50BL: Marszałek Timo Konietzka


Friedhelm, a właściwie „Timo” Konietzka, to jeden z tych piłkarzy, którzy tworzyli historię Bundesligi. Były napastnik Borussii Dortmund, który swoje życie zakończył 12 marca 2012 roku, był wybitnym snajperem i szczęśliwym człowiekiem. Pewnie gdyby nie choroba, nadal cieszyłby się swoim życiem, jednak ten ostatni pojedynek był już ponad jego siły. Rywal okazał się zbyt silny…


Udostępnij na Udostępnij na

W życiu każdego mężczyzny, i podejrzewam, że również kobiety, przychodzi taki moment, że pora obejrzeć się za siebie, podsumować swe dokonania i błędy. Mówi się, że najlepszą okazją na takie refleksje są jubileusze. I właśnie. Swój jubileusz obchodzi Bundesliga, która jak wiemy, kończy w tym roku 50 lat. W takiej sytuacji chcielibyśmy przybliżyć najbardziej jasne postaci, które pisały historię przez te pół wieku. Nie sposób nie zacząć od Friedhelma Konietzki. Ostatnimi czasy więcej mówiło się o tym wspaniałym piłkarzu z racji tego, że rekord klubowy, jaki do niego należał przez wiele lat, odebrał mu sam Robert Lewandowski, który obecnie mieszka w miejscowości, w której urodził się Friedhelm, czyli Lünen. „Lewy” wybrał sobie dobre otoczenie, które kiedyś już zrodziło wielkiego gracza.

„Timo” w akcji…
„Timo” w akcji… (fot. Bundesliga.com)

To Konietzka był jednym z tych piłkarzy, którzy potrafili strzelać gole w kilku spotkaniach z rzędu. Jemu udało się podtrzymać strzelecką passę przez sześć meczów. Ostatecznie „Lewy” zatrzymał się na 12 pojedynkach, więc naszego bohatera znacznie pobił w tej klasyfikacji i obecnie znajduje się tuż za Gerdem Müllerem. Obecność w tym zestawieniu, które na własny użytek nazwałem sobie „klasyfikacją systematyczności”, to w istocie ciekawe i godne uwagi osiągnięcie, jednak czy ktoś wie, że Konietzka był strzelcem pierwszego gola w historii Bundesligi? Mało tego. Skoro pierwszy gol, to należało go strzelić również w pierwszej minucie. To dopiero było otwarcie z hukiem. Kto pierwszy, ten lepszy. Sztuka ta udała się w meczu Borussii Dortmund z Werderem Brema, który ostatecznie BVB przegrało. Tym, który przepuścił pierwszego gola, był Klaus Lambertz, którego Friedhelm pokonywał w tym spotkaniu dwa razy. Drugi raz ten wyczyn udał mu się w ostatniej, 90. minucie. Wynik meczu to zwycięstwo 3:2 dla Werderu, które odniósł przy dopingu 30000 widzów, jednak miano pierwszego strzelca w historii Bundesligi na zawsze zostanie w rękach piłkarza Borussii, Friedhelma Konietzki.

To przede wszystkim dzięki temu wyczynowi jego nazwisko zostanie zapisane w historii Bundesligi już na pierwszej stronie, dużymi literami. Konietzka nie spoczął jednak na laurach i pierwszy gol, najszybciej jak się tylko da, rozwiązał worek z kolejnymi. Przez pięć lat gry w Dortmundzie strzelił aż 93 gole, a wystąpił w barwach tego zespołu w 123 meczach. Po zdobyciu Pucharu Niemiec z BVB został piłkarzem TSV 1860 Monachium, z którym już w następnym roku zdobył mistrzostwo Niemiec. Widzimy zatem, że jeżeli Konietzka coś robił, to najlepiej w pierwszej minucie, pierwszym meczu lub sezonie. Dla klubu z Monachium strzelił 30 bramek w 47 spotkaniach. Jeżeli podsumować występy tylko w samej Bundeslidze, Friedhelm rozegrał sto meczów i strzelił 72 bramki. Taki snajper nie mógł nie zagościć w reprezentacyjnym zespole. Tam jednak wielkich meczów nie miał. W swojej karierze dziewięciokrotnie występował w reprezentacji Niemiec, dla której udało mu się trafić trzy gole, a więc w porównaniu do poprzednich statystyk, raczej blado.

…w młodości
…w młodości (fot. Bundesliga.com)

W 1967 roku zakończył karierę piłkarską. Później oczywiście został trenerem, jednak już bez tak spektakularnych wyników. Najwyraźniej Friedhelm, jeżeli bezpośrednio nie miał wpływu na mecz, to nie radził sobie już tak świetnie. Co prawda zdobył z Zurychem trzy mistrzowskie tytuły, ale za tym nie poszły kolejne sukcesy „Timo”. A właściwie dlaczego „Timo”? Otóż, Konietzka był łudząco podobny do sowieckiego marszałka Siemiona Timoszenki, co od razu zauważyli jego koledzy z drużyny i przekształcili nieco nazwisko tegoż dygnitarza Armii Czerwonej. Co ciekawe, zawodnik wpisał sobie to imię w oficjalne dokumenty.

Legenda Borussii Dortmund, jaką jest bez wątpienia Konietzka, cierpiała na raka przewodów żółciowych, w wyniku czego zdecydowała się na eutanazję, aby oszczędzić sobie cierpień. – „Timo” jednego wieczora zdradził mi, że chce już odejść, umrzeć, że nie radzi sobie z chorobą, jaka go dopadła. W kolejnym dniu zadzwoniliśmy do pracownika fundacji EXIT, która zgodnie z prawem pomaga Szwajcarom zakończyć życie skażone chorobą. Pracownik przyjechał ze specjalnym napojem. Zjedliśmy uroczysty obiad, ugotowałam dla męża jego ulubione danie i się pożegnaliśmy. Wieczorem położył się na kanapie, wziął dwa łyki mikstury i zaczął żartować, że mu nie smakuje. Zanim zasnął, powiedział mi, że dziękuje za nasze wspaniałe życie – wspomniała żona Konietzki. „Timo” całe swoje życie był twardzielem, ale choroby nie zdołał już pokonać. W sercach kibiców Borussii Dortmund na zawsze pozostanie jako wielki piłkarz i nietuzinkowy snajper…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze