Złota Piłka FIFA, którą znamy dzisiaj, to nic innego jak połączenie dwóch niezwykle prestiżowych wyróżnień. Mowa o Złotej Piłce magazynu "France Football" oraz Piłkarzu Roku FIFA. Pierwsza edycja to styczeń 2011 roku i zwycięstwo pewnego filigranowego Argentyńczyka, który jutro prawdopodobnie odbierze swoją czwartą statuetkę. Czy połączenie laurów było dobrą decyzją?
W nowej formule nagroda została sprywatyzowana przez dwóch najlepszych piłkarzy drugiej dekady XXI wieku (Messi i Ronaldo jeszcze przez parę lat pograją, więc nie boję się tego określenia). Przed połączeniem zaś nagrody dostawali gracze, których nazwisk młodzi kibice nawet nie znają. Wszystkie rozważania i dywagacje na ten temat skończą się po erze Argentyńczyka i Portugalczyka, kiedy wyróżnienie wróci do rąk zwykłych śmiertelników. Póki jednak tak się nie stanie, warto rozmawiać.
Złota Piłka znaczy więcej
Już w 2008 roku (w styczniu 2009, lecz mowa o Złotej Piłce za rok 2008) Ronaldo zgarnął trofeum. Messi był drugi. Rok wcześniej zajęli dwa miejsca za pierwszym Kaką, rok później zaś po prostu zamienili się lokatami. Nie było w tym nic nadzwyczajnego; byli wtedy naprawdę najlepsi na świecie, jednocześnie nie będąc u szczytu swojej kariery, o czym dzisiaj doskonale już wiemy. Obaj byli młodzi – Ronaldo w chwili odbierania statuetki miał 23, a Messi 22 lata. Czy można było się spodziewać, że wskoczą na poziom nieosiągalny dla innych? Tego nie wiemy.
Oficjele FIFA zdawali się jednak to wiedzieć. Bardziej prestiżową nagrodą była Złota Piłka „France Football”, na co wskazuje choćby nazwa, do której dopisano tylko cztery niezbyt dobrze kojarzące się dzisiaj litery. Francuski magazyn swoje wyróżnienie przyznawał już od 1956 roku, zwycięzcą okazał się wtedy Stanley Matthews, skrzydłowy z angielskiego Blackpool. Światowa federacja swoje gratyfikacje wprowadziła dopiero w 1991 roku, prawdopodobnie spodziewając się, że nagroda dorówna prestiżem swojej starszej siostrze. Nie dorównała. Na poparcie tej tezy warto pomyśleć o jednej rzeczy: jeśli chcielibyście sprawdzić, kto był najlepszym piłkarzem w roku 1996, wpisalibyście w wyszukiwarce internetowej frazę „Złota Piłka 1996” czy też „Piłkarz Roku FIFA 1996”?
Nie odpalajcie Google: Złotą Piłkę wygrał wtedy piłkarz Borussii Dortmund Matthias Sammer, dzisiaj dyrektor sportowy… Bayernu Monachium. W tamtym roku został z reprezentacją Niemiec mistrzem Europy jako trzon defensywy, z klubem wygrał na krajowym podwórku. Wobec powyższych faktów (i rzecz jasna, kapitalnej formy piłkarza) wynik nie może budzić kontrowersji… i tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt. Otóż Piłkarzem Roku FIFA został wtedy 20-letni Brazylijczyk Ronaldo, Sammera nie było nawet w pierwszej trójce. W aż siedmiu na dziewiętnaście przypadków, kiedy można było porównywać wyniki obu klasyfikacji, dochodziło do rozbieżności. Jak młodzi fani, którzy chcą dogłębnie poznać historię najpiękniejszego sportu, mają, opierając się na obu rankingach, ocenić, kto był lepszy? Pozostaje im pytać starszych. Felieton na temat tego, czy nagroda zawsze trafia(ła) w ręce tych, którzy na to zasługują, znajdziecie TUTAJ.
Widzimy zatem dwa najważniejsze problemy – pierwszy to mniejsza kasa różnica w prestiżu nagród, drugi to niejednomyślne wyniki. Znamienne jest, że w obu przypadkach był to problem FIFA, a nie „France Football”. Czy był lepszy moment na połączenie nagród niż zbliżające się totalitarne rządy dwóch graczy, które dla federacji nie mogły oznaczać niczego innego niż wartą każdych pieniędzy reklamę? Brawo, panie Blatter.
Bilans zysków i strat
Abstrahując od tego, ile na połączeniu wyróżnień zyskała federacja, wiemy, że taka fuzja ma plusy i minusy. Do tych pierwszych należy oczywiście zaliczyć to, że laur jest dziś jeszcze bardziej prestiżowy – jest przecież jedynym (a nie jednym z dwóch) liczącym się wawrzynem w indywidualnym świecie piłki nożnej. Co za tym idzie – po latach fanom łatwiej będzie, przynajmniej w tej najmniej wymagającej postaci, dowiedzieć się, kto w danym roku był najlepszym graczem.
Kolejny plus to większa promocja piki nożnej. Nagroda jest ważniejsza, gala w Zurychu jest transmitowana do większej liczby państw, laureaci to postacie wybitne medialnie, a koszulki z ich nazwiskami sprzedawane są za 30 złotych na każdym straganie. Zakładają je siedmiolatkowie, których marzeniem jest doskoczenie do poziomu swoich idoli, a mamy zmuszone są do zapisania swoich pociech do pobliskich klubów.
Największym minusem jest dokładnie to, co przekłada się na plus, czyli medialność. Messi i Ronaldo, prócz walorów sportowych, są dziś traktowani jak produkty marketingowe. W głosowaniu biorą udział nie tylko piłkarze, trenerzy i dziennikarze z Anglii czy Hiszpanii, ale również z Erytrei czy Papui-Nowej Gwinei, gdzie Portugalczyk i Argentyńczyk znani są na pewno… ale wiedza o piłce jest o wiele mniejsza. Przez to, póki te dwie osobistości będą na liście 23 zawodników nominowanych, będą dostawać głosy – nawet jeśli byliby kontuzjowani przez dziesięć miesięcy. Ogranicza to szanse innych graczy, na co wściekły był chociażby Franck Ribery w roku 2013. W jego (i nie tylko jego) ocenie zasługiwał na nagrodę. Dostał niecałe 24% głosów i był trzeci. Drugi Messi miał niecałe 25%, Ronaldo zaś 28%. Różnice były minimalne: czy gdyby Ribery nie był mniej znany od swoich młodszych kolegów, nie zgarnąłby pełnej puli?
Prawdziwą ocenę Złotej Piłki FIFA jako połączonego rankingu będziemy mogli wystawić parę lat po erze dwóch wirtuozów. Kiedy o nagrodę ponownie będą bić się wszyscy, a ich szanse będą oceniane wyłącznie przez pryzmat ich rocznej dyspozycji. Dziś natomiast możemy szykować się na jutrzejszą medialną burzę, jaka rozszaleje się po wyłonieniu zwycięzcy. I żałować Neymara, który statuetki nie dostanie.
https://twitter.com/jmbartomeu/status/685879940680650752