Ale Meksyk!


20 czerwca 2015 Ale Meksyk!

Sezon 2014/2015 w najlepszych ligach Europy zakończył się już jakiś czas temu, ale na horyzoncie widać kolejną edycję, co dla piłkarzy oznacza jedno – czas pomyśleć o swojej przyszłości. Jedni wybierają uznane marki, jak choćby Manchester United (Memphis Depay), drudzy wolą emeryturę w Katarze (Xavi), inni zaś, a ściślej mówiąc Andre-Pierre Gignac, zaskakują wyborem mało popularnego miejsca pracy. 


Udostępnij na Udostępnij na

Bo trzeba powiedzieć z ręką na sercu, że przeciętnemu kibicowi piłki nożnej liga meksykańska jest mocno obojętna. Bez wątpienia nie brakuje tam utalentowanych piłkarzy, ale tylko garstka z nich trafia później do silnych klubów Starego Kontynentu. Takim sukcesem może pochwalić się występujący ostatnio w Hellasie Verona Rafael Marquez. Nie chodzi tutaj o gloryfikowanie wieloletniego kapitana reprezentacji Meksyku ze względu na grę w przeciętnym (13. lokata w Serie A 2014/2015) włoskim zespole, lecz przypomnienie jego dawnych osiągnięć. W latach 2003-2010 wychowanek Club Atlas jako obrońca FC Barcelona zdobył m.in. cztery mistrzostwa Hiszpanii, dwa Puchary Europy oraz klubowe mistrzostwo świata. Próżno szukać innego futbolisty – rodaka „Rafy” – który po opuszczeniu ojczyzny mógłby pochwalić się takimi osiągnięciami.

Pięć lat (nie)tłustych w OM

Z powodu braku naprawdę dobrych piłkarzy i średniego poziomu rozgrywek Liga MX nie cieszy się wśród Europejczyków dużym zainteresowaniem. Tym bardziej dziwi nas decyzja Gignaca o przejściu do drużyny Tigres UANL. Team ten nie jest jakimś gwiazdozbiorem, a jego ostatni wielki sukces – mistrzostwo kraju – datuje się na rok 2011. Od tamtego czasu popularne „Tygrysy” pozostają schowane w cieniu innych, m.in. Club Leon, Club America czy Santos Laguna, które w kolejnych latach mogły cieszyć się z wywalczenia tytułu najlepszego zespołu Meksyku. Z kolei sam Andre wciąż jest piłkarzem mogącym myśleć o występach w poważnym klubie z Francji, Niemiec czy nawet Anglii. 29-latek przez ostatnie pięć lat reprezentował barwy Olympique Marsylia, zdobywając dla niego 77 bramek w 188 meczach. W tym czasie mógł cieszyć się wraz z „Les Phoceens” ze zdobycia (dwa razy) Pucharu Ligi Francuskiej, ale na tym lista wyróżnień Gignaca się kończy.

Ten, kto bacznie obserwował karierę urodzonego 5 grudnia 1985 r. w Martigues napastnika, na pewno wiele razy odniósł wrażenie, że nie osiągnął on tyle, ile mógł. W Ligue 1 zadebiutował 11 lat temu, będąc graczem FC Lorient. Później reprezentował jeszcze Tuluzę, a następnie zakotwiczył w Marsylii. Najbliżej mistrzostwa Francji był w sezonie 2010/2011 oraz 2012/2013. W pierwszym z tych przypadków klub z południa kraju dał się wyprzedzić o osiem punktów OSC Lille, dwa lata później nie było zaś mocnych na świeżo budowaną potęgę Paris-Saint Germain. Jeśli zaś chodzi o ubiegłe rozgrywki ligowe, marsylczycy dowodzeni przez Marcelo Bielsę długo utrzymywali się na szczycie, wykorzystując nierówną formę paryżan oraz problemy AS Monaco i Olympique Lyon. Nasz bohater dominował także wśród najskuteczniejszych strzelców Ligue 1, ale pod koniec lutego sytuacja dziewięciokrotnych mistrzów kraju mocno się skomplikowała.

Dość wąska kadra argentyńskiego szkoleniowca nie była w stanie dalej grać tak, jak wymagał od niej Bielsa. W pierwszej części sezonu taktyka oparta na bardzo agresywnym pressingu przynosiła rezultaty, ponieważ jej wykonawcy czuli się mocni fizycznie. Zimą natomiast Gignacowi i jego kolegom coraz częściej zaczynało brakować kondycji. Mecze z drugiej części sezonu w niczym praktycznie nie przypominały tych jesiennych, kiedy to „Biało-niebiescy” już po pierwszym gwizdku sędziego rzucali się na rywala, aplikowali mu dwie lub nawet trzy bramki, po czym wycofywali się, oddając inicjatywę drużynie przeciwnej, szukając dogodnej okazji do kontrataku. Jeszcze przed startem minionych rozgrywek trener Olympique ostrzegał swoich przełożonych, że bez  odpowiednich transferów mogą zapomnieć o zdobyciu tytułu mistrzowskiego.

Gdyby nie Lacazette…

Oszukany Bielsa (dostał kilku średniaków w zamian za gwiazdy, jakie mu obiecywano) dość długo tak krajał, jak mu stawało materiału. Tym, który najlepiej rozumiał jego piłkarską filozofię, pozostawał Gignac, jednak po pewnym czasie on także zaczął cierpieć. Nigdy nie był sprinterem, w czym przeszkadzała mu dość masywna sylwetka, ale doskonale potrafił zachować się w polu karnym przeciwnika. Francuz to typ piłkarza żerującego na błędach rywali oraz potrzebującego dokładnych podań od partnerów. Bez ich pomocy trudno mu cokolwiek zdziałać. Doskonale widać było to pod koniec zeszłego sezonu, gdy jego kolegom brakowało sił i nie mogli zagrywać w jego stronę celnych dośrodkowań. To spowodowało, że nagroda dla najlepszego strzelca rozgrywek przeszła mu koło nosa. 21 goli Andre było osiągnięciem bardzo dobrym, ale jednak o sześć bramek gorszym od dorobku Alexandre’a Lacazette’a z Olympique Lyon.

https://www.youtube.com/watch?v=SQmRKVNSUY4

Być może gdyby Gignac zdołał pokonać swego czarnoskórego rodaka, zainteresowanie jego usługami wyrażałoby więcej drużyn, nie zaś tylko meksykańskie Tigres UANL. Trudno powiedzieć, czym kierował się 17-krotny reprezentant „Trójkolorowych”, akceptując ofertę Meksykanów. Decydujące okazały się pieniądze? Co prawda 4 miliony euro za sezon plus ewentualne bonusy przekonałyby wielu starszych od niego piłkarzy do zmiany otoczenia, ale 29-letni atakujący wiele razy podkreślał, że gotówka nie jest dla niego najważniejsza. W Marsylii uległ chyba tzw. wypaleniu się i może z tego powodu tak bardzo zapragnął zmienić miejsce zatrudnienia. Tylko dlaczego Meksyk? Przecież wcale nie tak dawno chęć pozyskania piłkarza o romskich korzeniach wyrażały: Juventus Turyn, AC Milan czy Arsenal.

Euro 2016 nie dla niego?

Z Serie A bądź Premier League Gignac miałby zdecydowanie bliżej do reprezentacji, a przecież selekcjoner Francuzów, Didier Deschamps, przed przyszłorocznymi mistrzostwami Europy, które odbędą się właśnie nad Sekwaną, zechce wypróbować wielu zawodników. Czy jednym z nich będzie Andre? Pewnie nie, bo nawet jeśli z miejsca zostanie gwiazdą meksykańskiej pierwszej ligi, to nie będzie to miarodajna ocena jego umiejętności. Bo czy np. 20 zdobytych przez niego goli można będzie porównywać z 15 golami Oliviera Girouda lub 10 Karima Benzemy – innych francuskich snajperów, występujących w o wiele bardziej renomowanych klubach i ligach? Po raz ostatni w koszulce z kogutem na piersi wicekról strzelców zakończonej niedawno edycji Ligue 1 miał przyjemność wystąpić 18 listopada 2014 r. w towarzyskim spotkaniu przeciwko Szwecji. Mimo że Gignac zagrał od początku, nie zachwycił, a w 68. minucie został zmieniony przez Karima Benzemę.

[interaction id=”55853921a67b561d26d365d4″]

Po tamtym meczu Deschamps przestał zapraszać swego podopiecznego z czasów prowadzenia Marsylii na zgrupowania kadry, wyżej oceniając umiejętności wspomnianego napastnika Realu Madryt Oliviera Girouda czy Lacazette’a. Wygląda więc na to, że mistrzostwa świata 2010 były ostatnim wielkim turniejem, w którym nowa gwiazda Tigres UANL miała okazję zaprezentować swoje walory piłkarskie. Afrykański turniej dla drużyny Raymonda Domenecha zakończył się totalną klapą, ale Gignac zdążył rozegrać przeciwko Urugwajowi, Meksykowi oraz RPA łącznie 95 minut. Najwyraźniej władze jego nowego teamu nie pamiętają już o tamtej klęsce „Tricolores”, a z Andre wiążą spore nadzieje. Prezes klubu Alejandro Rodriguez nie posiada się z radości po zakontraktowaniu byłego gracza OM, on sam także wydaje się wielce szczęśliwy. Zdążył już zakomunikować, że jego celem jest zdobycie z „Los Tigres” mistrzostwa Meksyku oraz triumf w Copa Libertadores. Plany zatem ambitne, ale czy ulegną spełnieniu? Przekonamy się już wkrótce.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze