Jeśli nie dojdzie do niespodziewanych wydarzeń, losy czołówki tabeli ekstraklasy powinny się rozstrzygnąć pomiędzy obecnie przodującym w tabeli kwartetem. Czy jednak możemy mówić, że jej wszyscy przedstawiciele już teraz zasiadają do „mistrzowskiego” stolika w roli równorzędnych faworytów? Mamy wątpliwości. Nie zrozumcie nas źle, doskonale zdajemy sobie sprawę, że dodatkowa faza przypomina trochę nowe rozdanie z wymianą krupiera. Mamy jednak wrażenie, że nawet regulaminowy kruczek na dłuższym etapie nie jest w stanie zatuszować poważniejszych problemów. A trzeba przyznać, że jeden z przedstawicieli przodującej grupy ma w ostatnim czasie kłopot dużego kalibru. Mowa tu o Lechii Gdańsk.
Mecze wyjazdowe koszmarem Lechii
Gołym okiem widać, że drużyna Piotra Nowaka to prawdziwy Dr Jekyll i Mr Hyde. O ile w tabeli spotkań rozgrywanych na własnym obiekcie zespół z Gdańska nie ma sobie równych (obecny bilans: 12 zwycięstw, jeden remis i dwie porażki), o tyle statystyki wyjazdowe pozostawiają wiele do życzenia. W tym momencie Lechia może się pochwalić zaledwie czterema zwycięstwami wywalczonymi w roli przyjezdnych. Resztę uzupełniają zaś cztery remisy i aż siedem porażek.
Szczególnie niepokojąco wygląda ta ostatnia liczba. Wszystko za sprawą szybkiego rzutu oka na statystyki, który wykonaliśmy w celu przeanalizowania poprzednich sezonów. Postanowiliśmy sprawdzić, jaką formą wyjazdową na przestrzeni całego sezonu mogli się pochwalić poprzedni triumfatorzy ekstraklasy.
Niestety, nie mamy dla kibiców Lechii dobrych wieści. Liczby prezentują się następująco.
Sezon 2015/2016
Mistrz Polski: Legia Warszawa
Bilans wyjazdowy: 9 zwycięstw, 5 remisów, 4 porażki
Sezon 2014/2015
Mistrz Polski: Lech Poznań
Bilans wyjazdowy: 7 zwycięstw, 8 remisów, 3 porażki
Sezon 2013/2014
Mistrz Polski: Legia Warszawa
Bilans wyjazdowy: 11 zwycięstw, 2 remisy, 5 porażek
Sezon 2012/2013
Mistrz Polski: Legia Warszawa
Bilans wyjazdowy: 8 zwycięstw, 5 remisów, 2 porażki
Sezon 2011/2012
Mistrz Polski: Śląsk Wrocław
Bilans wyjazdowy: 8 zwycięstw, 3 remisy, 4 porażki
Sezon 2010/2011
Mistrz Polski: Wisła Kraków
Bilans wyjazdowy: 6 zwycięstw, 3 remisy, 6 porażek
Jak widać powyżej, ostatnim zespołem, który przy zdobyciu tytułu tyle razy mógł sobie pozwolić wrócić z wyjazdu na tarczy, była krakowska Wisła, jeszcze zarządzana przez Holendrów. Kto jednak pamięta tamten sezon, ten wie, że krakowianie w ostatniej części rozgrywek nie mieli żadnego poważnego rywala w walce o mistrzostwo. Wystarczy tylko wspomnieć, że nawet ten przeciętny bilans nie przeszkodził wówczas „Białej Gwieździe” ukończyć rozgrywek z przewagą siedmiu punktów, oczywiście bez podziału.
Nie ma co ukrywać, zupełnie inne realia.
W następnych latach żaden triumfator nie pozwolił sobie na tyle potknięć. A przecież powyższe statystyki uwzględniają już bilanse za całe 37 kolejek po reformie z 2013 roku. Tymczasem gdańszczanie jeszcze nie zakończyli nawet rundy zasadniczej, a już dysponują wysokim wskaźnikiem straconych punktów.
Oczywiście przy obecnym układzie tabeli to z pewnością jeszcze nie przesądza losów Lechii w rywalizacji o tytuł. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że za tymi liczbami czai się dużo głębszy problem. W końcu gołym okiem widać, że podopieczni Piotra Nowaka konsekwentnie od dłuższego czasu na wyjazdach prezentują się po prostu słabo. W roli przyjezdnych zazwyczaj wyglądają, jakby kompletnie zapomnieli o swoich atutach. Szczególnie widać to na przykładzie indywidualności w zespole, które w dość dużym stopniu stanowią o sile Lechii, zwłaszcza tej ofensywnej.
Dwa różne oblicza braci Paixao
Symbolem tego ujmującego zjawiska są bracia Paixao. Tajemnicą poliszynela jest przecież fakt, że to właśnie dzięki bliźniakom Lechia wielokrotnie mogła świętować zgarnięcie trzech oczek. Wymowny jest również ich dorobek bramkowy, a także fakt, że obaj wciąż mają realne szanse na zgarnięcie korony króla strzelców. I wszystko pozornie byłoby w porządku, gdyby nie pewien „drobny szkopuł”.
Tak, mowa o ich dyspozycji w meczach wyjazdowych.
Jak widać, związek klubu z Portugalczykami bywa zarówno usłany różami, jak i mocno frustrujący. A mimo to i tak w tej chwili trudno sobie wyobrazić bez nich Lechię. Kwestią sporną jest zaś próba wyjaśnienia, czy świadczy o sile, czy też słabości drużyny.
Szukając dobrej, sportowej analogii, Lechia przypomina znacząco żużlowców, którzy doskonale odnajdują się tylko na własnym torze. A przecież na sam koniec liczą się noty za całokształt, prawda?
Arka w pucharach kosztem Lechii?
Jakby tego było mało, los postanowił wsadzić w mrowisko jeszcze jeden kij za sprawą wtorkowego zwycięstwa Arki na Stadionie Narodowym. Można się z tego śmiać lub nie, lecz chyba nikt nie chciałby dzisiaj znaleźć się w skórze piłkarzy z Gdańska. Wydawałoby się, że już wystarczająco duża presja ciąży na podopiecznych Nowaka od początku sezonu. Teraz słodką idyllę i dość duże przekonanie o długo wyczekiwanym powrocie do europejskich pucharów może zostać na ostatniej prostej zniweczone przez lokalnego rywala. Szczególnie dla fanów byłby to istny kataklizm. Jak na razie gdy spojrzymy na tabelę, wiele na to wskazuje.