Startuje IV runda eliminacji do Ligi Mistrzów. To ostatnia przeszkoda przed rozpoczęciem uroczystej części najwspanialszych europejskich rozgrywek, w których zmierzą się ze sobą drużyny z całej Europy. Już tylko dwa mecze dzielą Raków Częstochowa od tego celu, który dla polskich drużyn jest zwykle nieosiągalnym marzeniem. Na trzy próby tylko Legii Warszawa udało się wykonać ten ostatni krok.
Reforma Michela Platiniego miała wesprzeć mniejsze europejskie kluby, aby i one miały łatwiejszą drogę do wejścia na bal dla najmożniejszych. Niestety dla polskich drużyn, ta sprzyjająca zmiana niewiele dała. Licząc od sezonu 2009/2010, tylko dwie ekipy doszły do tej fazy eliminacji. Najpierw uczyniła to Wisła Kraków, a potem dwukrotnie Legia Warszawa. Na te trzy podejścia tylko jedno zakończyło się sukcesem. Czwartą próbę podejmie Raków Częstochowa, który zmierzy się z FC Kopenhaga. A jak przebiegały dokładnie poprzednie dwumecze?
Wisła Kraków – APOEL Nikozja: IV runda el. Ligi Mistrzów sezonu 2010/2011
Pamiętny dla wielu kibiców sezon „Białej Gwiazdy”, której zabrakło kilku minut, aby spełnić ten sen. Ówczesny właściciel, Bogusław Cupiał, nieustannie marzył o Lidze Mistrzów, ale zawsze ktoś stawał na przeszkodzie. Czasem to była Levadia Tallin, a czasem Real Madryt albo FC Barcelona. Tym razem stanęło w miarę pośrodku, ponieważ rywalem był APOEL Nikozja. Choć cypryjski futbol poszedł znacznie do przodu od ostatniego spotkania w 2003 roku, to Wisła nie stała na straconej pozycji. Cupiał po zdobyciu ostatniego mistrzostwa przez Wisłę zagrał all-in. Zmontował potężną na tamte czasy ekipę w myśl „Liga Mistrzów albo śmierć”.
Zaczęło się pięknie, ponieważ w Krakowie będący gwiazdą tamtej ekipy Patryk Małecki zdobył jedynego gola po pamiętnej akcji. Podopieczni Roberta Maaskanta jechali na Cypr ze skromną zaliczką. Tam niestety Wisła poległa 1:3. To był ten mecz, od którego rozpoczęły się te pamiętne słowa o zbyt gorącym klimacie. Od początku czuć było, że Wisła wyszła stremowana i niedostosowana do tak tropikalnej pogody. To APOEL był stroną przeważającą, a wiślacy robili błędy. Tak jak golkiper Sergei Pareiko, który sam sobie wbił piłkę do bramki.
Potem nastąpiła świetna akcja gospodarzy, piłka z boku od Tričkovskiego do Aíltona i zrobiło się już katastrofalnie. Jednak gdy Cezary Wilk strzelił gola na 1:2, wydawało się, że może krakowianie tego nie wypuszczą. W końcu przy tym wyniku to Wisła weszłaby do piłkarskiego raju. Niestety, na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry po raz drugi cios zadał Aílton. 1:3 i to Cypryjczycy mogli świętować.
Piłkarze po końcowym gwizdku długo się nie mogli pozbierać. To był zresztą symboliczny moment dla całego klubu. Wisła Kraków aż do dziś nie wróciła bowiem na dawny poziom. Teraz jest nawet o ligę niżej, a kto wie, jak potoczyłyby się losy klubu, gdyby wtedy wytrzymali te kilka minut dłużej.
Legia Warszawa – Steaua Bukareszt: IV runda el. Ligi Mistrzów sezonu 2012/2013
To naszym zdaniem najlepszy dwumecz polskiej drużyny na tym etapie mimo smutnego końca. Legia Warszawa wylosowała ówczesnego giganta rumuńskiego futbolu – Steauę Bukareszt. Legioniści nie przestraszyli się bardziej renomowanego rywala, co pokazali na boisku, pierwsze spotkanie na trudnym wyjeździe zakończyło się bowiem remisem 1:1 po wyrównującym golu Jakuba Koseckiego. Zatem awans miał się rozstrzygnąć w Warszawie, przy dopingu równie fanatycznych kibiców z Łazienkowskiej.
Niestety Legia sama siebie wyrzuciła w pierwszych dziesięciu minutach. Jak inaczej nazwać fakt, że właśnie po tym czasie Steaua prowadziła już 2:0 po golach Stanciu z 7. i Piovaccariego z 9. minuty? Legia ocknęła się po dwóch gongach i ruszyła do boju. W 27. minucie złapała kontakt po golu Miroslava Radovicia. Stołeczna drużyna walczyła ambitnie do końca, co przyniosło gola w doliczonym czasie gry, gdy Jakub Rzeźniczak wlał nadzieję w serca kibiców, wyrównując stan gry. Niestety było już za późno na jeszcze jednego gola i mecz zakończył się remisem 2:2.
Ponieważ przepisy promowały wtedy gole na wyjeździe, to Rumuni cieszyli się z awansu, a polska drużyna mogła dopisać sobie kolejny rok bez gry w Lidze Mistrzów. Steaua może i pokazała dojrzalszą grę, ale naprawdę trudno zrozumieć, jak w ciągu dziesięciu minut „Wojskowi” dali sobie wbić dwa gole, które praktycznie pogrzebały ich szanse na sukces.
Legia Warszawa – Dundalk FC: IV runda el. Ligi Mistrzów sezonu 2016/2017
Trzecie, ostatnie i jedyne udane w dotychczasowej historii reformy podejście w play-offach Ligi Mistrzów. Los legionistom sprzyjał, dostali bowiem na papierze bajecznie prostego rywala, którego trzeba było pokonać i przerwać klątwę Ligi Mistrzów. Ujmijmy to tak – nie było Legii łatwo. Pod wodzą nowego trenera, Besnika Hasiego, drużyna męczyła się zarówno w lidze, jak i pucharach. Różnica polegała na tym, że w pucharach robiła to zwycięsko.
Jak popatrzymy na rywali legionistów i rezultaty, to zgodzimy się chyba, że Legia miała kupę szczęścia. Sama sobie jednak na to zapracowała świetnymi wynikami w Europie z lat poprzednich. Ale wróćmy do dwumeczu z Dundalkiem. W Irlandii warszawska drużyna pewnie pokonała rywali 2:0 po golach Prijovicia oraz Nikolicia.
Przy tym wyniku przywiezionym z Belfastu rewanż zdawał się wyłącznie formalnością. Zaczęło się jednak nieprzyjemnie. W 19. minucie pozostawiony bez krycia Robert Benson strzałem z powietrza pokonał bowiem Arkadiusza Malarza. Już tylko bramka dzieliła Dundalk od wyrównania stanu w dwumeczu. Później zrobiło się jeszcze ciekawiej, bo drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Adam Hloušek. O awans kibice drżeli aż do drugiej minuty doliczonego czasu gry, gdy wybawcą okazał się Michał Kucharczyk, który strzelił zza pola karnego i przypieczętował awans do Ligi Mistrzów.
Cóż, znamy piękniejsze historie, ale my wybrzydzać nie będziemy. Polski klub po blisko 20 latach awansował na salony największych europejskich rozgrywek. Tam już Legia Warszawa spisała się ponad wszelkie oczekiwania, zakończywszy fazę grupową na 3. miejscu mimo grupy śmierci.
https://www.youtube.com/watch?v=zQxey_GQU90
***
Zatem jak widzimy, bilans jest niekorzystny, ale nie całkowicie beznadziejny. A którą drogą podąży Raków? Czy powtórzy sukces Legii z sezonu 2016/2017 i w rozgrywkach Ligi Mistrzów znów ujrzymy polską drużynę? Czy może postawi się Duńczykom, ale bez happy endu na końcu? Wierzymy, że „Czerwono-niebiescy”, choć startują z pozycji underdoga, wcale nie muszą wylądować w Lidze Europy. Jeżeli plan trenera Szwargi sprawdzi się w stu procentach i w tej rundzie, to będzie naprawdę pięknie.