Demonstracja siły wieńczy luksusową drogę Francji do półfinału


Podopieczni Deschampsa wreszcie pokazali pełnię swoich możliwości

3 lipca 2016 Demonstracja siły wieńczy luksusową drogę Francji do półfinału

"Trójkolorowi" rozbili dziś Islandię 5:2 i jako ostatni zespół zameldowali się w półfinale Euro 2016. Ich droga do strefy medalowej mistrzostw nie mogła być chyba prostsza – podopieczni Deschampsa trafili do jednej z najsłabszych grup turnieju, a w fazie pucharowej również przyszło im się mierzyć z drużynami z europejskiej drugiej ligi. Jednak o ile w pierwszych czterech meczach notorycznie zawodzili, o tyle dziś zademonstrowali olbrzymią siłę.


Udostępnij na Udostępnij na

Komfortowa przewózka do półfinału

Bo jak inaczej można nazwać drogę reprezentacji Francji od pierwszego spotkania na Euro do dzisiejszego awansu do najlepszej czwórki mistrzostw? Jednak mówiąc komfortowa, wcale nie mam na myśli tego, że „Trójkolorowym” awans do półfinału przyszedł nadzwyczaj łatwo, a jedynie fakt, że ich rywale po prostu nie mogli być słabsi. Rumunia, Albania, Irlandia i Islandia – to mają być skalpy na miarę awansu do strefy medalowej Mistrzostw Europy?

„Trójkolorowym” awans do półfinału wcale nie przyszedł nadzwyczaj łatwo, ale ich dotychczasowi rywale po prostu nie mogli być słabsi.

Zaczęło się od rywalizacji w grupie, w której to w dwóch pierwszych meczach podopieczni Didiera Deschampsa bardzo męczyli się z gorzej niż przeciętnymi zespołami Rumunii i Albanii. Szczerze powiedziawszy te spotkania trudno się oglądało, a jeszcze trudniej przychodziło nam wówczas przekonywanie samych siebie, że Francuzi są w stanie wznieść się na tym Euro na swój optymalny poziom.

Odrobinę nadziei mógł dać zremisowany 0:0 mecz z w miarę silną Szwajcarią (notabene zdecydowanie najmocniejszym zespołem, z jakim mierzyła się dotychczas Francja na Euro), lecz chwilę potem przyszły kolejne męczarnie z przeciętnymi Irlandczykami. A to była już przecież 1/8 finału mistrzostw Europy – tyle że rywal jakiś słaby, a i występ „Trójkolorowych” wcale nie lepszy…

I tak się nam Francja przeczołgiwała aż do dzisiejszego ćwierćfinału – bez jakości, konkretnego stylu i polotu. Ale przecież na takich przeciwników te atrybuty zupełnie nie były potrzebne. Zresztą i dziś, gdyby podopieczni Deschampsa zagrali podobnie jak w meczu z Irlandią czy też Albanią, to prawdopodobnie nie mieliby większych problemów z wyeliminowaniem wyczerpanych turniejem i osłabionych kartkami Islandczyków. Na szczęście faworyci turnieju wreszcie się przebudzili.

Demonstracja siły

Tę widzieliśmy w pierwszej połowie spotkania „Trójkolorowych” z reprezentacją wyspy ognia i lodu. Podopieczni Deschampsa nie dość, że wreszcie pokazali zawziętość i charakter prawdziwego faworyta, to jeszcze byli piekielnie skuteczni.

A w ich szeregach zachwycali dokładnie ci, którzy zachwycać mieli. Pogba, Payet i Griezmann – najwięksi gwiazdorzy reprezentacji Francji zanotowali w pierwszej połowie meczu z Islandią po jednym trafieniu i udowodnili, że rola gwiazd narodowej drużyny wcale nie jest przypisywana im na wyrost. Najbardziej z tej trójki zaimponował nam chyba napastnik Atletico Madryt, który przechytrzył islandzkiego golkipera piękną podcinką.

Jednak paradoksalnie w całym meczu najbardziej zachwycił ten, po którym nikt raczej się już tego nie spodziewał. Olivier Giroud to nie jest jeden z najlepszych napastników globu i to nie ulega żadnej wątpliwości. W ogóle pod nieobecność Karima Benzemy atak Framcuzów wygląda ubogo i zdecydowanie cierpi, lecz dziś przeżywał on swoje piękne chwile. Odrobinę drewniany i często niespecjalnie lotny napastnik Arsenalu Londyn zdołał pokonać bramkarza Islandii aż dwukrotnie i tym samym choć na chwilę zamknął buzie… wszystkim obiektywnym obserwatorom jego poczynań.

Rzecz jasna Giroud w formie to – mimo wszelkich złośliwości – także spore wzmocnienie reprezentacji „Trójkolorowych”. Najważniejsze jednak, że dziś cała drużyna Deschampsa pokazała się z jak najlepszej strony. Winę za stracone bramki możemy zwalić na rozluźnienie szyków defensywnych po wypracowaniu olbrzymiej zaliczki, a strzelone przez Francuzów gole każą nam sądzić, że i w meczu z Niemcami będą oni bardzo groźni.

Przed nami przedwczesny finał?

Zdecydowanie wszystko na to wskazuje. Niemcy są dotychczas bez dwóch zdań najmocniejszym zespołem na Euro, a „Trójkolorowi” pokazali dziś, że na pewno nie zamierzają w półfinałowej rywalizacji z mistrzami świata podzielić losów Brazylii z mundialu w 2014 roku. Ten mecz będzie prawdziwym hitem i prawdopodobnie wyłoni zwycięzcę Euro.

A czemu tak się stanie? Oczywiście mamy ogromny szacunek dla umiejętności Walijczyków i Portugalczyków – a raczej głównie do tych pierwszych, bo drudzy znaleźli się w półfinale Euro zupełnym przypadkiem – jednak chyba aż trudno uwierzyć, by naszpikowane gwiazdami reprezentacje Niemiec bądź Francji mogły w finale mistrzostw nie wykorzystać tak wielkiej okazji i przegrać z drużyną, która bądź co bądź jest od nich kadrowo po prostu znacznie słabsza.

A może jednak nie warto gdybać, a należy skupić się na najbliższych pojedynkach? No dobra, przed nami więc rywalizacje Walii z Portugalią oraz Niemiec z Francją – oba spotkania zapowiadają się całkiem ciekawie, a drugie z nich być może nawet będzie stało na najwyższym futbolowym poziomie…

Piszę to ze sporym przekąsem, bo dotychczas nie zdarzało się to na turnieju we Francji specjalnie często. I o ile w normalnych wypadkach nie lubię określeń typu „przedwczesny finał”, o tyle tym razem bardzo bym chciał, żeby mecz „Trójkolorowych” z Niemcami rzeczywiście takowy przypominał…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze