Zostań legendą: Zyskał 20 kg mięśni, odrzucił Real, karierę chce kończyć w BVB. Piszczek – uszyty dla Dortmundu


5 maja 2016 Zostań legendą: Zyskał 20 kg mięśni, odrzucił Real, karierę chce kończyć w BVB. Piszczek – uszyty dla Dortmundu

Wyjeżdżając do Niemiec ważył 58 kilogramów. Był chudy. Naprawdę chudy. Przy 184 cm wzrostu to skóra i kości. Przydomek „Herkules” dostał na przekór swojej posturze. Wtedy nikt nie mógł przypuszczać, że ten wątły chłopak z Polski zostanie jednym z najlepszych obrońców w historii Borussii Dortmund. Legendarny klub, z legendarną Südtribune, którego Polak przez sześć lat jest ważną częścią i kto wie, czy właśnie tu nie skończy swojej kariery.


Udostępnij na Udostępnij na

Najpierw masa, potem rzeźba

Przed wyjazdem do Zagłębia Ruhry grał w Hercie. Łukasz podkreśla, jak ważnym etapem kariery był dla niego Berlin. Wciąż ma tam wielu przyjaciół. Kto wie? Gdyby klub nie żegnał się z Bundesligą w 2010 roku, być może zostałby tam dłużej. Nawet po podpisaniu kontraktu z BVB targały nim wątpliwości. Piszczek bardzo nie lubi zmiany otoczenia, ale do tego jeszcze wrócimy…W Hercie poznał Jaroslava Drobnego. Nazwisko nie komponujące się z posturą. Kawał chłopa. Fan siłowni. Czeski bramkarz wziął pod swoje skrzydła Polaka i zaczął z nim pracować nad sylwetką. „Piszczu” do tej pory nie był wielkim fanem budowania odpowiedniej postury. Życie brutalnie zweryfikowało jego optykę na pracę bez piłki. W Bundeslidze, jeszcze jako napastnik, odbijał się od rywali. Oni grali, on się przyglądał. Dlatego w końcu zaprzyjaźnił się ze sztangą. Równolegle ze zmianą pozycji na prawego obrońcę, zaczął przybierać na masie i rzeźbić ciało. Praca dała efekty. Łukasz waży teraz 78 kg. Same mięśnie. Siłownia go wciągnęła. Śmieje się, że do tego stopnia, że nie mógł swobodnie podrapać się po plecach. Musi się kontrolować, aby nie przesadzić, bo to mogłoby zabrać jeden z jego największych atutów – szybkość. Teraz coraz częściej uprawia crossfit. Swoją zajawkę dzieli w reprezentacji Polski z Łukaszem Fabiańskim. Jak widać bramkarze towarzyszą mu przy hantlach od lat.

Zmienił się. Do niedawna by się z tego śmiał, ale teraz uważnie pilnuje diety. Już nie zwozi jak do Berlina worków ulubionych ziemniaków z rodzinnych Goczałkowic. Robi badania na tolerancję pokarmową. Przez to z jego menu zniknęły jajka. Pracuje z psychologiem Kamilem Wódką,znanym z pomocy polskim skoczkom narciarskim.

„To jest moje miejsce, bo kocham to miejsce…”

…śpiewa w jednej ze swoich piosenek OSTR. „Piszczu” mocno zapuszcza korzenie. W Dortmundzie czuje się jak w domu. Jest tu już 6 lat. Niedawno przedłużył kontrakt do 2018 roku. Tylko pięciu piłkarzy z obecnej kadry Borussii Dortmund ma dłuższy staż w klubie niż on: Roman Weidenfeller, Mats Hummels, Marcel Schmelzer, Neven Subotić i Sven Bender. Dlaczego tak bardzo przywiązał się do tego miejsca? Przecież Dortmund to jedno z najbrzydszych miast na mapie Bundesligi. Nie przyciągnie ŻADNEGO wysokiej klasy piłkarza swoim urokiem i mocą atrakcji. Jednak sam klub to prawdziwa potęga. Perła w koronie regionu. Podjeżdżając pod Signal Iduna Park czujesz, że to miejsce z duszą. W środku surowe korytarze, równie surowa szatnia. Nic nie jest tu na pokaz. Stadion tak bardzo inny niż najnowocześniejsze obiekty na świecie.

Łukasz Piszczek
Łukasz Piszczek podczas sesji zdjęciowej dla Przeglądu Sportowego.

Robisz kilka kroków w dół po betonowych schodkach, przechodzisz przez tunel, mijasz dwa wielkie czarne napisy „Borussia Dortmund” wydrukowane na żółtym tle. Pewnie w tym miejscu piłkarz już dokładnie czuje, jak buzuje stadion i czeka na głównych aktorów. Potem kilka schodków w górę i jest…po lewej stronie wyrasta najgroźniejsza trybuna w Europie. Legendarna Südtrubune. Mekka ultrasów. Miejsce idealne dla fanatyka brzydzącego się komercjalizacją futbolu. Südtribune jest jak skansen w świecie wielkiej piłki utopionej w wagonach gigantycznej gotówki. Tu się nie siedzi (bo nie ma na czym), tu się kibicuje pełną piersią. Zorientowani wiedzą, że fani BVB potrafią zrobić niesamowite show. Piszczek niemal uzależnił się od tej hipnotyzującej, a dla przyjezdnych często krępującej nogi atmosfery. W Dortmundzie od lat notują najwyższą średnią frekwencję w Europie – ponad 80 tys. kibiców na każdym meczu. Tydzień w tydzień komplet widzów. Ale nawet w dzień powszedni Südtribune – pusta, wystrojona kibicowskimi wlepkami, z niekończącymi się szarymi schodami zastępującymi krzesełka – robi ogromne wrażenie.

* Panorama wykonana telefonem Samsung Galaxy S7 Edge

Łukasz opowiada o klubie z dużym przywiązaniem. Mecz to tylko mały wycinek z życia zawodowego piłkarza. Wisienka na torcie. Przede wszystkim docenia codzienny rodzinny klimat swojego miejsca pracy. To coś bardzo trudnego do wytworzenia i podtrzymania w potężnym piłkarskim przedsiębiorstwie, który rok w rok walczy o mistrzostwo Niemiec i europejskie puchary. Gigant zarabiający dziesiątki milionów euro, w którym czujesz się swobodnie i naturalnie. Nie oglądasz wielkiego futbolu przez grubą szybę.

Piszczek nie wie, czy gdzie indziej miałby tak dobrze. Jedni powiedzą: „Powinieneś spróbować nowego wyzwania. Więcej odwagi!” A on nie szuka na siłę. Kilku jego kolegów spróbowało, odeszło, sparzyło się i wracało. Choćby Shinji Kagawa w Manchesterze United czy Nuri Sahin w Realu Madryt. On sam miał kilka poważnych ofert z wielkich klubów. Pytanie, czy pozwolono by mu być tym samym „Piszczem”, śmigającym od pola karnego do pola karnego, co w Dortmundzie? Nie chciał na nie odpowiadać. W 2013 r. czaru nie rzuciło nawet hasło ”Królewscy”…

Łukasz Piszczek
Łukasz Piszczek na słynnej trybunie Borussii Dortmund „Südtribune”

Polonia Dortmund, czyli „K…wa” i wujek Paul

Mimo wczesnej pory pod bramą ośrodka treningowego w Brackel, miejscowości oddalonej o ok. 3 km od Dortmundu, kłębią się fanki z Japonii czekające, by choć na chwilę zobaczyć swojego idola. Krzyczą z podniecenia, gdy Kagawa z grupką piłkarzy grających mecz dzień wcześniej wyjeżdża za bramę na rowerową przejażdżkę w ramach roztrenowania. To jedyny piłkarz, który codziennie ma taki komitet powitalny. Polskością wieje dopiero po przejściu przez bramę. Oglądamy trening na boisku nr 8. Jednym z dziewięciu pełnowymiarowych, perfekcyjnie przygotowanych do zajęć placów. Dźwięczne „k…wa” – co chwila dobiegało z boiska, gdy któremuś z piłkarzy nie wyszło jakieś zagranie. Pierwszy był tu Ebi Smolarek, potem Błaszczykowski, Piszczek i Lewandowski. Lata spędzone wśród polskich piłkarzy zrobiły swoje i odcisnęły lingwistyczne piętno nawet na Jürgenie Kloppie. Po jednym z meczów w Lidze Europy, już jako trener Liverpoolu, z charakterystycznym dla siebie uśmiechem, idealną polszczyzną rzucił do Przemysława Rudzkiego na antenie Canal+, aby ten „ruszył dupę”.

W Dortmundzie lubią i cenią Polaków. Oprócz „Trio z Dortmundu”, z którego został już tylko Łukasz (może z wypożyczenia do Fiorentiny wróci Kuba), jest tu też inna bardzo ważna osoba. Paul, Ślązak od lat mieszkający w Niemczech, który opiekuje się ośrodkiem. Z Borussią związany jest najdłużej z rodaków. 1 maja stuknie mu dekada od kiedy pracuje w Brackel. Dla młodych piłkarzy mieszkających w bursie jest jak wujek. Gdy rozmawialiśmy przy samochodzie, podszedł Christian Pulisić – wielki talent z USA. Dzień wcześniej strzelił pierwszego gola w seniorskiej karierze. Przybił piątkę z Paulem. To nie wystarczyło, bo ten popatrzył na nastolatka, uśmiechnął się i mocno go wyściskał w ramach gratulacji.

Łukasz PIszczek i Tomasz Włodarczyk
Tomasz Włodarczyk z Łukaszem Piszczkiem na Signal Iduna Park.

Paul bardzo ceni Piszczka. Głównie za to, że mimo wielkich problemów ze zdrowiem utrzymał się na powierzchni. Po wspaniałym dla klubu sezonie 2012/2013 musiał przejść operację biodra. Okazała się poważniejsza niż przypuszczano. Groziło mu nawet zakończenie kariery. Nigdy się nie żalił. Po cichu pracował, aby dojść do formy sprzed zabiegu. Część ekspertów spisywała go na straty mówiąc, że to koniec takiego Łukasza, jakiego znaliśmy – szybkiego, dynamicznego, wytrzymałego. Nie wskoczy na równie wysoki poziom. On słuchał, ale robił swoje. Nie miał zamiaru tłumaczyć, jak ciężko jest wrócić po sześciu tygodniach z unieruchomioną nogą, potem długich miesiącach rehabilitacji i długim okresie odbudowywania formy. Nawet gdy zaczął grać, frustrował się, że nie wygląda to tak, jakby sobie wymarzył. Brakowało mocy. Potrzebny był czas. Kloppa zastąpił Thomas Tuchel. I znów uraz przez co stracił miejsce w składzie. Matthias Ginter grał bardzo dobrze więc Polak musiał zaprzyjaźnić się z ławką rezerwowych.

Wytrwałość to jedna z cech, które wymienia jako swój atut. Pod koniec 2015 roku dostał swoją szansę i jak już wskoczył na karuzelę, tak kręci się na niej do dziś. Piszczek odzyskał miejsce w składzie, a w styczniu klub ogłosił, że przedłuża z nim umowę do 2018 r. Udowodnił, jak wielu myliło się co do jego osoby. Dziś znów gra na takim poziomie, jak w najlepszych latach. Może mniej ofensywnie, bo tego wymaga taktyka Tuchela, ale wrócił stary, dobry „Piszczu”, co musi ciszyć także nas przed EURO 2016.

Łukasz nie wybiega daleko w przyszłość. Na pewno chce wypełnić obecny kontrakt z BVB i może przedłużyć go jeszcze o rok. A potem? Plan jest taki, aby z piłkarskiej sceny zejść w odpowiednim momencie. Być może zakończyć karierę w Borussii, a potem zająć się czymś innym. W Dortmundzie spędziłby wtedy dziewięć lat. W gablocie ma już dwa mistrzostwa Niemiec, trzy krajowe puchary (Niemiec i Superpuchar x 2) i finału Ligi Mistrzów. 21 maja w Berlinie stanie naprzeciw piłkarzy Bayernu Monachium z szansą na dorzucenie kolejnego trofeum. Dorobek godny, by jego nazwisko na kartach klubowej historii było zapisane grubymi literami.

* Zdjęcia wykonane telefonem Samsung Galaxy S7 Edge

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze