Holenderskie kłopoty


Holandia to futbolowy kraj-fenomen. Niespełna 18-milionowa nacja regularnie wypuszcza na piłkarski rynek nieprzeciętnie utalentowanych zawodników, a pod względem reprezentacyjnego potencjału Oranje od wielu lat ustępują tylko Brazylijczykom. Wśród całych zastępów genialnych graczy urodzonych w kraju słynącym z wiatraków, tulipanów i Johana Cruyffa właściwie zawsze brakowało jednak klasowych golkiperów.


Udostępnij na Udostępnij na

Bo czy ktoś pamięta dziś takie nazwiska jak Jan Jongbloed, Hans van Brukelen, Piet Shrijvers, czy Gejus van der Meulen? Piłkarze przez lata strzegący dostępu do holenderskiej bramki dziś wspominani są sporadycznie i nikt nie jest w stanie połączyć ich z największymi sukcesami Oranje. Dyskutując o niderlandzkich bramkarzach co bardziej zorientowany kibic jest w stanie wymienić jedynie nazwiska Eda de Goeya i Edwina van der Sara, którzy futbolowemu światu swoje umiejętności prezentowali na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. Pierwszy z nich już dawno zawiesił jednak buty na kołku i szkoli swoich następców w Sparcie Rotterdam, a drugi nieuchronnie zbliża się do zakończenia piłkarskiej kariery.

Na ostatniej prostej

Van der Sar to legenda – holenderskiej bramki broni blisko od 11 lat i jak do tej pory w narodowych barwach zaliczył 118 występów, dystansując na tym polu nawet Franka de Boera i Phillipa Cocu. Golkiper Machesteru United na karku ma już jednak 36 lat i zgodnie z zapowiedziami piłkarską przygodę zakończy po Euro 2008. W to, że podczas rzeczonego turnieju otrzyma koszulkę z numerem jeden, nikt nie wątpi. Jak Holandia długa i szeroka nie widać bowiem zawodnika, który byłby w stanie godnie zastąpić Van der Sara w reprezentacyjnej bramce.

Podczas październikowego sparingu z Anglią w zespole holenderskim doszło nawet do sytuacji paradoksalnej. Obok Van der Sara powołania otrzymali bowiem 35-letni Henk Timmer i rok starszy Sander Boschker, dla którego byłby to… reprezentacyjny debiut. Mając ogromne kłopoty z obsadą bramki Van Basten sięgnął po uznanych rutyniarzy, jednak najdalej za dwa lata wszyscy oni przywidzieją dres i wzorem De Goeya zajmą się trenerką. A Oranje pozostaną na lodzie, bez chociażby jednego bramkarza, którego bez wstydu można pokazać piłkarskiej Europie.

W czasie Weltmeisterschaft pracę duetu Van der Sar – Timmer obserwować mógł kreowany na ich następcę Maarten Stekelenburg. Zawodnik, którym zainteresowanie kilka miesięcy temu wyrażał ponoć sam AC Milan, w meczach ligowych nie poraża jednak pewnością interwencji i na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy zdarzyło mu się kilka zawstydzających kiksów. W pewnym momencie stracił nawet miejsce w podstawowym składzie Ajaksu na rzecz Dennisa Gentenaara, ostatniecznie po kilku tygodniach wrócił jednak do wyjściowej jedenastki.

Stranieri na topie

W zespole Joden walka o miejsce między słupkami rozgrywa się jednak między Holenderami, co na tle ich ligowych rywali stanowią chlubny wyjątek. Jeśli bowiem bliżej przyjrzymy się Eredivisie, mocno widoczny jest tu trend polegający na dyskredytowaniu rodzimych golkiperów. W PSV Eindhoven z powodzeniem broni Brazylijczyk Heurelio Gomes, bramki AZ strzeże zazwyczaj obecnie kontuzjowany Chorwat Joey Didulica, a defensywę SC Heerenveen umiejętnie kieruje Belg Brian Vandenbusshe. Jego rodak Erwin Lemmens miejsce między słupkami zwykł zajmować w Waalwijk, pewnym punktem NEC jest Węgier Gabor Babos, prowadzący Heraclesa Ruud Brood stawia na Niemca Martina Pieckenhagena, a defensywa Rody JC opiera się na urodzonym na Bałkanach Vladanie Kujoviciu.

Na domiar złego ekipy, które decydują się na golkipera urodzonego w Holandii, najczęściej stawiają na rutyniarza. Taką praktykę z powodzeniem stosują zarówno zespoły z ligowej czołówki (Feyenoord, FC Twente), ligowi przeciętniacy (Groningen, NAC), jak i drużyny walczące o zachowanie ligowego bytu (ADO, Willem II). Nieco lepiej sytuacja wygląda w Rodzie JC, gdzie między słupkami stają na przemian specjalizujący się w obronie rzutów karnych 26-latek Joost Terol i rytunowany Rene Ponk. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że w Eredivisie są obecnie tylko dwa zespoły zdecydowanie stawiający na rodzimych golkiperów będących przez ‘trzydziestką’.

Przykładem świeci Excelsior – w zespole tegorocznego beniaminka od początku rozgrywek dobrze spisuje się bowiem 24-letni Theo Zwarthoed, w Utrechcie z kolei nieźle radzi sobie niedoceniany przez wielu i długo pozostający w cieniu wspomnianego już Terola Michel Vorm. Dla Marco van Bastena marne to jednak pocieszenie, ponieważ umiejętności tych zawodników wciąż odbiegają od reprezentacyjnej klasy. Analizując przytoczone tu przykłady trudno się dziwić, że bramkarze z ojczyzny Cruyffa nie są cenieni także na obczyźnie. Po za Van der Saarem na uwagę zasługuje bowiem tylko osoba reprezentującego barwy Kansas City Haralda Wapenaara.

Nadzieja w Surinamie

Jeszcze przed rokiem za największą nadzieję holenderskiej bramki uważany był Boy Waterman. 22-latkowi przyplątała się jednak paskudna kontuzja, która gwałtownie wyhamowała rozwój jego kariery i sprawiła, iż stracił on miejsce w bramce SC Heerenveen, co zaowocowało wypożyczeniem na DSB Stadium. Rezerwowym jest także w Jong Oranje, gdzie funkcję pierwszego golkipera pełni Kenneth Vermeer. I to właśnie czarnoskóry zawodnik jest w tej chwili głównym kandydatem do tego, by za kilka lat stać się etatowym golkiperem pierwszej reprezentacji. Najpierw będzie jednak zmuszony uporać się z problemami klubowymi, bo w Ajaksie najczęściej zajmuje miejsce na trybunach.

W tym wypadku wymownym faktem jest jednak to, że Vermeer urodził się… w Surinamie i do Holandii trafił tylko dzięki znakomitej siatce skautów rozwiniętej przez amsterdamski klub. Jednak skoro z powodzeniem w Oranje występować mogą już jego rodacy – Urby Emanuelson i Ryan Babel, to czemu nie Kenneth? Zdaje się, że Holenderzy nie mają w tej chwili żadnej sensownej alternatywy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze