Zostawcie Ronaldinho!


Możecie uznać to za żart i właśnie w tym miejscu skończyć czytać ten tekst. Możecie pochłonąć go w całości, a na końcu nawrzucać mi ile wlezie. Nikt jednak nie przekona mnie, iż piłkarz zwany kolokwialnie „końskim ryjem” to oferma, pajac bądź cień zawodnika sprzed kilku sezonów. Wszak jak tu mówić o kryzysie wielkiego gwiazdora, który na chwilę obecną w klasyfikacji strzelców La Liga z dorobkiem 17 bramek deklasuje Ville, Morientesa i Forlana, a dyrygowana przez niego Barca zmierza po 19. mistrzowski tytuł w historii?


Udostępnij na Udostępnij na

Czy to przypadkiem nie w tym sezonie hiszpańscy komentatorzy tracili głos, wykrzykując długie „golazo” przy bramce Ronaldinho w spotkaniu przeciwko Saragossie? Czy to nie genialna przewrotka Brazylijczyka w pojedynku z Villarreal biła rekordy popularności w serwisie youtube? A pamiętacie może konfrontacje z Chile i jego dwa, nieziemskiej urody gole, po których kibice wtargnęli na murawę, klęcząc i prosząc o koszulkę, a prasa w Hiszpanii skomentowała jako „powrót magii”? Przeciętny kibic-krytykant takich rzeczy nie pamięta i tylko powtarza jak mantrę, iż czas Ronaldinho dobiegł końca.

Kiedy słyszę tę wyświechtaną formułkę ogarnia mnie pusty śmiech. Przecież większość nawet nie potrafi podać sensownej argumentacji, ograniczając się do krótkiego „Ronaldinho jest słaby i basta”. Co mądrzejsi powołają się na trenera Dungę, który zabrał 73-krotnemu reprezentantowi kraju magiczny numer „10”, onegdaj zdobiący plecy takich sław jak Pele czy Zico. Ale jaki wpływ ma dycha na grę zawodnika, którego działacze z Katalonii nazywają „Królem Midasem”, dmuchając i chuchając, by w Barcelonie niczego mu nie zabrakło? Czy z numerem „7” jego umiejętności pójdą diametralnie w dół, dochody z koszulek z 20 mln euro spadną do zera, a opcja „Pay per view”, dotąd zasilająca konto Barcy gigantycznymi sumami, nagle okaże się fiaskiem?

Być może występy, urodzonego w Porte Alegre zawodnika, w tegorocznej Lidze Mistrzów nie powalały na kolana. Nie widzieliśmy szaleńczych rajdów, pięknych sztuczek, niezapomnianych goli – wszystkiego, do czego przyzwyczaił nas w poprzednich edycjach. Mało kto jednak zwrócił uwagę, że cała Barca zagrała nieco słabiej, toteż obarczanie winą samego Ronaldinho i zdanie, że 27-latek włożył w LM tyle siły, co aktor porno w dialogi, jest zupełnie nie na miejscu. W końcu to po jego uderzeniu padła niezwykle ważna bramka w ostatnim grupowym spotkaniu z Werderem Brema…

A widzieliście ostatni jego mecz na Estadio Anoeta w Sociedad? Kolejny raz udowodnił, iż fantastyczny piłkarz nie może ot tak sobie się rozpłynąć. Mimo, że defensorzy przeciwnika w żadnym wypadku nie należeli do ślamazar, które w jednej chwili, jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki potrafią stworzyć przeciwnikowi autostradę do bramki, to Ronaldinho spisał się wyśmienicie. Grał swoje 30-metrowe prostopadłe podania, asystował przy dwóch golach, a hiszpańskie gazety napisały, że jego gwiazda świeci coraz jaśniej.

Dlatego też nie należy się dziwić Milanowi, który coraz głośniej mówi o zakusach na wartego 110 mln euro Brazylijczyka! Choć akurat ja osobiście w ten transfer nie wierze, bo jak to powiedział jakiś czas temu Juliano Belletti – Barca i Ronaldinho to wyjątkowo szczęśliwe małżeństwo. I najlepiej niech tak zostanie…

PS. W żadnym wypadku nie jestem żadnym fanem Barcelony.

Liczby Ronaldinho:

1382 – tyle podań wykonał podczas 42 godzin, jakie spędził w tym sezonie na boiskach La Liga.
2,71 – średnia strzałów w jednym meczu
0,6 – średnia goli na mecz

Paweł Grabowski

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze