Paris Saint-Germain obchodzi w tym roku swoje 50. urodziny! Jak na klub piłkarski to młodzieniaszek, ostatnio bardzo mocny u siebie w kraju, ale na europejskiej scenie ciągle pretendent niemogący przełamać wyższości starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Klub z Paryża to nie tylko petrodolary i ostatnia dekada dominacji w Ligue 1, ale i piękna i interesująca historia – choć jak na piłkarskie standardy krótka.
Z czym kojarzy się PSG przeciętnemu sympatykowi sportu? Al-Khelaifi? Tak. Przepych? Jasne. Nieudane podejście Krychowiaka? Dokładnie. Brak sukcesów w Europie? Ma się rozumieć. Ci bardziej zaznajomieni z piłką wspomną jeszcze Bernarda Lamę, Pedro Pauletę, Ronaldinho, wymienią kilku innych graczy czy napomkną coś o rywalizacji na linii Paryż – Marsylia. Znawcy francuskiego tematu będą mogli dyskutować o tym klubie godzinami, ale to dla tych mniej zaznajomionych jest ten tekst, bo paryski zespół i ludzie go tworzący to bardzo ciekawa i warta poznania historia, ciekawostki czy interesujące fakty…
– PSG narodziło się z pragnienia Paryża, aby mieć duży klub w mieście w 1969 roku. Rok pracy nad zbudowaniem prawdziwego projektu wokół Parc des Princes i międzynarodowych graczy tamtych czasów (Jean Djorkaeff, kapitan drużyny Francji). Po trzech latach restrukturyzacji Paryż stopniowo się rozrósł i przeżył wspaniałe lata od 1992 do 1998, a następnie od 2012 – mówi nam Remi, założyciel „Histoire du PSG”.
1970 – początek paryskiej legendy
Paryż to ogromne miasto, wielka metropolia, w której znajdziemy praktycznie wszystko to, czego chcemy bądź szukamy. Yyy… wróć… teraz tak jest, ale jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku mogło być różnie. Nie znaleźlibyśmy choćby piłki nożnej na najwyższym poziomie… Różnie to ze stołecznymi klubami bywało, ale druga połowa XX wieku to raczej nieurodzaj. Dopiero 12 sierpnia 1970 roku przyniósł narodziny Paris Saint-Germain, drużyny, która 50 lat po swoim poczęciu stała się gigantem, przynajmniej na krajowym podwórku.
PSG powstało z połączenia utworzonego rok wcześniej Paris Football Club oraz występującego na drugoligowych boiskach Stade de Saint-Germain, a głównym celem była chęć dorównania innym europejskim stolicom posiadającym mocne i świętujące sukcesy zespoły piłkarskie. W tamtym okresie Francja poszczycić się mogła jedynie AS Saint-Etienne i Stade de Reims, Paryż natomiast był ubogim krewnym. Co ciekawe, przy próbach tworzenia nowego tworu radą i doświadczeniem służył paryżanom ówczesny prezes Realu Madryt, Santiago Bernabeu.
Le @PSG_inside fête ses 5⃣0⃣ ans aujourd'hui ! ❤️💙
𝟭𝟮.𝟬𝟴.𝟭𝟵𝟳𝟬
𝟭𝟮.𝟬𝟴.𝟮𝟬𝟮𝟬#WeAreParis pic.twitter.com/yN8PzJ7IbI— Paris Saint-Germain (@PSG_inside) August 11, 2020
Interesujące jest też to, że dwa lata po powstaniu klub… rozpadł się i podzielił na dwa: Paris FC i PSG (w tamtym momencie Paris FC utrzymało status profesjonalnej drużyny, PSG rozpoczęło w trzeciej dywizji, ale wkrótce te role się odwróciły, a dziś nie ma właściwie czego porównywać). Klub z Parc des Princes stał się oczkiem w głowie lokalnej społeczności i wyrósł na kolosa, który obecnie we Francji nie ma sobie równych pod każdym względem.
– PSG w Paryżu i całym regionie paryskim ma wręcz dominującą pozycję. Od dekad jako jedyny stołeczny klub na najwyższym poziomie piłkarsko napędza miasto i całą paryską aglomerację. W historii futbolu nad Sekwaną PSG również zaznaczyło się w znaczący sposób: najpierw gdy klub trafił w ręce C+, a następnie już pod kontrolą QSI. Dwie epoki sukcesów zbudowały legendę Paris Saint-Germain, lecz w historii zapamiętany zostanie także czas sportowej i finansowej niepewności.
Czasy, gdy właścicielem klubu był fundusz inwestycyjny Colony Capital, wydają się dzisiaj tak bardzo odległe. Łatwo zapomnieć, że nieco ponad dekadę temu PSG niemal do ostatniej kolejki walczyło o utrzymanie w Ligue 1, a stołeczny klub trawił konflikt kibiców z trybun Auteuil i Boulogne. Bez dubletu Amary Diané na Stade Bonal w Sochaux być może nie byłoby dzisiaj Katarczyków w PSG. Jak w rollercoasterze, dorobek 50 lat historii PSG w niczym nie ustępuje bardziej długowiecznym klubom – komentuje Jordan Berndt, korespondent „Piłki nożnej” z Paryża.
Borelli i pierwsze sukcesy
Francis Borelli to jeden z ojców sukcesów Paris Saint-Germain, które przyszły na początku lat 80. ubiegłego wieku, dekadę od powstania klubu. Borelli to prezydent zajmujący szczególne miejsce w dziejach klubu, bo to on właśnie postanowił tchnąć nowego ducha w budowanie organizacji i archaiczne modele zastępować tymi nowszymi i bardziej rozwojowymi. Swoje stanowisko piastował w latach 1978–1991, podczas których zespół rozegrał 596 oficjalnych meczów, a w 1983 roku sięgnął po swoje pierwsze mistrzostwo kraju, po drodze zdobywając jeszcze dwa Puchary Francji. Można śmiało powiedzieć, że Francis Borelli był ojcem Paris Saint-Germain. To on przeniósł klub od młodzieńczych lat do w pełni dorosłego życia.
– W historii Paris Saint-Germain jest wielu wielkich ludzi. Jeśli chodzi o zawodników, przybliżyłbym nazwisko Safeta Susicia, jugosłowiańskiego internacjonała i fantastycznego gracza w latach 1982–1991. Inne? Brazylijskiego kapitana Rai z Seleçao, grającego w PSG w latach 1993–1998, Pedro-Miguela Paulety, prawdziwego blasku światła w ciemnych latach (2003–2008), i Zlatana Ibrahimovicia, który tak naprawdę rozpoczął katarski projekt w Paryżu. Musi pojawić się też słowo dla najwybitniejszego z prezesów PSG, Francisa Borelliego, który kochał klub bardziej niż ktokolwiek i pozwolił na jego rozwój. Dziś jedna z trybun Parc des Princes nosi jego imię w hołdzie – przybliża dalej Remi.
Borelli to w PSG człowiek prawie święty. Organizator, instytucja, doskonale w Paryżu znany i pamiętany. W Polsce jednak postać anonimowa, dlatego warto pochylić się nad jego sylwetką.
L'hommage du Parc des Princes au Président Francis Borelli. #PSG #RIP pic.twitter.com/mjFM8QUI2B
— PSG Society (@PSGsociety) October 2, 2015
Twórca wielkiego Paris Saint-Germain i jego pierwszych sukcesów urodził się w Algierii w 1932 roku, a w Paryżu na dobre pojawił się dopiero w roku 1954, choć… na chwilę do tego miasta wpadł też jako żołnierz, trzy lata wcześniej. Jego wielka pasją był futbol i zaliczył nawet kilka profesjonalnych minut w Red Star. W międzyczasie powrócił do rodzinnej Tunezji, gdzie imał się dorywczych prac, ciągle marząc o karierze zawodowego piłkarza.
Grywał w miejscowych klubach, a z piłką nożną (w wydaniu profesjonalnym i czynnym) pożegnał się po późniejszym i nieudanym pobycie na południu Francji, gdzie na moment zakotwiczył w klubie z Cannes. Kiedy rozstał się ze sportem i na stałe osiadł w stolicy Francji, swoją ciężką pracą i wrodzoną charyzmą budował pozycję i zdobywał znajomosci, które pomagały mu w późniejszych etapach życia, jak choćby postać projektanta Daniela Hechtera, z którym tworzył i budował potęgę pierwszego PSG.
Wracając do wcześniejszych wątków… Z panem Borellim na czele klubu Paris Saint-Germain zgarnęło swoje pierwsze tytuły. Mistrz Francji w 1986 roku i dwa Puchary Francji: w 1983 i ten pierwszy, wyśniony, w 1982. Pierwszy puchar wiąże się ze słynnym pocałunkiem murawy Parc des Princes. W finale przeciwko Saint-Etienne PSG przegrywało 1:2, ale Dominique Rocheteau, który przyjechał do Paryża dwa lata wcześniej, wyrównał w ostatnich sekundach…
Chwila szaleństwa, chwila łaski dla graczy stołecznego klubu, o sukcesie których zdecydowały późniejsze rzuty karne. To był historyczny moment, a Borelli przeskoczył barierki i całował murawę. Później wyjaśnił swój gest, mówiąc: –Pocałowałem trawę, tę błogosławioną ziemię Parc des Princes, aby podziękować niebiosom. Borelli kochał PSG, a klub i ludzie z nim związani odwzajemniali te uczucia. Zmarł w 2007 roku.
Rekordy graczy PSG
Wiadomo, że klub tworzą ludzie, sukcesy drużyny to triumfy zawodników. Podobnie jak wszędzie i w Paryżu kilku piłkarzy zapisało się złotymi zgłoskami w historii teamu, dlatego warto poznać tych najlepszych. Ogółem w barwach PSG wystąpiło (w całej historii) 460 zawodników, z czego 116 było wychowankami klubu, a jako ciekawostkę można wspomnieć to, że w liczbę tę wpisują się sylwetki 31 Brazylijczyków, którzy czasami swoimi sztuczkami bawili publiczność Parc des Princes, a rywali swojej drużyny wkręcali w ziemię.
Bernard Lama, Joel Bats, Rai, Luis Fernandez, Safet Susić, Ronaldinho, Weah czy dobrze znany Tomaszowi Hajcie Pedro Pauleta. Tych nazwisk można wymieniać sporo i to nawet z czasów, gdy stołeczny klub nie był hegemonem. Zawsze w kadrze był ktoś nietuzinkowy, wybitny, który porywał serca kibiców. Nene, Luyindula, Jerome Rothen, Makelele, Chantome, Djorkaeff, Dahleb… każda epoka ma swoich bohaterów, dlatego najlepiej, jeśli skupimy się na tych bijących rekordy.
I tak na przykład… Piątka najlepszych strzelców w dziejach wyglada następująco: Cavani (200 goli), Ibrahimović (156), Pauleta (109), Rocheteau (100), Dahleb (98). Graczem, który rozegrał najwięcej spotkań, jest Jean-Marc Pilorget, który koszulkę obecnego mistrza Francji zakładał aż 435 razy, ale tuż za nim jest dobrze znany także tym młodszym fanom futbolu Sylvain Armand – 380 spotkań. Zawodnikiem mającym najwięcej triumfów jest… Marco Verratti, który z PSG wygrał 25 tytułów: 7 razy Ligue 1, 5 pucharów kraju, 6 pucharów ligi i 7 superpucharów.
Polacy na Parc des Princes
Tutaj nie można zbytnio się rozpisać, bo Polaków występujących w Paryżu było tylko dwóch. Marcin Bułka jest jeszcze młody, nie mógł liczyć na wiele w ekipie Tuchela, ale przy transferze Grzegorza Krychowiaka, i to za 27,5 miliona euro, można było spodziewać się o wiele więcej. Rzeczywistość dla reprezentanta naszego kraju nie okazała się wyśniona i w barwach PSG nie błyszczał. Jak skończyła się jego przygoda ze stołecznym klubem, też wszyscy wiedzą doskonale. Mówić nie ma właściwie o czym – tylko 19 meczów w pierwszej drużynie – rozczarował.
– Przygoda była trudna i rozczarowująca dla „Krychy” w Paryżu i szkoda, bo po wielkiej sławie w Sevilli miał być prawdziwym następcą Thiago Motty. Wszyscy wiemy, że jest świetnym graczem, ale po prostu nie dostosował się do Paris Saint-Germain. Z Marcinem Bułką jest inaczej, mieliśmy zbyt mało okazji, aby zobaczyć go na boisku, ale wiemy, że ma wspaniałą przyszłość – tak Polaków grających na Parc des Princes podsumowuje założyciel „Histoire du PSG”.
Wielkie spotkania
– Dla mnie najlepsza piłkarska uczta miała miejsce podczas wielkiego meczu z Realem Madryt 18 marca 1993. Ćwierćfinałowy rewanż Pucharu UEFA na Parc des Princes. PSG przegrało 1:3 na Bernabeu, ale mecz rewanżowy to prawdziwa petarda. Dziesięć minut przed końcem Candido Valdo serwuje piłkę George’owi Weahowi, który rzuca ją za Danielem Bravo, po czym David Ginola strzela bramkę. Magiczny mecz i niezapomniany wieczór – wspomina Remi.
Akurat takich spotkań, i to w pucharach, gdy paryscy gracze pierwszy mecz przegrywali gładko, a w rewanżu przechodzili samych siebie, by wygrać, było kilka. Przykładowo ten w 1997 roku z rumuńską Steauą. Pierwsza runda w Bukareszcie i powrót do stolicy z płaczem i wynikiem 0:3, ale następny mecz to już klasa sama w sobie i odprawienie Rumunów z pięcioma bramkami. Wówczas swoje pięć minut zaliczył kapitalny Brazylijczyk Rai, notując na swoim koncie aż trzy bramki.
Może teraz coś w lidze? Proszę bardzo. 1999 rok, dziewięć lat bez zwycięstwa nad odwiecznym rywalem z Marsylii, aż tu nagle… jest 2:1 i to w dodatku w meczu, który (w razie przegranej) mógł pokrzyżować Olympique walkę o mistrzostwo. Podwójna radość paryskich kibiców.
***
Mamy nadzieję, że choć pokrótce poznaliście historię szanownego jubilata. Jaka będzie jego przyszłość? Wydaje się, że dopóki klubem rządzi prezydent Al-Khelaifi nic mu nie grozi, a poważny sukces, taki na arenie europejskiej, jest tylko kwestią czasu. Joyeux anniversaire i au revoir!