AH: Syndrom sztokholmski


Jakiś czas temu Stan Collymore w niezbyt smacznym, a na pewno mało gustownym porównaniu opisał niemiecki finał Ligi Mistrzów na Wembley jako powtórkę blitzu. Blitzem nazywano naloty niemieckich samolotów i bombardowanie Wielkiej Brytanii podczas II wojny światowej, nie dziwią zatem powszechne głosy oburzenia wśród rodaków byłego i skądinąd świetnego napastnika Liverpoolu oraz Aston Villi. Pomijając rozpatrywanie „blitzowego” porównania w kategoriach dobrego lub złego smaku, a także abstrahując od bombowych skojarzeń, musimy jednak powiedzieć głośno jedną rzecz – Bundesliga być może dokonała okrutnej rewolucji na europejską skalę, a zarazem symbolicznej zmiany pokoleniowej. Co najciekawsze – Anglicy patrzyli na to z zapartym tchem.


Udostępnij na Udostępnij na

Piłka jest wojną, co wiadomo nie od dzisiaj. Każdy mecz opisać można, używając nomenklatury rodem z pola walki, ale i vice versa. Czymże innym jest wojna aniżeli zdobywaniem przewagi na polu zmagań, niespodziewanymi kontrami lub niekonwencjonalnymi rozwiązaniami taktycznymi? Czytając klasyków teorii wojny, jak Sun Tzu czy Carla von Clausewitza, można odnieść wrażenie, że piszą oni o futbolu, a nie okrutnej rozgrywce pomiędzy tysiącami ludzi. Takim tokiem myślenia szli także przez dekady wszelcy trenerzy, motywując swoich żołnierzy – tfu, piłkarzy – górnolotnymi cytatami odwołującymi się do różnych „Czasów Apokalipsy”, Spartan, czy innych „Gladiatorów”.

Premier League, Premiership, liga angielska
Premier League, Premiership, liga angielska (fot. skysports.com)

Collymore oczywiście przesadził, ale mimo 68 lat od zakończenia wojny pewne zadry w angielskim sercu zostały, pulsując boleśnie przy tego typu niesmacznych porównaniach. Ja bym poszedł inną drogą, zostawiając II WW, a cofając się do czasów napoleońskich. Bayern i Borussia, heroldowie Bundesligi, dokonali właśnie rewolucji na skalę europejską. Tak jak niegdyś „Mały Kapral”, tak dwójka niemieckich hegemonów urządziła sobie tournee po Europie, a odwiedziła m. in. Ukrainę, Hiszpanię, Anglię, by zakończyć gościnne występy na mitycznym Wembley. Właśnie miejsce rozgrywania finału jest – być może – symbolem zmiany pokoleniowej. Niemieckie drużyny ponownie opanowały Europę, a zdetronizowana chwilowo Premier League, patrzyła na nowego cesarza z zazdrością.

Kazus Premier League jest powszechnie znany, a możemy opisać go według prostego schematu: stadionowe tragedie – zła infrastruktura – chuligaństwo – Thatcher – zmiany – Sky Sports – pieniądze – najlepsza liga świata. Tak jak kiedyś futbol angielski, tak ponad dekadę temu zapaść przeżywała niemiecka piłka. Wprowadzono wtedy rewelacyjny plan naprawy obejmujący nowoczesny system szkolenia i rozwój całej ligi. Rezultaty widać dzisiaj gołym okiem. Na pierwszy plan wysuwa się fe-no-me-nal-ne pokolenie wychowanków, piłkarzy wręcz kompletnych, których nazwisk nie trzeba nikomu przytaczać. Reprezentacja Niemiec ponownie stała się globalną siłą, a młodych chłopców pukających do bram kadry jest coraz więcej i więcej.

Secundo – stadiony, doping. To, co kiedyś w Anglii było nie do pomyślenia, dziś jest smutnym faktem. Świątynie emocji zamieniają się powoli w hiszpańskie teatry z La Liga, gdzie publiczność przypomina bardziej tę tenisową aniżeli futbolową. A Niemcy? Gigantyczne areny, pulsujące w jednym rytmie i kolorze, wypełnione do ostatniego miejsca. Wnioski? W Anglii zaczyna się intensyfikować debata na ten temat, czyli jak „oddać futbol futbolowi”. To, co doprowadziło niegdyś Premier League na szczyt, dziś jest głazem zawiązanym na kostce topielca. Gigantyczne pieniądze sprowadziły do BPL największe gwiazdy, ale wraz z liczbą obcokrajowców brakło w końcu miejsca dla wychowanków. Dzisiaj piłkarzy w Anglii przede wszystkim się kupuje, a dopiero później wychowuje. Inaczej niż w Bundeslidze – tam oczywiście także się handluje, ale przede wszystkim szkoli.

Polub Bloody Football! na Facebooku

Gigantyczne przychody angielskich klubów generowane są w dużej mierze ze sprzedanych biletów, a te są jak na nasze warunki horrendalnie drogie, a jak na angielskie – niezbyt tanie. Zgadzam się z głosami krytyków – piłka w Anglii stała się sportem mało egalitarnym, mogą sobie na nią pozwolić jedynie ci najbogatsi. Cierpią na tym prawdziwi kibice, a stadiony zapełniają pracownicy korporacji, owinięci w szaliczki klubów i cicho kontemplujący spotkania. Czy taka jest droga rozwoju BPL? Z pewnością nie! Dyskutuje się także nad tym, aby ponownie wprowadzić trybuny stojące – jestem jak najbardziej za! Już widzę Nicka Hornby’ego drącego się wniebogłosy na trybunie stojącej na Emirates Stadium. Czas zwrócić futbol kibicom, a nie napędzać sztuczny twór korporacyjno-piłkarski. Kluby w Anglii czeka niełatwe zadanie – jak możliwie obniżyć ceny biletów, nie minimalizując bardzo przychodów klubu, oraz jak „zwrócić” futbol prawdziwym kibicom bez powrotu do mrocznych czasów chuligaństwa.

Anglicy – obezwładnieni na własnej ziemi, zmuszeni patrzeć, jak na ich terenie walczą o prymat w Europie dwa niemieckie kluby, nie czuli jednak złości. Uczuciu temu było raczej bliżej do podziwu podsyconego nutką niepewności, czy jest to jedynie jednorazowa aberracja, czy może początek nowego schematu, dziejowego przewrotu. Dziennikarze starali się wszystko obracać w żart, jednak dokonało się. Bundesliga walcząca o światowy prymat z Premier League chwilowo wygrała ten etap „Tour de Football”, a dokonała tego wprost pod nosem rywali, na ich ziemi, w epicentrum angielskiej futbolowej duszy – na Wembley. Sytuacja ta przypomina mi znienawidzonego we Francji Lance’a Armstronga przejeżdżającego przez Pola Elizejskie po wygraniu kolejnej Wielkiej Pętli dookoła ojczyzny Napoleona.

Ci z Was, którzy traktowali ten finał LM jako „polski”, nie mają jednak racji. Było to typowe zwycięstwo niemieckiej piłki, z całym arsenałem jej myśli taktyczno-szkoleniowej oraz świetnym schematem budowania zespołu. Nasi polscy Atos, Portos i Aramis nie byliby sobą i w miejscu, gdzie są dzisiaj, gdyby nie przekuto ich piłkarsko w obcej kuźni, typowo „po niemiecku”. Lewandowski, Kuba i Piszczek są świetnymi piłkarzami, ale nie nasza to zasługa – nie okłamujmy się. Dlatego tak perfekcyjnie funkcjonują w dortmundzkich realiach – tam mają z kim grać, egzystują wśród ludzi o podobnej mentalności, znających te same schematy oraz wyznających wspólne piłkarskie credo. Niemieckie credo, święcące w tym sezonie globalne zwycięstwo.

Premier League czeka sporo pracy. Być może dobrze się stało, że pojawił się ktoś obcy na horyzoncie, wróg u bram. Strach budzi niepewność, niepewność rodzi pytania, a te w końcu dają odpowiedzi. Nawet największa monarchia kiedyś w końcu się kończy, a reputacja Premier League  została mocno nadszarpnięta. Rysa na drzwiach jest wielka, ale brama nie została jeszcze wyważona. Pomimo wahań i przetasowań w talii Premier League od nowego sezonu znów będzie numerem jeden, choćby z racji zarobków czy możliwości medialnego „opakowywania” produktu. Nadal nikt nie potrafi tak pięknie opowiadać i pokazywać futbolu, jak właśnie Anglicy. Król – mimo, że na kredyt – znów będzie królem, chociaż w tym momencie jest nagi i przegrał pierwszą ważną bitwę. 

Problemem Anglików jest rozwiązanie najbardziej fundamentalnych i palących kwestii, jak szkolenie piłkarzy czy zbytnia elitarność ligi. Warto popracować także nad stylem, niemiecka piłka pokazała bowiem w tym sezonie cudowne oblicze – połączenie pragmatyzmu, siły i efektywności. Barcelona, słynąca do tej pory z totalnej kontroli gry, na tle Bayernu praktycznie nie istniała. Oczywiście La Liga to jeszcze inny temat, ponieważ „Blaugranę” zabija dwubiegunowy świat hiszpańskiej iluzji, w której oprócz przeciwników z El Clasico rywale są masowymi dostarczycielami punktów. Bundesliga stała się wyznacznikiem boiskowej jakości i modelem, do którego wszyscy dążą. Oczywiście za rok o tej porze może być inaczej – możemy być świadkami angielskiego lub hiszpańskiego finału, jednak jak na razie na to się nie zanosi.

Niemieckie drużyny pokazały na Wembley, kto dziś rządzi Europą, ale po ich wyczynach nie zostało wcale pobojowisko czy krajobraz po bitwie, ale garść mądrych pytań i masa wniosków do wyciągnięcia dla Anglików. Sytuacja przypomina właśnie tytułowy syndrom sztokholmski, angielska piłka została w tym roku starta w proch, ale zamiast czuć nienawiść, goszcząc niemieckie drużyny, czuła uznanie, szacunek, a być może i sympatię podszytą wielkim ładunkiem zazdrości. Jest to postawa prawidłowa, warto się uczyć bowiem od lepszych od siebie, to znamionuje klasę. Czas pokaże, czy „imperium nigdy niezachodzącego słońca” wyciągnie wnioski z niemieckiego tournee na Wembley, a status quo ante powróci. Bitwa o dominację dopiero się rozpoczęła.

Artykuł ukazał się także na Bloody Football! Blog

Komentarze
~nieznajomy8888 (gość) - 11 lat temu

Wiadomo, PL ma problem i może zostać zdetronizowana
z fotela najlepszej ligi świata, ale ogarnijcie się
z tym, że "to koniec, Bundesliga przez najbliższe
lata będzie najlepsza".
Może i wielkie kluby Niemiec są na tę chwilę
świetne, ale porównajmy sobie gorsze. Jak wygląda
tak Freiburg - na tle Evertonu? West Ham i
Norymberga? Czy - o zgrozo! Augsburga i
Newcasltle?!
Jak bardzo są spłaszczone obie ligi? Porównjmy
sobie mecze: Arsenal-Newcastle i Schalke - Augsburg.
Różnica wyrównania jest oczywista.
Pamiętam dokładnie, jak po angielskim finale w 2008
wszyscy pisali o dominacji Anglików. Ostrożnie z
takimi stwierdzeniami-tego nauczył nas ten
finał.
Zakończę moje zdanie konkluzją, że ten finał
był ostrzeżeniem dla Anglików, że muszą "oddać
futbol kibicom"(chyba nie trzeba tłumaczyć),
stawiać na wychowanków, na Anglików, nie
zadłużać się i tak dalej... inaczej oddadzą
prymat Niemcom.

Odpowiedz
~Football Media (gość) - 11 lat temu

Tekst wybrany hitem dnia na profilu Football Media
https://www.facebook.com/FootballmediaPL?ref=tn_tnmn

Odpowiedz
Kuba Machowina (gość) - 11 lat temu

Oczywiście, że BPL - tak jak napisałem - od
sierpnia znów będzie numerem jeden pod względem
całej ligi, jednak na tę chwilę Niemcy mają
lepszy model funkcjonowania. Bayern i Borussia
udowodniły wszystkim, jak mocni są niemieccy
potentaci. Pytanie zasadnicze brzmi, czy postawa
finalistów LM przełoży się na cała Bundesligę i
czy Anglicy wyciągną wnioski. Czas pokaże, vide
zobaczymy za rok.

Pozdrawiam

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze