W piątkowy wieczór Łódzki Klub Sportowy mierzył się na wyjeździe z Górnikiem Łęczna. Był to zdecydowanie szlagier tej kolejki Fortuna 1. Ligi, bo starły się ze sobą wicelider z trzecią drużyną w tabeli. Obie ekipy do tej pory w historii grały ze sobą 14 razy i cała rywalizacja wychodziła na remis. Pięć razy zwyciężali łodzianie, pięć razy zwyciężali górnicy, a cztery razy drużyny podzieliły się punktami. W bramkach również na remis – 14:14. Ostatnie starcie miało miejsce 9 lat temu i, co ciekawe, zagrał w nim Paweł Sasin, wtedy obrońca ŁKS-u, dziś Górnika.
Górnik Łęczna jest beniaminkiem i rewelacją tego sezonu 1. ligi. Łęcznianie mieli rewelacyjny początek sezonu, bo w pierwszych pięciu kolejkach odnieśli pięć zwycięstw. Natomiast pokonać dali się dopiero w 11. rundzie obecnemu liderowi z Niecieczy. Teraz niestety trochę spuścili z tonu, bo w ostatnich pięciu kolejkach tylko raz udało im się wygrać ze słabiutkim Jastrzębiem. Co ciekawe, Górnik w tym sezonie nie przegrał jeszcze na własnym boisku i wygrał 6 z 8 spotkań.
ŁKS Łódź jest spadkowiczem z ekstraklasy i zdecydowanym faworytem do awansu i powrotu do elity. Łodzianie w sezon weszli jeszcze lepiej niż ich dzisiejsi rywale. Wygrali siedem pierwszych spotkań, a pokonać dali się do tej pory tylko raz, w pechowej 13. kolejce w Radomiu. ŁKS też w dwóch ostatnich meczach zdobył tylko punkt i chciał wreszcie wrócić na zwycięską ścieżkę. Dzięki wygranej łodzianie mogli zdystansować dzisiejszych przeciwników na dziesięć punktów w tabeli.
Większa presja ciążyła na ełkaesiakach, ponieważ to oni są tak naprawdę w każdym meczu faworytem. Górnicy mogli wygrać, nie musieli. Jako beniaminek skazywani byli przed sezonem na walkę o utrzymanie, a jak na razie radzą sobie wyśmienicie, zajmując trzecie miejsce w tabeli. Łodzianie do meczu przystąpili osłabieni brakiem Sobocińskiego, którego zastąpił Gracia, i przede wszystkim bez nominalnego napastnika w wyniku braku Sekulskiego i Corrala. Na „dziewiątce” zaczął mecz Pirulo, który w ekstraklasie był już próbowany na tej pozycji.
Bezbarwna pierwsza część
Początek spotkania był bardzo spokojny, bez szalonych i zdecydowanych ataków z jednej i drugiej strony. Ewidentnie obie drużyny podeszły do siebie z respektem. Jednak mecz zamiast z minuty na minutę się rozkręcać, to trwał w tej bezbarwności. Niewiele więcej można napisać o pierwszej części, bo nic ciekawego się w niej nie działo. Ewidentnie obie drużyny postawiły na defensywę i na to, by nie stracić gola. Tym samym trudno było o stworzenie dogodnej sytuacji. Górnicy mieli dwie groźne sytuacje, jednak nie można na pewno nazwać ich sytuacjami stuprocentowymi. ŁKS zaś oddał pierwszy celny strzał w 34. minucie za sprawą uderzenia Nawotki.
Szczególnie brak kreatywności był widoczny w szeregach łodzian. Było to spowodowane pozycją Pirulo. Hiszpan, grając na dziewiątce, stracił wszystkie swoje atuty, jakimi są niekonwencjonalne podania, drybling i wejścia z głębi pola. Na samym początku schodził głęboko do środka po piłkę, ale zorientował się, że zawodnikiem, do którego chciałby podać, jest… on sam. Potem przy swoich warunkach fizycznych zniknął gdzieś między obrońcami z Łęcznej i dostawał piłkę głównie w momentach, kiedy schodził na skrzydła. Górnicy grali prostą, ale konsekwentną piłkę i w ostatnich minutach pierwszej części dwa razy mogli zaskoczyć ełkaesiaków. Jednak całe 45 minut nie może być dobrze ocenione w przypadku obu drużyn.
Druga połowa Górnika
W drugiej części jedna z drużyn postanowiła zrobić coś więcej, niż czekać bezczynnie do końca spotkania. Górnicy zaczęli od razu z wysokiego C, jednak w 46. minucie Malarz kapitalnie interweniował w sytuacji sam na sam. Później znów gospodarze stworzyli świetną sytuację, jednak po raz kolejny bardzo dobrze interweniował bramkarz ŁKS. Ale były golkiper Legii nie był w stanie sam zatrzymać górników. Wreszcie po rzucie wolnym w 72. minucie Midzierski pokonał głową świetnie spisującego się do tej pory golkipera łodzian. 12 minut później po dośrodkowaniu drugą bramkę zdobył Wojciechowski i było po meczu.
Ełkaesiacy nie odpowiedzieli w żaden sposób. Bardzo słabo grali od 1. do 90. minuty. Nie potrafili stworzyć żadnej groźnej sytuacji i widać, że w przypadku braku kilku zawodników ich zmiennicy nie są w stanie grać z taką samą jakością. Pirulo wrócił na skrzydło od początku drugiej części, ale to i tak nic nie dało. Brak napastnika był bardzo widoczny i łodzianie wydawali się bezradni. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że to był najsłabszy mecz ŁKS w tym sezonie Fortuna 1. Ligi.
Coraz słabszy Dąbrowski
Cała drużyna ŁKS Łódź zagrała bardzo słabo, jednak Dąbrowski zagrał źle po raz kolejny. To on faulował w polu karnym w Radomiu i spowodował rzut karny, po którym łodzianie ponieśli pierwszą porażkę w sezonie. Popełnił też błędy w meczu z Puszczą u siebie. Dziś dopuścił się faulu w 72. minucie, który był niepotrzebny. A po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry nie przykrył Midzierskiego, który strzelił bramkę na 1:0. Widać dziś było brak Sobocińskiego, który po słabym sezonie w ekstraklasie w 1. lidze stał się filarem i najważniejszym ogniwem defensywy ŁKS.
Dziś ełkaesiacy zawiedli, a czekają ich jeszcze mecze z GKS Tychy, Miedzią Legnica i przede wszystkim z Niecieczą. W tej formie każdy punkt zdobyty w tych starciach będzie sukcesem. Niestety widać, że łodzianie wpadli w dołek i nie mogą się z niego wydostać. Górnik wygrał całkowicie zasłużenie i doszedł w tabeli wicelidera z Łodzi na cztery punkty. Zdecydowanie łęcznianie są rewelacją Fortuna 1. lLigi. Beniaminek wysyła jasny sygnał, że będzie do końca walczył do awans do ekstraklasy.