Legia znaczy kryzys


W ostatnich czterech latach doszło do kilku poważnych tąpnięć w Legii

4 października 2016 Legia znaczy kryzys
Grzegorz Rutkowski

Trzy mistrzostwa kraju, trzy Puchary Polski, regularne występy w Lidze Europy i awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To imponujący bilans Legii za czasów prezesury Bogusława Leśnodorskiego. Ale równocześnie z sukcesami klub musi borykać się z kryzysami na wielu płaszczyznach.


Udostępnij na Udostępnij na

Zarządzanie w kryzysie – tę frazę mają wypisaną na czole prezesi wszystkich klubów ekstraklasy. Permanentne problemy od lat targają Wisłą Kraków, organizacyjne – Koroną Kielce i Ruchem Chorzów, a sportowe – Lechem Poznań. Wydawało się, że od pojęcia kryzysu raz na zawsze uwolni się Legia Warszawa. Klub pod wieloma względami znajdujący się w zupełnie innej lidze niż reszta krajowych konkurentów. Z wielkim potencjałem marketingowym i kibicowskim, z silną drużyną i niezłym zarządzaniem. Jednak od 2012 roku (wtedy prezesem został Bogusław Leśnodorski) przy Łazienkowskiej kilkakrotnie poważnie zadrżał grunt, co skutkowało sporymi stratami finansowymi i wizerunkowymi. Oto ich krótkie przypomnienie.

2013 – Legia – Steaua Bukateszt/Legia – Apollon Limasol przy pustych trybunach

Klub z Łazienkowskiej po sześciu latach oczekiwania zdobył mistrzostwo Polski, zyskując prawo walki o Ligę Mistrzów. W pierwszym meczu IV rundy stołeczni wygrali 1:0 w Rumunii i byli jedną nogą w fazie grupowej elitarnych rozgrywek. Rewanż zapowiadany był jako najważniejszy mecz dekady. I co? Odbył się przy pustej „Żylecie”, a Legia dodatkowo musiała zapłacić 45 tys. euro kary…

Kilka tygodni później przy zamkniętym stadionie rozegrano mecz LE z Apollonem Limasol z powodu kary za skandaliczne zachowanie pseudokibiców Legii w Rzymie. Niesamowicie szybka recydywa, która poddawała pod wątpliwość wiarę, że polityka współpracy z ultrasami zakończy się powodzeniem. Klub wyszedł na prostą, tamte incydenty uznano za wypadki przy pracy i dzięki dobrej woli prezesa Leśnodorskiego nie zakończył się dialog z kibicami.

Marzec 2014 – zadyma na meczu z Jagiellonią

Początek rundy wiosennej sezonu 2013/2014. Pierwszy domowy mecz Legii w roku kończy się po 45 minutach… W przerwie mogliśmy oglądać sceny rodem z lat 90. Szturmowanie sektora gości, bójka, gaz pieprzowy, a w końcu interwencja policji. Komisja ligi zdecydowała nałożyć na Legię drakońskie kary. Przekaz był jeden: nie będziemy tolerować na meczach ekstraklasy tego typu zachowań. Spotkanie zakończyło się walkowerem dla Jagiellonii, dodatkowo Legia musiała zapłacić 100 tys. złotych kary, a następne domowe spotkanie z Wisłą odbyło się przy zamkniętym stadionie. Był to trzeci taki incydent na przełomie zaledwie kilku miesięcy!

Sierpień 2014 roku – Legia – Celtic

Legia zdobywa drugi tytuł za czasów rządów Bogusława Leśnodorskiego i wreszcie wydaje się gotowa na grę w Lidze Mistrzów. W międzyczasie uporano się z problemem związanym z kibicami, którzy zaczęli się kontrolować. Z trybun zniknęły flagi, na których widniały nazistowskie symbole, i przestano rzucać race na murawę. Na szczęście dla klubu z Łazienkowskiej obyło się przy tym bez protestów fanów z „Żylety”.

Sytuację z meczu Legia – Celtic znamy. W 87. minucie spotkania na murawę rewanżowego meczu wszedł nieuprawniony do tego Bartosz Bereszyński. Skutkowało to walkowerem dla Celitku i awansem Szkotów do następnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Straty finansowe ogromne. Za sam awans do IV rundy Legia otrzymałaby prawie 2 mln euro, a i patrząc na występy drużyny w dwumeczu z Celtikiem, pewna była gra w fazie grupowej rozgrywek. Wtedy jednak wszyscy związani z klubem pokazali niesamowitą jedność i siłę. Zorganizowano akcję „Let Football Win”, która zyskała ogromny rozgłos, piłkarze nie załamali się. Cała Legia wyszła z tego kryzysu silniejsza, pokazując, że słowa przyśpiewki, które brzmią „Niepokonane miasto, niepokonany klub”, nie są gołosłowne.

Luty 2015 – Legia – Ajax przy pustych trybunach

Normalność. W wyjazdowym meczu LE z Lokeren kilkudziesięciu kibiców obrażało czarnoskórego bramkarza rywali. Jak wiadomo, UEFA rasizmu nie toleruje, więc na klub nałożono olbrzymią karę finansową i dwa mecze w europejskich pucharach bez udziału kibiców. Na nic zdały się odwołania i dowody na to, że Legia przeciwdziała rasizmowi, bardzo atrakcyjny i istotny mecz w 1/16 finału LE przeciw Ajaksowi Amsterdam odbył się na pustym stadionie. A działacze znowu mogli powtórzyć znaną przyśpiewkę o tym, że i z tego kryzysu wyjdą na prostą.

Maj–wrzesień 2015 – koniec ery Henninga Berga

Odejście Miroslava Radovicia, blamaż z Ajaksem, kryzys na początku rundy wiosennej – tak rozpoczęło się najgorsze pod względem sportowym półrocze prezesury Bogusława Leśnodorskiego. Do samego końca sezonu prezesi Legii zapewniali, że mistrzostwo obronią, ale czuć w ich wypowiedziach ogromną niepewność. W lutym tamtego roku wszystko posypało się jak domek z kart, a to, co widzieliśmy w następnych miesiącach, było tego konsekwencją. Brak mistrzostwa jakoś przy Łazienkowskiej przeżyto. W końcu sam prezes zapowiadał, że potknięcia mogą się przydarzyć, ale beznadziejny początek sezonu 2015/2016 to za wiele. Dokładnie rok temu poleciała głowa Henninga Berga. Zamiast całorocznej fety z okazji stulecia istnienia klubu pod znakiem zapytania stanęło zdobycie mistrzostwa Polski (10 punktów straty do Piasta).

Lipiec–wrzesień 2016 – zatrudnienie Besnika Hasiego

Wszystko to, co udało się wypracować przez osiem miesięcy za czasów Stanisława Czerczesowa w niewiele ponad 100 dni, zmarnował Besnik Hasi. Na stulecie udało się Legii dokonać niesamowitej sztuki. Zdobyli dublet, po 21 lat awansowali do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a ostatni kwartał jubileuszowego roku stoi pod znakiem kryzysu. Można całą winą obarczyć Albańczyka, ale ktoś decydował o jego zatrudnieniu, więc tym razem nie kibice, nie UEFA, ale sami włodarze klubu doprowadzili do takiej sytuacji. Na szczęście dla kibiców Legii szybko ugasili pożar, który sami zaprószyli. Zamieszanie związane z Hasim pokazało, że przy Łazienkowskiej nie wszystko jest w 100% profesjonalne. Maciej Wandzel opowiada w wywiadzie dla Sport.pl, że trener „kupił” ich prezentacjami, Maciej Żewłakow zrzuca z siebie odpowiedzialność, a kibice z zażenowaniem patrzą na postawę klubu w lidze. A wszystko to w momencie, kiedy Legia miała wejść na wyższy poziom.

Wrzesień 2016 – incydenty na meczu Legia – Borussia Dortmund

Wydarzenia z wrześniowego meczu były dla wszystkich wielkim zaskoczeniem. Po 1,5 roku bez jakiegokolwiek incydentu „kibice” Legii pokazali klasę na najważniejszym wydarzeniu od ponad dwóch dekad. Przedarcie się na trybunę gości, walka ze stewardami, podejrzenia o antysemickie przyśpiewki. Tego nie spodziewał się chyba nawet Dariusz Mioduski, człowiek, który nie wierzy w sens dialogu z kibicami. Konsekwencje incydentów najbardziej dotkliwe w historii klubu. 80 tys. euro kary i puste trybuny na meczu z … Realem Madryt. Święto zamienione w stypę, bo w pozytywne rozpatrzenie odwołania nie wierzy nikt.

***

Działacze Legii regularnie wspominają, że z każdego kryzysu można wyciągnąć wnioski i naukę na przyszłość. Wierzą, że nawet z najgorszej sytuacji wyjdą na prostą i będą silniejsi. I trzeba przyznać, że im to wychodzi. Przy tylu problemach osiągnięcia sportowe klubu są świetne. Pytanie tylko, czy o to rzeczywiście chodzi. Legia Warszawa chce przede wszystkim uchodzić za klub klasowy, liczący się na futbolowej mapie Europy. Jednak najlepsi od lat słyną właśnie ze stabilizacji, a przy Łazienkowskiej w ostatnich czterech latach było więcej kryzysów niż w jakimkolwiek innym polskim klubie. A refleksji w tej materii wśród działaczy klubu na razie nie widać. Istotniejsza wydaje się wojna o wpływy w Legii…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze