Lechia Gdańsk pokonała na PGE Arenie w Gdańsku Ruch Chorzów. Jedyną bramkę dla gdańszczan strzelił w 12. minucie obrońca Ruchu – Piotr Stawarczyk.
Już na początku spotkania z pomocy medycznej musiał skorzystać Marcin Malinowski, który został nadepnięty przez jednego z rywali. Przez kolejne minuty Ruch Chorzów był bardziej aktywny. Przede wszystkim uwagę widzów zwracali Arkadiusz Piech i Marek Zieńczuk. Mimo bardziej agresywnej gry „Niebieskich”, to gdańszczanie jako pierwsi strzelili bramkę w poniedziałkowym widowisku. Radość kibicom na PGE Arena dał golem samobójczym w 12. minucie Piotr Stawarczyk, który w polu karnym został nabity przez Abdou Razacka Traore. Co ciekawe, w szale radości napastnik z Burkina Faso zdemolował w narożniku chorągiewkę, przez co konieczna była przerwa.
Bramka z 12. minuty ewidentnie uskrzydliła gospodarzy. Lechia zaczęła grać odważniej. Drugi kwadrans nie należał jednak do najciekawszych. Obie drużyny miały duży problem z dostaniem się pod bramkę rywali. Z upływem czasu lepiej zaczynali grać „Niebiescy”. W 29. minucie karygodny błąd popełnił Kozans i Piech znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Mimo że miał dużo miejsca i czasu, postanowił od razu uderzyć. Lekki strzał napastnika Ruchu bez problemu wybronił Wojciech Pawłowski.
W 34. minucie znów zrobiło się gorąco. Tym razem świetne podanie otrzymał Tomasz Dawidowski, jednak napastnik Lechii źle przyjął piłkę i ta znalazła się po chwili w rękach Michala Peskovicia. Po chwili po błędzie Igora Lewczuka futbolówka na połowie Ruchu trafiła do Dawidowskiego. Ten wypuścił sobie piłkę i został nieprzepisowo zatrzymany. Po rzucie wolnym zrobiło się niemałe zamieszanie, ale lechiści nie znaleźli sposobu na wbicie piłki do bramki Peskivicia. Na kilka minut przed końcem pierwszej połowy spotkania obiecująco wyglądającą kontrę mieli gospodarze, ale dobre zagranie Traore nie zostało spożytkowane przez jego kolegów z ofensywy. Lechia prowadziła do przerwy 1:0 po pierwszej od 12 września bramce strzelonej przed własną publicznością.
Po dwóch minutach gry w drugiej części spotkania „Niebieskich” nastraszył Deleu, ale z bardzo ostrego kąta trafił tylko w boczną siatkę. W 56. minucie groźnie było pod drugą bramką. Tym razem świetnym strzałem z dystansu popisał się Arkadiusz Piech i zabrakło niewiele, aby zareagować musiał Wojciech Pawłowski. Młody golkiper Lechii dobrze zainterweniował w 60. minucie po strzale Marka Zieńczuka. Trzeba przyznać, że 18-latek bronił praktycznie bezbłędnie w poniedziałkowym meczu.
W 71. minucie wreszcie kibice na PGE Arenie mieli powód, aby wstać z miejsc. Świetne podanie od Traore otrzymał Tadić, który miał przed sobą już tylko bramkarza. Chorwatowi zabrakło zimnej krwi, bo Pesković wybronił jego strzał, a po chwili piłka wybita została na rzut rożny. Na 12 minut przed końcem po niedokładnym podaniu obrońców Lechii piłkę przejął Jankowski i w sytuacji sam na sam trafił wprost w dobrze ustawionego Pawłowskiego.
W ostatnich minutach Lechia Gdańsk nie mogła się doczekać końca i grała bardzo nerwowo, ale i to nie pomogło już „Niebieskim”, których poniedziałkowa gra pozostawiała wiele do życzenia. Wskazywały na to także ponure miny braci Fornalików, siedzących na ławce trenerskiej. Sędzia doliczył trzy minuty do regulaminowego czasu gry. Ruch całą drużyną rzucił się do ataku, ale defensywa Lechii była dobrze dysponowana. Ostatecznie w Gdańsku Lechia Gdańsk pokonała 1:0 chorzowski Ruch. Dzięki temu zwycięstwu lechiści uciekli od strefy spadkowej i z 17 punktami na koncie są na 12. miejscu, a Ruch Chorzów zakończył rundę jesienną na 3. miejscu, przed Polonią Warszawa, z 25 zebranymi punktami.