Piotr Nowak, Roman Kosecki, Jerzy Podbrożny oraz Tomasz Frankowski i Krzysztof Król. Co łączy nazwiska wymienionej piątki? Pasja do piłki? To przede wszystkim. Jednak istotna cecha, która połączyła tych piłkarzy, to reprezentowanie jednego klubu. I co ciekawe, nie jest to drużyna z Polski czy też występująca w którejś z europejskich lig. Mowa tu o Chicago Fire, zespole na co dzień zasilającym skład amerykańskiej Major League Soccer. W tym roku kolejnym Polakiem, który podążył śladem swoich rodaków, a niedawno zadebiutował w barwach nowego klubu, jest były zawodnik Jagiellonii Białystok – Przemysław Frankowski.
Niebawem 24-letni skrzydłowy w ciągu ostatnich kilku lat był z pewnością objawieniem rozgrywek polskiej ligi. Nic dziwnego, że zaczęto się interesować młodym zawodnikiem. Z racji, że Jagiellonia obecnie należy do czołówki naszej rodzimej ligi, zespołem, który byłby w stanie przekonać Frankowskiego do ewentualnego transferu, mogła być chociażby Legia Warszawa. Lecz Polak na przekór wszystkim i wszystkiemu odrzucił możliwość gry na Starym Kontynencie. Mało tego, postanowił wybrać dość egzotyczny kierunek, jakim są Stany Zjednoczone. Miejsce, gdzie przeważnie światowi giganci futbolu pragną kończyć swoje kariery, dla Przemka ma być początkiem piłkarskiej przygody.
Z Pomorza na Podlasie
Frankowski urodził się 12 kwietnia 1995 roku w stolicy województwa pomorskiego, Gdańsku. Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że pierwsze kroki młody piłkarz stawiał w miejscowej Lechii. Począwszy od zespołów juniorskich i młodzieżowych, gdzie miał okazję grać w Młodej Ekstraklasie, by wraz z końcem 2012 roku zostać włączonym do pierwszej drużyny ekstraklasy. Swój debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej polskiej ligi świętował 14 kwietnia 2013 roku w przegranym spotkaniu z Jagiellonią Białystok. Kto by przypuszczał, że w przyszłości stanie się jednym z kluczowych graczy białostockiego klubu.
Zanim jednak do tego doszło, dwa tygodnie po wspomnianym debiucie „Franek” strzelił swojego pierwszego gola w karierze. Po zakończonym sezonie postanowił zostać w Gdańsku, przedłużając tym samym kontrakt o trzy lata. Jego talent nie uszedł uwadze działaczy pozostałych klubów. 44 występy i trzy bramki w barwach Lechii w szybkim tempie otworzyły mu drzwi do bram „Dumy Podlasia”.
O jego mocne strony i styl gry zapytaliśmy Kubę Cimoszkę, redaktora WP Sportowe Fakty:
– Na pewno mocną stroną Frankowskiego jest szybkość. Jego gra niezwykle na niej bazuje, a w ciągu ostatnich lat był jednym z najbardziej dynamicznych piłkarzy w polskiej lidze. Jest obdarzony dobrą techniką, potrafi świetnie dośrodkowywać oraz dryblować. Jednak bywają momenty, że boi się zaryzykować i woli znaleźć inne, prostsze rozwiązanie. Jest również uniwersalny, ponieważ poza skrzydłami pomocy może grać zarówno jako „dziesiątka”, jak i prawy obrońca.
Kolejny Frankowski
Przemysław Frankowski 1 sierpnia 2014 roku złożył podpis na kontrakcie wiążącym go z Jagiellonią. Występował w niej przez niecałe pięć sezonów. Dla mało zorientowanych na pierwszy rzut oka nabytek „Jagi” często był łączony z legendą białostockiej drużyny, Tomaszem Frankowskim. Lecz zbieżność nazwisk jest tutaj przypadkowa. Jedyną kwestią, przy której porównanie obydwu piłkarzy jest na miejscu, jest numer na koszulce, bowiem oboje grali z „21” na plecach.
W barwach Jagiellonii wystąpił łącznie 155 razy i zdobył 28 bramek. Poza meczami w polskiej lidze i krajowym pucharze może poszczycić się również spotkaniami w eliminacjach Ligi Europy. Na szczególną uwagę zasługuje starcie żółto-czerwonych z nieistniejącą już litewską drużyną, Kruoją Pokroje. To był jeden z najlepszych meczów w wykonaniu polskiego skrzydłowego. Nie dość, że „Jaga” wysoko pokonała rywali, bo aż 8:0, to „Franek” wszedł na boisko po godzinie gry i w ciągu 20 minut ustrzelił swojego pierwszego w karierze hat-tricka.
Genialna postawa prezentowana na boisku w końcu musiała zostać dostrzeżona przez ówczesnego selekcjonera polskiej kadry, Adama Nawałkę. Wcześniej Frankowski miał okazję wyjść na murawę jako zawodnik młodzieżowej reprezentacji. W ciągu jednego roku (2013) zdołał wystąpić w kadrze U-18 i U-19. Wśród „Orłów Nawałki” pojawił się w marcu 2018 roku, kiedy zadebiutował w towarzyskim spotkaniu przeciwko Nigerii. Brał też udział w przygotowaniach do mistrzostw świata, które odbyły się w Rosji. Lecz na mundial do wschodnich sąsiadów gdańszczanin nie pojechał.
Wyprawa za ocean
Podczas tegorocznego zimowego okienka transferowego w Polsce o Frankowskim zrobiło się bardzo głośno. Ambitny skrzydłowy dokonał zaskakującego wyboru i odrzuciwszy oferty innych zespołów przez Jagiellonię, zdecydował się na lot do Ameryki. Tam 22 stycznia podpisał kontrakt z grającym w MLS Chicago Fire. Jagiellonia dostała za niego 1,5 mln euro. Warto zauważyć, że był to drugi, po zakupie Nemanji Nikolicia z Legii (3 mln euro), najdroższy transfer w historii klubu. Co skłoniło polskiego zawodnika do wyboru kierunku, jakim jest Ameryka, opowiedział nasz rozmówca:
– Odnośnie ofert sprawa wyglądała tak, że miał tylko dwie poważne propozycje: z Achmatu Grozny i Chicago. W poprzednich okienkach były inne, lecz odrzucał je klub, ponieważ nie były satysfakcjonujące. Dlaczego wybrał Amerykę? Myślę, że głównym powodem było to, że Chicago zabiegało o transfer Frankowskiego już od dłuższego czasu. Prawdopodobnie to miało duży wpływ na jego decyzję. Wraz z menadżerami tak nakreślili ścieżkę kariery.
On chciał zrezygnować z gry w Polsce od jakiegoś czasu. To nie jest tak, że to była decyzja podjęta tej zimy. Ani Legia, ani inne kluby nie mogły sprostać oczekiwaniom Jagiellonii. Oferta Chicago również była początkowo odrzucona, lecz ostatecznie to ten klub stał się jego nowym domem.
Co więcej, okazuje się, że obecny szkoleniowiec „Strażaków”, Veljko Paunović, dość często obserwował polski rynek piłkarski. I jak sam też przyznał w jednym z wywiadów, we Frankowskim zauważył to coś, co pomoże jego drużynie stać się jeszcze lepszą. Takie wsparcie i motywacja od nowego opiekuna z pewnością także wpłynęły na decyzję młodego zawodnika.
– Z jednej strony można by się zastanawiać – gdyby spojrzeć na fakt, że 23-latek gra w amerykańskiej MLS – co było nie tak, że nie trafił do którejś z drużyn w Europie. Lecz jeśli będzie utrzymywał dobrą formę, która zagwarantuje mu występy w reprezentacji, nie powinno być problemem, że znajdzie o wiele lepszy klub. Wszystko zależy od niego.
Jest w młodym wieku, ciągle się rozwija. W drużynie jest Schweinsteiger czy Nikolic, a gra przeciwko Ibrahimoviciowi lub Rooneyowi zapewni mu dawkę kolejnych doświadczeń. W Polsce takiej rywalizacji nie zazna, więc w pewnym sensie jest to jakiś krok do przodu. Chociaż moim zdaniem Frankowski mógł jeszcze poczekać te pół roku. Jagiellonia jest w czołówce tabeli i latem może zgłosiłyby się po niego lepsze kluby. Tym bardziej, że wtedy Europa robi nieporównywalnie więcej transferów. Niemniej to była jego decyzja, więc był świadomy swojego ruchu – komentował wybór Polaka nasz rozmówca.
Z drugiej strony pojawia się pytanie dotyczące reprezentacji: czy grając za oceanem, Frankowski będzie brany pod uwagę przez Jerzego Brzęczka? W kwestii powołań o zdanie zapytaliśmy ponownie Kubę Cimoszkę:
– Podczas konferencji prasowej Jerzy Brzęczek dał nam wyraźnie do zrozumienia, że Przemek obierając taki kierunek, utrudni sobie drogę do reprezentacji. Ale nie powiedział, że jest zamknięta. Patrząc na to, jak wygląda sytuacja naszych skrzydłowych (a właściwie jak nie wygląda, bo mamy ich niewielu) istnieje dla niego szansa. Poza tym nie powinniśmy sugerować się ligą, bo z kolei polska liga nie należy do potęg. Skoro Włosi potrafili powołać Giovinco z MLS, to nie widzę żadnego problemu, by Brzęczek sięgnął także po Frankowskiego.
Amerykański sen
Major League Soccer z biegiem czasu zyskuje coraz większą popularność. Utworzona w 1993 roku, nieciesząca się zbyt wielkim splendorem liga obecnie kusi gwiazdy światowego formatu nie tylko pieniędzmi, ale i poziomem rozgrywek. Już sam fakt, że w Chicago Frankowski znalazł się w składzie z takimi zawodnikami jak Bastian Schweinsteiger, Aleksandar Katai czy znany polskim kibicom Nemanja Nikolić, podkreśla, że młodemu skrzydłowemu nie przyjdzie grać z amatorami. A biorąc pod uwagę kadry drużyn rywali, z którymi będzie mierzył się „Franek”, pewne jest, że stoczy niejeden bój z prawdziwymi celebrytami.
W samym debiucie przeciwko Los Angeles Galaxy 3 marca 2019 roku przyszło mu zagrać przeciwko Zlatanowi Ibrahimoviciowi. I choć zespół z Chicago kontrolował przebieg meczu, a Polak spisywał się znakomicie, to jednak musiał uznać wyższość Szweda i jego kolegów. Lecz przed byłym piłkarzem Jagiellonii jeszcze cały sezon. W pierwszym spotkaniu pokazał się z jak najlepszej strony, niczym nie ustępując pozostałym graczom znajdującym się wraz z nim na boisku.
„Franek” w Polsce prezentował świetną formę. Już nasuwają się pytania: czy nasz skrzydłowy podbije również serca Amerykanów?
– Na ten czas trudno powiedzieć, czy Przemysław Frankowski podbije serca Amerykanów. Pierwszy mecz wyszedł mu na plus. W kolejnym spotkaniu pojawił się na murawie w drugiej połowie i dzięki jego asyście Chicago uratowało cenny punkt. Z pewnością ma ku temu możliwości. Ponadto Chicago nie jest czołowym klubem MLS, ale w każdej chwili może się to zmienić – dodał Cimoszko.
Osobiście talent Przemysława Frankowskiego miałem okazję obserwować jedynie raz podczas meczu z GKS-em Katowice w Pucharze Polski w ubiegłym roku. Jagiellonia skromnie pokonała katowiczan, a „Franek” był jednym z wyróżniających się zawodników. Jeśli poziom jego umiejętności utrzyma się na tym z ligi polskiej, a z każdym następnym występem regularnie będzie rosnął, można powiedzieć, że na amerykańskiej ziemi doczekamy się kolejnej legendy.
Tomasz Frankowski i Krzysztof Król zaliczyli krótki i nie oszukujmy się, niezbyt udany epizod w Ameryce. Pójście w ślady Romana Koseckiego, Jerzego Podbrożnego, a przede wszystkim Piotra Nowaka będzie dla Przemysława Frankowskiego trampoliną do sławy. Amerykańskiego snu, który dla młodego piłkarza być może otworzy furtkę w drugą stronę… na stadiony europejskich gigantów.