Znicz Pruszków przebija kolejne sufity. Historyczna wygrana z Wisłą Kraków


Znicz Pruszków odwraca losy meczu i pokonuje Wisłę Kraków 2:1

4 sierpnia 2024 Znicz Pruszków przebija kolejne sufity. Historyczna wygrana z Wisłą Kraków
Paweł Bejnarowicz / PressFocus

„Żółto-czerwoni”, pokonując Wisłę Kraków, napisali swoją kolejną małą historię. W zeszłym sezonie z krakusami rozegrali swoje pierwsze historyczne spotkania. Obydwa zresztą przegrali. Dlatego niedzielne zwycięstwo 2:1 smakuje tym bardziej. Jednak przede wszystkim stanowi kolejny dowód, że nie potrzebujesz być wielką firmą, mieć bogatego właściciela i w teorii dużo bardziej jakościowego składu, aby osiągać sukcesy. Znicz Pruszków zdobywa swoje kolejne szczyty.


Udostępnij na Udostępnij na

To był naprawdę przyjemny mecz. Było kilka niezłych szans, były gole, no i była dramaturgia. Tę ostatnią zapewnił pewien piłkarz Wisły Kraków, który miał wydatny wpływ na końcowy rezultat spotkania. Ale o nim za chwilę…

Dominacja wiślaków w pierwszym kwadransie

Goście, jak gdyby chcąc zatrzeć fatalne wrażenie po wiedeńskiej klęsce, od początku spotkania siedli na rywalach. Już w 4. minucie wyprowadzili pierwszą groźną akcję. Patryk Gogół dośrodkował z prawej strony i po chwili bardzo ładnie do woleja złożył się Angel Rodado, jednak jego strzał zablokował pruszkowski defensor. Kilka minut później na strzał zza pola karnego zdecydował się Olivier Sukiennicki. Jego próbę sparował jednak do boku Piotr Misztal.

Rodado otwiera wynik

Dominacja „Białej Gwiazdy” została udokumentowana w 18. minucie. Podanie Mikulca zostało podbite, co dało szansę na gola Rodado, a wiemy, że jemu wiele nie potrzeba. Hiszpan miał przy tej akcji jednak odrobinę szczęścia, ponieważ piłka odbiła się od jego barku, przez co ta przelobowała bezradnego w tej sytuacji golkipera gospodarzy.

Znicz Pruszków wyszedł w końcu z szatni

Gospodarze po straconym polu w końcu weszli do gry na poważnie i podeszli wyżej pod bramkę Cziczkana, przez co kilka razy zrobiło się gorąco w polu karnym Ukraińca. Tak jak na przykład 33. minucie, gdy po główce z lewej strony Oskara Koprowskiego w stronę środka pola karnego do strzału złożył się zawodnik gospodarzy, ale jego próbę zablokował na rzut rożny Alan Uryga.

Za to dosłownie centymetry dzieliły gospodarzy od wyrównania w doliczonym czasie gry. Vladyslav Okronchuk otrzymał piłkę w polu karnym, ale jego próba tylko minęła dalszy słupek krakusów.

„Biała Gwiazda” w pewnym momencie wyraźnie odpuściła wysokie granie i nie była już tak agresywna jak choćby w pierwszym kwadransie. Niemniej jej gra była niezła, a przynajmniej dużo lepsza niż w meczu z Polonią czy tym nieszczęsnym Rapidem.

Wiślacy znów dominowali, ale gospodarze mocno się odgryzali

Początek drugiej połowy był zbliżony do tej pierwszej. Wiślacy grali piłką, a Znicz szukał szczęścia w szybkich akcjach. Kapitalnie zawinięty strzał posłał Patryk Gogół, jednak prawdziwym kunsztem bramkarskim popisał się Piotr Misztal. Po godzinie gry Wisła Kraków znów zagroziła bramce gospodarzy, ponownie za sprawą Gogóła, ale jego strzał był niecelny.

„Żółto-czerwoni”, podobnie jak w pierwszej połowie, szukali szczęścia w szybkich wypadach, ale brakowało ich atakom liczebności graczy i przede wszystkim ostatniego dokładnego podania. Strzału spróbował Radosław Majewski, ale doświadczony pomocnik pośliznął się i szansa została zmarnowana.

Trener Szoka, widząc taki stan rzeczy, uznał, że czas wpuścić świeżą krew do ataku. Dlatego posłał z ławki do boju Kaito Imaia i Daniela Stanclika. Ten drugi mógł zanotować prawdziwe wejście smoka. Po dośrodkowaniu z rzutu różnego był bliski pokonania Chichkana, lecz górą okazał się krakowski bramkarz. Jeszcze bliżej szczęścia był Paweł Moskwik, który poszedł lewą flanką sam na sam z bramkarzem, jednak zawodnik gospodarzy znów musiał uznać wyższość Ukraińca.

Tamás Kiss zagrał w siatkówkę

Nie możemy nie poświęcić jednak akapitu Tamásowi Kissowi. Otóż ten zawodnik „Białej Gwiazdy” miał już żółtą kartkę. Ale to, jak zarobił drugie żółtko, na zawsze przejdzie do absurdów historii polskiej piłki nożnej. Po dośrodkowaniu, wiedząc, że nie dojdzie do piłki, zbił ją ręką. TAK, ZBIŁ JĄ RĘKĄ. Janusz Wójcik na takiego delikwenta miałby stosowne określenie.

Znicz postanowił skorzystać z bezmyślności Węgra i wyrównał stan meczu w 77. minucie. Do piłki po rzucie rożnym dopadł Łukasz Wiech. Podobnie jak w meczu z Polonią obrońca z numerem 3 zapakował piłkę do siatki i tym samym wyrównał swój najlepszy rezultat bramkowy w karierze. Czyżby Wisła znów miała skończyć z remisem przez głupotę jednego z jej zawodników?

Stanclik dopełnił comebacku z jedenastu metrów

Niezupełnie, bo skończyła z porażką. Gospodarze szli już na całość i wykorzystywali do granic możliwości osłabienie rywala. Wisła była bliska ukarania w 83. minucie, gdy padł w teorii gol dla pruszkowian. Niestety dla kibiców gospodarzy sędzia po interwencji VAR odgwizdał spalonego zawodnika, który przeszkadzał golkiperowi w udanej interwencji strzału Radka Majewskiego.

Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Znicz Pruszków otrzymał rzut karny za faul łokciem na Łukaszu Wiechu. Do piłki podszedł Daniel Stanclik. Napastnik pewnym strzałem pokonał świetnie dysponowanego dziś Chichkana, który wyczuł intencje strzelca, ale to było za mało. Wynik już nie uległ zmianie i Znicz Pruszków po lepszej drugiej połowie (i głupocie Kissa) wyrwał zwycięstwo bardziej renomowanemu rywalowi.

Znicz Pruszków rozpoczyna lepiej niż rok temu

Mówi się, że drugi sezon w przypadku niedoszłych beniaminków jest jeszcze trudniejszy niż ten pierwszy. Na razie ekipa spod warszawskiej aglomeracji weszła w sezon jeszcze lepiej niż rok temu. Po pierwszych trzech kolejkach Znicz Pruszków ma siedem punktów (w tym remis z Ruchem Chorzów), a dziś pokazał charakter i serducho, odrabiając straty z Wisłą Kraków. Gdzie jest sufit możliwości tej ekipy? Nie wiemy, ale po raz kolejny pisze historię – teraz pokonała po raz pierwszy w historii wielki klub, jakim jest Wisła Kraków.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze