Złe moce znowu atakują Vermaelena


14 września 2015 Złe moce znowu atakują Vermaelena

W sobotnim meczu Atletico z Barceloną urazu nabawił się belgijski obrońca, Thomas Vermaelen. Jest to kolejna kontuzja tego gracza, który przez różnego typu urazy przegapił w swojej karierze około 130 spotkań. Nic więc dziwnego, że zostało mu przyznane miano „szklanki”.


Udostępnij na Udostępnij na

Cała jego sprawa z kontuzjami bardzo mocno została nagłośniona po jego transferze do Barcelony. Wszyscy dziwili się, dlaczego jedna z najsilniejszych drużyn na świecie kupiła za 15 milionów euro kota w worku. Kibice, szczególnie Ci katalońscy, zdążyli się szybko zapoznać z ogromnymi problemami zdrowotnymi, które miewał w Arsenalu. Do tego dochodził jeszcze uraz z mistrzostw świata, którego stopień nie był znany dla medyków „Blaugrany”.

Wszystkie problemy Vermaelena rozpoczęły się jeszcze za czasów gry w Ajaxie Amsterdam. W sezonie 2007/08 zerwał więzadła krzyżowe i musiał pauzować przez 109 dni. Od momentu tej kontuzji rozpoczęło się fatum trwające do dziś. Dwa lata upłynęły bez żadnych większych kłopotów ze zdrowiem. Swoją dobrą grą doprowadziła do transferu na Emirates Stadium. Znów przyszedł jednak pechowy wrześniowy dzień. Na belgijskiego gracza padła kolejna klątwa. Tym razem wyrok był troszkę inny: ścięgno Achillesa. Rekonwalescencja Thomasa trwała aż 233 dni! Był to w zasadzie cały sezon.

Na jakiś czas nastała jednak odwilż i Vermaelen mógł skupić się tylko i wyłącznie na grze w piłkę, co bardzo dobrze mu wychodziło. Udało mu się nawet zostać kapitanem londyńskiej drużyny. Kontuzje nie omijały Belga, ale jeśli już się pojawiały, to nie były bardzo poważne. Najgorsze jednak znów powracało. Sezon 2013/14 rozpoczął się dla obrońcy od kolejnych problemów z nogą, przez które opuścił okres przygotowawczy. Gdy już było dobrze, w zimie pojawiły się te same problemy. W sumie, przez całe rozgrywki, Thomas opuścił ponad 100 dni.

Możemy powiedzieć, że był to moment kulminacyjny, bo niewiele później rozpoczęło się kolejne fatum. Pojawiały się kolejne drobne kontuzje, ale Belgowi udało się załapać do reprezentacji, która wyruszała na mistrzostwa świata do Brazylii. Warto wspomnieć, że przed startem turnieju był całkowicie zdrowy. Kolejny feralny dzień, 22 czerwca, mecz Belgii z Rosją. 31. minuta i tym razem kontuzja uda, która wyklucza go z gry do końca turnieju. Wtedy zaczyna się kolejny paradoks, który pozwoliłem sobie nazwać „paradoksem katalońskim”. Transfer do Barcelony jeszcze jest zrozumiały, ale to, co się działo już w klubie, to jest dopiero ciekawa sprawa.

Thomas Vermaelen
Jedna z kontuzji Vermaelena za czasów gry w Arsenalu (fot. Skysports.com)

Mistrz Hiszpanii wydaje oświadczenie, że Vermaelen ma problemy ze ścięgnem podkolanowym. Mija półtora miesiąca i wszystko wydaje się zmierzać w dobrym kierunku. Thomas debiutuje w meczu drugiej drużyny Barcy i zdobywa gola. Jego powrót do regularnych treningów miał być kwestią czasu. Tak się jednak nie stało, bo dwa tygodnie później Belg zaczyna pracować z fizjoterapeutą z powodu problemów z mięśniami. W listopadzie 2014 roku minęło cztery miesiące, odkąd obrońca trafił na Camp Nou, ale jak dotąd nie miał okazji do debiutu. W tym samym miesiącu powtarza się sytuacja, którą przedstawiłem wyżej. Tym razem decyzje są jednak o wiele bardziej stanowcze. Klub decyduje się na operacje, która wykluczyła obrońcę z gry do końca sezonu.

Można powiedzieć, że było to dla Vermaelena jak zbawienie. Dzięki temu mógł rozpocząć bieżący sezon bez żadnych problemów zdrowotnych, czym udowodnił, że jest naprawdę świetnym zawodnikiem. Przekonał do siebie Luisa Enrique, który od początku rozgrywek wystawiał go w podstawowej jedenastce. W sobotnim spotkaniu jednak znów pojawiła się kontuzja. Mówi się o trzy-, czterotygodniowej przerwie. Dziwne, ale z jednej strony smutne, szczególnie dla samego gracza. Powstaje jedno ważne pytanie: czy nad Thomasem Vermaelenem ciąży jakaś klątwa?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze