Zygmunt Anczok: Zieliński to synek ze Śląska


17 lutego 2012 Zygmunt Anczok: Zieliński to synek ze Śląska

Znakomity przed laty obrońca Górnika Zabrze, Zygmunt Anczok, porównuje dawne mecze Górnika z Legią z… Gran Derbi, czyli słynnymi potyczkami Realu z Barceloną. Dla Anczoka polski ligowy klasyk jest równie ekscytujący jak Wielkie Derby Europy.


Udostępnij na Udostępnij na

Spotkania dawnego, niezwykle mocnego Górnika z Legią to był prawdziwy ligowy klasyk. Teraz ranga tych meczów nieco podupadła, ale i tak elektryzuje fanów futbolu. W najbliższą niedzielę na Roosevelta przyjeżdża właśnie Legia.

Michał Zieliński, na zdjęciu jeszcze w stroju Korony Kielce, dziś napastnik Górnika Zabrze
Michał Zieliński, na zdjęciu jeszcze w stroju Korony Kielce, dziś napastnik Górnika Zabrze (fot. Tomasz Kubicki / www.korona-kielce.pl)

I bardzo się cieszę, że na inaugurację rundy wiosennej czeka kibiców Górnika tak ciekawe spotkanie. W moich czasach reprezentacja Polski opierała się wyłącznie na Legii i Górniku, tylko te dwa kluby dostarczały graczy do kadry. Czasami doskoczył ktoś z Ruchu czy też innego zespołu. Nic dziwnego, że jak spotykaliśmy się na zgrupowaniach kadry, to bardzo dużo mówiło się o meczach Legii z Górnikiem. Przegrany rumienił się ze wstydu, poza tym musiał wysłuchiwać sporej liczby żartów na temat swojego klubu. W tamtym czasie to były mecze na miarę obecnych derbów Europy, czyli spotkań Barcelony z Realem. Naprawdę, poziomem sportowym nie odstawaliśmy od najlepszych klubów Europy.

Najciekawsze wspomnienia z ligowych klasyków to…?

Gdybym miał sięgnąć pamięcią do jednego meczu, który utkwił mi w głowie na całe życie, to trudno byłoby taki znaleźć. Chyba że przegrane spotkanie w Zabrzu, Kaziu Deyna kręcił tam nami niemiłosiernie. Na trybunach stadionu Górnika 25 tysięcy ludzi, a on robił z nami, co chciał. Legia wygrała łatwo, a Deyna strzelił nam pięknego „rogala” z rzutu wolnego. Nasi kibice przyjęli tego piłkarza mało sympatycznie, oni zresztą zawsze gwizdali na Deynę. Na Śląsku, ale i poza tym regionem Kaziu i cała Legia mieli przekichane. Nie wiem, skąd się to wzięło, może z tego, że Legia wszystkich najlepszych zawodników brała do wojska. Grał u nich Ernest Pohl, ale nie udało im się skoszarować Włodka Lubańskiego. Kibice zapamiętali te nieuczciwe metody i wyzywali z trybun warszawski zespół.

W niedzielnym meczu atmosfera na trybunach może być gorąca, ale nic nie wskazuje na to, by gracze Legii mieli wysłuchać takiej burzy gwizdów jak kiedyś Kazimierz Deyna.

Zobaczymy, jak będzie, ja mam nadzieję, ze kibice obejrzą fajne, emocjonujące spotkanie i wygra Górnik. A jeśli chodzi o ocenę aktualnych możliwości zabrzańskiej drużyny, to nie mam za dużej wiedzy na ten temat. Z nowych graczy znam bliżej Michała Zielińskiego. To bardzo szybki napastnik, który strzelił ostatnio bramkę Górnikowi, gdy grał w barwach Korony Kielce. To synek ze Śląska, kibic Górnika, więc sobie poradzi. Z nim obrona Legii może mieć najwięcej roboty.

To będzie ligowy klasyk numer 108, a obejrzy go tylko trzy tysiące kibiców. Taka jest obecnie pojemność przebudowywanego stadionu Górnika. Pan miał niezwykłą przyjemność zagrać w świątyni brazylijskiego futbolu w asyście… 200 tysięcy widzów. Jak taka masa ludzi pomieściła się na Maracanie?

To była prawda, trybuny starej Maracany były tak wysokie, sięgające niemal do nieba, że tych kibiców mogło być ponad 200 tysięcy. Reprezentacja Polski, w której grałem, przegrała z Brazylią Pelego i Garrinchy 1:2, a ja zastanawiałem się, co widzieli ci kibice, którzy siedzieli bardzo wysoko na górnej trybunie. Część z nich miała lornetki albo małe radyjka tranzystorowe, w których leciała bezpośrednia relacja z meczu. Tych górnych trybun na Maracanie już nie ma, one zostały zlikwidowane ze względu na bezpieczeństwo. Łatwo było z nich spaść kilkadziesiąt metrów w dół.

Nie ma Pan szczególnej pamiątki z Maracany, natomiast posiada cenny drobiazg z meczu na moskiewskich Łużnikach, gdzie zagrał Pan w meczu reprezentacji świata.

To piłka z tego spotkania, w którym reprezentacja świata grała przeciwko ekipie ZSRR, by uczcić zakończenie kariery słynnego bramkarza Lwa Jaszyna. Akurat miałem to szczęście, że na koniec meczu piłka spadła obok mnie i już jej nie oddałem, chociaż sędzia chciał mi ją odebrać na siłę. Ale miałem ochroniarzy w osobach Franza Beckenbauera i Bobby’ego Charltona, którzy otoczyli mnie wianuszkiem i zasłonili przed wściekającym się arbitrem. Teraz tę piłkę oglądają w domu moje wnuki.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze