Bayern zatrzymany! W meczu kończącym 11. kolejkę Borussia Dortmund znalazła sposób na liderów z Monachium. Wprawdzie "żółto-czarni" nie zainkasowali trzech punktów, ale remis może ich satysfakcjonować, bowiem jesienią grają 'w kratkę'.
Tylko dwanaście bramek padło w 11. kolejce Bundesligi. To mało jak na ligę niemiecką, w której kibice przeważnie oglądają grad goli. Bezbramkowym remisem zakończyły się trzy spotkania. Tradycyjnie najwięcej kibiców zasiadło na Signal Iduna Park w Dortmundzie.
Pojedynek Borussi z Bayernem elektryzował Niemców tak, jak Polaków emocjonuje spotkanie Wisły z Legią. Ponad osiemdziesiąt tysięcy widzów na stadionie w Dortmundzie oglądało dziewięćdziesiąt minut walki, którą stoczyli piłkarze obu drużyn. Niestety zabrakło bramek. Nas jednak najbardziej interesował występ Kuby Błaszczykowskiego. Polak na boisko wyszedł w podstawowym składzie i miał nawet szansę na zdobycie bramki, ale nie wykorzystał sytuacji 'sam na sam’. Reprezentanta Polski zastąpił w 83. minucie Diego Klimowicz.
Gospodarze walczyli jak równy z równym i mieli więcej takich okazji, których jednak nie wykorzystali. O pechu mogą też mówić Bawarczycy, a konkretnie Martin Demichelis, który z trzydziestu metrów trafił w poprzeczkę.
Monachijczycy remisując z BVB przerwali serię pięciu zwycięskich spotkań z rzędu w Bundeslidze, ale nadal utrzymali prowadzenie w tabeli, mając cztery punkty przewagi nad drugim Hamburgerem SV.
Interesującym pojedynkiem było także spotkanie VfB Stuttgart – Bayer Leverkusen. Gospodarze nareszcie się odblokowali i może nie było to zwycięstwo przekonujące, wszak zdobyli tylko jedną bramkę (w 72. minucie z najbliższej odległości futbolówkę w siatce umieścił Andreas Beck), ale najważniejsze w tym przypadku było zdobycie kompletu punktów. Mario Gomez i spółka przerwali więc fatalną serię trzech przegranych z rzędu w Bundeslidze. Zwycięstwo piłkarzy VfB może dziwić tym bardziej, że „Aptekarze” to wcale nie łatwy przeciwnik, a przecież jesienią aktualnym mistrzom kraju zdarzało się przegrywać ze słabeuszami. Tym razem jednak nie zawiedli i uchronili się od fali krytyki, którą z pewnością zostaliby zalani, jak to bywało po kolejnych porażkach. Złośliwi zaczęli nawet mówić, że VfB Stuttgart będzie w tym roku musiał się bronić przed spadkiem.
Na Veltins Arena w Gelsenkirchen rozegrane zostało spotkanie określone hitem kolejki. Piłkarze Schalke 04, którzy ostatni raz w Bundeslidze wygrali miesiąc temu, tracą powoli kontakt ze ścisłą czołówką tabeli. Sobotni remis z Werderem i tylko jeden punkt jest oczywiście jak najbardziej usprawiedliwiony. Piłkarze z Bremen prezentują dobrą formę i są obecnie najbliżsi dogonienia absolutnego lidera rozgrywek, Bayernu Monachium. Gospodarze prowadzenie objęli w 14. minucie po uderzeniu z rzutu wolnego. Werder zdołał się jednak ‘pozbierać’ i dwadzieścia minut później, po strzale głową Naldo, był już remis. Wynik wciąż był sprawą otwartą. W drugiej połowie spotkanie obfitowało w ciekawe akcje, jednak żadnej z drużyn nie udało się już strzelić zwycięskiej bramki. Ostateczny wynik spotkania to 1-1.
Tak jak piłkarze Schalke z wyniku mogą być zadowoleni, tak w przypadku sześćdziesięciu tysięcy widzów nie ma o tym mowy.
Grali Polacy
Wielkiego pecha mieli piłkarze Arminii Bielefeld, którzy tylko zremisowali z Energie Cottbus. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie utrata bramki w ostatniej minucie spotkania. W meczu bardzo aktywny był Artur Wichniarek, który albo strzelał albo inicjował kolejne akcje. W zespole gości wystąpił Mariusz Kukiełka.
W pojedynku pomiędzy Herthą Berlin a VfL Bochum (2-0) wystąpiło dwóch polskich graczy. Po przerwie, mniej więcej w tym samym czasie, na boisko wszedł Łukasz Piszczek i Marcin Mięciel. Po spotkaniu bardziej szczęśliwy, bowiem zwycięski, był ten pierwszy. W meczu nie wystąpił kontuzjowany Tomasz Zdebel.
W potyczce pomiędzy VfL Wolfsburg a FC Nuernberg na ławce rezerwowych zasiadł Jacek Krzynówek. Jego „Wilki” pewnie pokonały FCN 3-1.