją Ralph Hasenhüttl: Jest jednym z najbardziej profesjonalnych facetów, jakich kiedykolwiek widziałem. Kiedy widzisz jego profesjonalizm, jak reaguje, gdy nie wychodzi w pierwszej jedenastce na boisko, to niewiarygodne. Zawsze jest pierwszy na boisku, zawsze ciężko pracuje. Myślę, że za go tutaj wszyscy kochają.

Duet nie do zdarcia

Najlepszym potwierdzeniem tego, jak duży wpływ na wyniki Southampton ma wspomniana dwójka, jest ich liczba występów w tym sezonie. Obaj w Premier League zaczynali każde spotkanie od pierwszej minuty, co przy szalonym sezonie pełnym kontuzji jest sporym wyczynem. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że James Ward-Prowse nie opuścił chociażby minuty tego sezonu, a Oriol Romeu zaledwie 45. Jeśli od kogoś Ralph Hasenhüttl zaczyna wybieranie składu, oprócz oczywiście Danny’ego Ingsa, to na liście nie może zabraknąć ani Anglika, ani Hiszpana.

Oczywiście dużym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że świetna postawa całego Southampton to tylko zasługa Jamesa Warda-Prowse’a i Oriola Romeu. Nie w tym jednak rzecz. Chodzi o to, że obaj panowanie świetnie załatali dziurę, która powstała po odejście Pierre’a-Emile’a Højbjerga. Za to wspomnianej dwójce należą się ogromne brawa, ale nie tylko im. Trzeba też w tym miejscu pochwalić Ralpha Hasenhüttla, który potrafił wydobyć ze swoich pomocników wszystko, co najlepsze.

Najważniejszym zadaniem dla austriackiego trenera będzie teraz jednak odpowiednie zarządzanie siłami swoich pomocników. Przy takim stylu, który opiera się na niesamowitym wysiłku fizycznym, o kontuzje bardzo łatwo. Tym bardziej że zarówno Anglik, jak i Hiszpan grają wszystko od deski do deski. W odwodzie są jeszcze co prawda dwaj młodzi gracze Will Smallbone i Ibrahima Diallo, ale na tę chwilę trudno będzie im o regularne granie. Obaj panowie muszą poczekać na swoje szanse. James Ward-Prowse i Oriol Romeu nie wyglądają bowiem na ludzi, którzy chcą oddać komukolwiek swoje miejsce w pierwszym zespole. A dorzucając do tego ich zdrowie, wydaje się, że młodzi długo będą musieli czekać na większą liczbę minut.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze