Przy okazji każdej kontuzji niczym bumerang na tapet powraca temat liczby zmian i zmęczenia zawodników. Temat wywołujący kontrowersje, który zdążył już podzielić menedżerów klubów Premier League. Ba, doprowadził nawet do konfliktu między Jürgenem Kloppem a Chrisem Wilderem. Każdy w mediach przedstawia swoje racje, przy okazji oskarżając drugą stronę. Czy rzeczywiście chodzi tylko o dobro zawodników, czy jednak wyłącznie własne interesy?
To już nawet nie szpital, bo kadra Liverpoolu bardziej przypomina pobojowisko. Kontuzje w zespole „The Reds” mnożą się niczym szarańcza. Podstawową jedenastkę drużyny z Anfield Road bardziej niż Jürgen Klopp wybiera obecnie sztab medyczny. Urazy mięśniowe spowodowane przemęczeniem storpedowały zespół mistrza Anglii. Do tego stopnia, że kontuzji doznał nawet, jak dotąd wydawało się niezniszczalny, James Milner.
Nic więc dziwnego, że poziom cierpliwości menedżera Liverpoolu już dawno się wyczerpał i Niemiec woła o zmiany. A nawet żąda, bo działania szkoleniowca i wypowiedzi w mediach można śmiało określić swego rodzaju krucjatą. Krucjatą, którą popierają menedżerowie z Premier League, ale nie wszyscy. Chris Wilder stanął na czele obozu przeciwnego, oskarżając przy tym Jürgena Kloppa o bycie samolubnym w kwestii zwiększenia do pięciu liczby zmian w trakcie spotkań. Konflikt był więc tylko kwestią czasu.
Krucjata o zmiany czy własne interesy?
Chris Wilder, nazywając menedżera Liverpoolu światowej klasy politykiem (trudno stwierdzić, że niesłusznie), tylko podlał pożar benzyną. Ponadto stwierdził, iż nikt obecnie nie dba o Sheffield United, więc sami muszą zadbać o siebie. A pięć zmian dałoby przewagę mocniejszym drużynom, więc z pomysłem się nie zgadza.
Niby logiczne, ale obrane stanowisko oraz słowa menedżera „The Blades” ewidentnie zdenerwowały Jürgena Kloppa. Ba, można nawet stwierdzić, że w pewnym stopniu wyprowadziły z równowagi. W wypowiedzi po ostatnim ligowym meczu, komentując uraz Jamesa Milnera, Niemiec nie omieszkał wspomnieć o Chrisie Wilderze oraz obarczyć winą telewizję za rozegranie meczu o 13:30.
Klopp on Sky: "If you don't start talking to BT, we are all done. If we keep playing on Wednesday, and Saturday at 12:30, I'm not sure if we will finish the season with 11 players. I know you don't care, and that's the problem."
— James Nalton (@JDNalton) November 22, 2020
To już nie był spokojny, zrelaksowany Jürgen Klopp. Menedżer Liverpoolu, do tej pory stroniący od konfliktów, obecnie jakby palił się do wojenki. Co najciekawsze, to praktycznie ze wszystkimi: przeciwnikami wprowadzenia pięciu zmian, nadawcami telewizyjnymi oraz federacją. Tylko czy rzeczywiście zgodnie ze słowami Chrisa Wildera wspomniana wojenka ma na celu jedynie interesy opiekuna „The Reds”?
Po części na pewno tak. Zwiększenie liczby zmian umożliwiłoby Liverpoolowi więcej rotacji, czyli mniej obciążeń dla kluczowych graczy. Podobnie jak nieustawianie w kalendarzu spotkań drużyn walczących w europejskich pucharach na 13:30 w sobotę. To wszystko korzyści, które po potencjalnie wprowadzonych zmianach odniósłby jednak nie tylko Liverpool, lecz także wszystkie angielskie drużyny rywalizujące na Starym Kontynencie. A to dałoby przewagę nad resztą stawki. Jednak jak to bywa z racją, każdy ma swoją. Dlatego nie można nie zgodzić się także z Jürgenem Kloppem.
Niemiec deklaruje, że zmiany są niezbędne, by obecna plaga kontuzji w wielu zespołach przestała być czymś powszechnym. By zawodnicy w końcu mogli choć trochę odetchnąć. Ma rację, bo terminarz już dawno spuchł do absurdalnych rozmiarów. W zeszłym sezonie to przecież Liverpool musiał rozgrywać dwa mecze w dwa dni. Chore, ale na podobne patologie mało kto zwraca już uwagę. Przecież zarabiają miliony, to mają grać… Tyle tylko, że przy obecnej intensywności niedługo po prostu nie dadzą rady.
Zmiany koniecznością
Dlatego nawet jeśli krucjata Jürgena Kloppa jest po części spowodowana samolubnymi pobudkami, to może tylko poprawić sytuację w angielskim futbolu. Temat zbyt intensywnego terminarza, zbyt wielu spotkań jest przecież wałkowany od lat. Brakowało jednak osoby z charyzmą i determinacją, by od słów przejść do czynów. Może uda się niemieckiemu menedżerowi?
Jest na to spora szansa, bo Jürgena Klopp nie daje o temacie przemęczenia zawodników i konieczności wprowadzenia zmian zapomnieć. To jednak dopiero pierwszy krok. Jeśli za opiekunem Liverpoolu nie pójdą kolejni menedżerowie, to zostanie tak, jak jest. A to nie byłaby dobra informacja dla angielskiego futbolu. Szczególnie w obecnym sezonie, w którym mecz goni mecz, a kontuzja kolejną kontuzję.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- Pięć porażek w dziesięciu spotkaniach obecnej edycji Premier League. Tak nieudanego startu rozgrywek Arsenal nie zanotował od dawna, a dokładniej od kampanii 1981/1982. Mikel Arteta uspokaja jednak, że nie martwi się o utratę posady. Martwią się natomiast sympatycy „The Gunners”, bo mimo iż za nami dopiero 1/4 kampanii, to czołówka powoli odjeżdża ekipie z Emirates Stadium.
This is Arsenal's worst start to a league season after 10 games since 1981-82.
— Orbinho (@Orbinho) November 29, 2020
- Po zderzeniu z Davidem Luizem we wczorajszym spotkaniu z Arsenalem napastnik Wolverhampton Wanderers Raul Jimenez przeszedł operację w londyńskim szpitalu. Według oficjalnych informacji podanych przez klub z Molineux Stadium zabieg zakończył się powodzeniem. Pozostaje więc trzymać kciuki za powrót meksykańskiego snajpera do zdrowia. W swoim fachu jest przecież jednym z najlepszych w Premier League.