Adrian Błąd: Wszyscy dookoła ten sezon skreślili. Tylko nasza szatnia wierzyła, że sytuację da się jeszcze odwrócić (WYWIAD)


GKS Katowice wygrał już dwa z czterech (a być może sześciu) finałów. Awans do ekstraklasy, nawet ten bezpośredni, jest realny. Rozmawiamy z liderem „GieKSy”

17 maja 2024 Adrian Błąd: Wszyscy dookoła ten sezon skreślili. Tylko nasza szatnia wierzyła, że sytuację da się jeszcze odwrócić (WYWIAD)
PressFocus

Adrian Błąd to najbardziej doświadczony zawodnik GKS-u Katowice. Przy Bukowej występuje od blisko siedmiu lat, a z „GieKSą” przeszedł bardzo długą drogę, począwszy od spadku z 1. ligi. Teraz los z nawiązką oddaje za lata trudów. GKS wreszcie jest na właściwej drodze do ekstraklasy. – Wiele było takich spotkań kluczowych. Ale mam nadzieję, że to najważniejsze dopiero przed nami – mówi pomocnik.


Udostępnij na Udostępnij na

  • Kiedy Adrian Błąd będzie mógł powiedzieć, że GKS Katowice to jego miejsce na ziemi?
  • Czy „GieKSa” mentalnie może być jeszcze mocniejsza? Ostatnio dwukrotnie przechylała szalę zwycięstwa na swoją korzyść w końcówkach.
  • Dlaczego presja to jego zdaniem tylko pusty slogan? Jak GKS nauczył radzić sobie w tych najważniejszych spotkaniach?

GKS Katowice to moje miejsce na ziemi. Tak czy nie?

Wszystko zależy, jak się zakończy sezon – jeśli happy endem, to na pewno będę mówił, że to moje miejsce na ziemi (śmiech). Że spędziłem tu sporo czasu i co z „GieKSą” udało się zrobić.

Z „GieKSą” przeszedłeś jednak bardzo długą drogę, włączając w to pamiętny spadek z 1. ligi. Nie chcę rozdrapywać starych ran, ale jak z perspektywy czasu patrzysz na to, co się wtedy stało?

Myślę, że był to taki ogromny cios dla wszystkich – kibiców, zawodników, całej otoczki „GieKSy”. Spadek nigdy nie jest rzeczą przyjemną. Nie polecam nikomu.

A uważasz, że mogło być to w pewien sposób uzdrawiające dla klubu?

Nie, spadek z ligi nigdy nie jest uzdrawiający.

Czego nauczyły Cię te dwa lata w 2. lidze?

Trudno powiedzieć, czy nauczyły mnie czegokolwiek. Jeśli już, to tego, że w piłce nożnej, a zwłaszcza tej polskiej, wszystko jest możliwe.

Nie pojawiały się myśli, by po tym spadku odejść z GKS-u?

Nie. Byłem świeżo po podpisaniu nowego kontraktu i decyzja była prosta. Trzeba było zostać i popracować nad naprawą tego, co się poniekąd zepsuło.

Ostatecznie sztuka ta się udała. Pierwsze dwa sezony w 1. lidze w wykonaniu „GieKSy” to raczej stabilizacja – miejsce w środku tabeli, głównym celem było utrzymanie, nie walczyliście o te najwyższe cele.

Zawsze największym celem zawodnika jest, żeby w każdym meczu grać o zwycięstwo. Jeśli ktoś racjonalnie spojrzy na naszą kadrę z tamtego okresu, nasz budżet i możliwości, to zda sobie sprawę, że te cele były ustalane bardzo rozsądnie. Wiadomo, każdy zawodnik chce grać o te najwyższe cele, ale wszystko potem weryfikuje boisko. Więc o celach można mówić, ale potem wychodzi się na zielony trawnik i trzeba je udowodnić.

Przez te dwa lata nie miałeś ani jednego momentu, gdy czułeś, że być może ta obecna formuła się wyczerpuje?

Nie. Na pewno nie było takich myśli, a ten sezon to tylko udowadnia.

Patrząc na sezon ubiegły i ten obecny, to chyba takim kluczowym momentem były te wygrane derby z Ruchem. To one zmieniły wszystko.

Czy ja wiem… Myślę, że kluczowym momentem przynajmniej w tym sezonie był zimowy obóz w Opalenicy. Pewne przygotowanie, pewne rozmowy i wyciągnięcie odpowiednich wniosków.

No właśnie, na ten zimowy obóz jechaliście, zajmując 11. miejsce w ligowej tabeli, z siedmioma punktami straty do strefy barażowej i meczem zaległym. Wierzyliście wtedy, że da się ten sezon jeszcze uratować?

Wszyscy dookoła ten sezon skreślili tak naprawdę. Tylko nasza szatnia wierzyła, że sytuację da się jeszcze odwrócić. W rundzie jesiennej – grając tak, jak grając – mieliśmy duży niedosyt punktowy. W wielu meczach prezentowaliśmy się naprawdę bardzo dobrze, a punktów nie było. Każdy z nas miał świadomość, na co ten zespół stać. Wiedzieliśmy też, że poprzez dobrze przepracowaną zimę jesteśmy w stanie wyciągać z tego więcej, i to teraz się dzieje.

Wróćmy jeszcze na chwilę do tej jesieni, bo GKS zaliczył serię ośmiu meczów bez zwycięstwa. Z czego to wynikało? Bo „GieKSa” dobrze zaczęła sezon, potem wpadła w dołek, a teraz znowu seryjnie wygrywa. To była tylko kwestia kontuzji i zawieszeń?

Trudno stwierdzić. Wpływ na to miało na pewno wiele czynników. Niektórzy zawodnicy, w tym może ja, byli w słabszej dyspozycji niż obecnie. Wiedzieliśmy też wewnętrznie, że to dla nas jest taka ujma, że tych meczów bez zwycięstwa jest aż tyle. W poszczególnych meczach, których nie udało się wygrać, wysyłaliśmy pewien sygnał, że gramy lepiej, niż punktujemy. Ta runda jest już jednak takim dopełnieniem. Nawet jak gramy dobrze, to punktujemy. Wszystko wreszcie się zgadza.

Chciałbym zapytać, bo z trenerem Górakiem pracujesz już pięć lat – czy Twoim zdaniem jest to trener niedoceniany? Sebastian Bergier w ostatniej rozmowie z Szymonem Janczykiem z „Weszło” wypowiadał się właśnie w takim tonie.

Jak powiem kontrowersyjnie, to zaraz ktoś to wyciągnie (śmiech). Jeszcze niedawno były pakowane walizki, teraz są chyba rozpakowane. Wiadomo, że sezon jeszcze trwa i dalej to może pójść w dwie strony, bo my tak naprawdę jeszcze nic nie ugraliśmy. Nawet zostając w barażach – są one tak nieprzewidywalne, że zdarzyć się może wszystko. W dniu dzisiejszym walczymy być może o coś więcej. Powiem więc tak jak Sebastian – krzywdzące dla trenera jest, że tak łatwo został skreślony przez wiele osób. Na podsumowanie przyjdzie zapewne czas po sezonie, bo jeśli uda się nam coś osiągnąć, to te osoby zdanie zmienią.

W trakcie kryzysu stanęliście za trenerem murem.

Nasz zespół i tak mocno rozwijał się wtedy na wielu płaszczyznach. Bo jak coś nie wychodzi, jak mieliśmy serię ośmiu meczów bez zwycięstwa, modyfikowaliśmy trochę ustawienie, swoje granie, pozycjonowanie. W końcu to zatrybiło.

Wiosnę zaczęliście piorunująco, co już poniekąd w naszej rozmowie wybrzmiało. Zatrzymaliście się tak naprawdę dopiero na meczu z Odrą – przegranym. Potem były dwa remisy, z Termalicą i Górnikiem Łęczna. W Warszawie też przez długi czas nie byliście w stanie znaleźć drogi do bramki. Nie miałeś takiego wrażenia, że być może znowu wpadacie w dołek jak jesienią?

To kompletnie inna sytuacja. Z Odrą wyglądało to nieźle, ale nadzialiśmy się na dwie bardzo dobre kontry. Skończyło się tak, a nie inaczej. Na Termalice zagraliśmy bardzo dobre spotkanie – czerwona kartka jednak nie pomogła i całą drugą połowę musieliśmy się bronić. Czy graliśmy słabo? Ja uważam, że nie. Jeżeli chodzi o mecz w Warszawie, to Polonia rozegrała najlepsze zawody w tym sezonie. Można się zastanawiać, czy my byliśmy tak słabi, czy Polonia tak dobra. Koniec końców i tak udało się wywieźć stamtąd punkty.

Końcówka przy Konwiktorskiej była niesamowita. „GieKSa” po raz pierwszy od 2021 roku była w stanie odwrócić losy meczu. To był taki moment, który zbudował zespół na ten arcytrudny finisz rozgrywek?

Myślę, że ma to bardzo duże znaczenie. Nie wywożąc punktów z Warszawy, nie dość, że nasza sytuacja w tabeli byłaby gorsza, to i nasz mental mógłby być słabszy. Czas pokazał, że po tym spotkaniu bardzo dobrze funkcjonujemy, w Tychach znowu przechyliliśmy szalę zwycięstwa na swoją korzyść w doliczonym czasie gry. To pokazuje, że drużyna jest głodna rywalizacji o najwyższe cele.

Po tym zwycięstwie rzutem na taśmę z Polonią przyszedł groteskowy mecz ze Stalą. Byliście aż tak nabuzowani czy Stal aż tak słaba? Bo racjonalnie nie da się tego wytłumaczyć.

Nie wiem, czy Stal była taka słaba, bo przed tym meczem zaliczyła serię siedmiu spotkań bez porażki z rzędu i ograła między innymi lidera. Nie mogło się to aż tak radykalnie zmienić. Myślę, że słaba zdecydowanie nie była, a po prostu zostali bardzo dobrze rozgryziona przez nas. Popełniała błędy indywidualne, ale wiadomo, że jeśli je popełniasz, to klasowy zespół to wykorzystuje. A ja uważam, że my takim zespołem jesteśmy.

„Liga Mistrzów przyjechała do Katowic”

Ale mentalnie GKS nie może już chyba być mocniejszy?

Za chwilę przyjeżdża Wisła i to pewnie będzie zupełnie inny mecz. Czy nie możemy pójść jeszcze wyżej? Oczywiście, że możemy. Jeżeli spełni się to, co chodzi już teraz niektórym po głowie, czyli wyprzedzenie Arki Gdynia, to myślę, że ten mental wyfrunie jeszcze wyżej.

Myślisz, że jest to możliwe?

No a czemu by nie? Przecież to jest 1. liga (śmiech).

Jesienny mecz Krakowie to taki Wasz największy wyrzut sumienia w tym sezonie?

Wisła Kraków i Stal Rzeszów. Gdy w zimowej przerwie to wszystko analizowaliśmy, to te mecze były naszym takim największym zawodem. Zarówno w Rzeszowie, jak i Krakowie graliśmy nieźle, a punkty uciekły nam przez palce. Każdy z nas tego żałował, ale nie możemy już do tego wracać. To jest historia, a za chwilę Wisła przyjeżdża, ale na Bukową.

Ale poniekąd to, co los zabrał jesienią ze Stalą i Wisłą, oddał teraz z Lechią, Polonia czy Tychami.

Wszystko zawsze wychodzi na zero.

A jaka jest największa siła „GieKSy” na tej ostatniej prostej sezonu?

Myślę, że drużyna, czyli szatnia i rozumienie gry. To są takie dwa fundamenty, które pozwalają nam w każdym meczu walczyć o pełną pulę.

Powiedz mi jeszcze, bo w pierwszym sezonie po transferze do „GieKSy” też walczyliście o awans, pewnie pamiętasz porażki z Ruchem i Tychami, które ostatecznie Was go pozbawiły – czy ten dzisiejszy GKS jest mocniejszy od tamtego?

Przede wszystkim jest kompletnie inny. Zmienili się drużyna, trener, ustawienie – nie ma nawet co tego porównywać. Tabela pokazuje, że chyba ta dzisiejsza jest mocniejsza (śmiech).

A poziom ligi się Twoim zdaniem zmienił?

Teraz liga jest zdecydowanie lepsza. Drużyny, które w niej występują, są o niebo lepsze niż te w tamtym momencie. Mamy wiele firm, które na spokojnie poradziłyby sobie w ekstraklasie. Dlatego ta nasza 1. liga mocno w ostatnim czasie ewoluowała i idzie bardzo mocno do przodu. Z każdym rokiem jest coraz silniejsza, wymaga więcej. Ale całościowo to dobrze, bo poziom naszej piłki klubowej idzie do góry.

Zerwaliście w ostatnim czasie z tą łatką, ale obiektywnie w ostatnich kilku, kilkunastu latach GKS w najważniejszych meczach, w których ta presja była największa, zawodził. Nauczyliście się radzić sobie z presją?

Presja to też pewien slogan. Presję mają ludzie, którzy codziennie muszą walczyć o zdrowie swojego dziecka. A że wychodzimy na boisko i robimy swoje, to tylko możemy się z tego cieszyć. Nie określam tego i nigdy nie określałem w kategoriach presji. To są takie zabobony śmieszne. Rozumiem wymagania, otoczkę dookoła, ale słowo presja nie trzyma się tutaj kompletnie niczego.

Ale zmieniło się coś w Waszym podejściu do tych najważniejszych spotkań? Że tak urośliście mentalnie.

Nie. Po prostu wyglądamy bardzo solidnie, jeżeli chodzi o nasze granie, nasz model, strukturę całościową. Jeśli wygrywasz jeden, drugi, trzeci mecz, to to samoistnie się napędza. Każdy jest wtedy pewniejszy swoich umiejętności. Nie trzeba nikogo przekonywać, że zespół jest silny mentalnie.

W „GieKSie” grasz już siedem lat. Jakbyś miał wskazać najważniejszy mecz tego okresu, to byłby to? Ten wygrany z Ruchem z ubiegłej wiosny?

Takich meczów było kilka. Na pewno też przypieczętowanie awansu do 1. ligi w starciu ze Stalą Rzeszów. Wiele jest takich spotkań kluczowych. Ale mam nadzieję, że to najważniejsze dopiero przed nami – za dwa tygodnie.

Czyli teraz wszystkie myśli – kierunek ekstraklasa.

Nawet nie trzeba o tym zapewniać, skoro jesteśmy na 3. miejscu i walczymy o to z całych sił.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze