Łódzki Klub Sportowy bardzo szybko przekonał się o bezwzględności polskiej ligi. Przez 20 spotkań beniaminek PKO Ekstraklasy uzbierał marne 14 oczek i z 7-punktową stratą do bezpiecznego miejsca zamyka ligową tabelę. W takiej sytuacji uznano, że w Łodzi potrzeba wzmocnień jak najszybciej. Na zimowy okres przygotowawczy do Turcji ŁKS wyjedzie, mając w swoich szeregach co najmniej czterech nowych piłkarzy – dwóch obrońców i dwóch napastników.
Łatanie dziur obronnych
O problemach ŁKS-u w obronie wiadomo nie od dziś. Gdy na początku sezonu wszystko było OK, to przez kontuzję wypadł z gry Klimczak i z meczu na mecz zaczęło się sypać. Przede wszystkim środkowi obrońcy sami sobie szkodzili i rzucali kłody pod nogi. Kolejka w kolejkę musiał się przytrafić czy to Sobocińskiemu, czy Rozwandowiczowi, czy Juraszkowi jakiś babol. Dość powiedzieć, że zarówno kapitan, jak i młodzieżowiec łódzkiego klubu mają po samobójczym golu na koncie i co najmniej jednej bramce bezpośrednio zawalonej. Kamil Juraszek zabił szansę „Biało-czerwono-białych” na sukces w meczu z Wisłą Kraków, prokurując rzut wolny, którego na gola zamienił Maciej Sadlok, a przy okazji zgarniając za faul czerwoną kartkę. Generalnie był defensorem maksymalnie solidnym, ale przy tym bezużytecznym w wyprowadzeniu piłki i niespecjalnie przygotowanym do roli ostoi linii obrony. Stąd też jest na ten moment jednym z piłkarzy, którzy zimą mogą się pożegnać z ekipą Kazimierza Moskala.
Na kwadrans przed rozpoczęciem ostatniego meczu ŁKS-u w 2019 roku wypłynęła informacja o pierwszym ruchu transferowym. Jak się okazało pół godziny później, miało to bardzo symboliczny wydźwięk, bo już po 15 minutach meczu Juraszek wyleciał z boiska za przerwanie akcji, którą swoją stratą zapoczątkował Sobociński. W Łodzi sięgnięto po kolejnego Hiszpana, tym razem 26-letniego środkowego obrońcę z bogatą piłkarską przeszłością. Carlos Moros Gracia przez cztery sezony bronił barw szwedzkiego Sundsvall, w którym rozegrał łącznie 68 ligowych meczów, a obecnie według serwisu Transfermarkt jest najwięcej wartym piłkarzem ŁKS-u (500 tysięcy euro; o 50 więcej niż Dani Ramirez). Wcześniej po wyjeździe z Półwyspu Iberyjskiego zbierał doświadczenie w Stanach Zjednoczonych. Dziś ma je przekuć w dobrą grę w barwach łódzkiego klubu. Mimo przeciętnych warunków fizycznych jak na stopera (183 cm wzrostu) jego rola w ŁKS-ie może okazać się bardzo ważna w kontekście utrzymania się w lidze.
🖊 Carlos Moros Gracia został nowym piłkarzem Łódzkiego Klubu Sportowego. Witamy!
▶ https://t.co/ijeWh7Znko pic.twitter.com/c31VtIrwvm
— ŁKS Łódź (@LKS_Lodz) December 19, 2019
Na sprowadzeniu Hiszpana wzmocnienie defensywy jednak się nie skończyło. W sztabie Łódzkiego Klubu Sportowego doskonale wiedzą, że problemy obrony leżą w jej centrum, a nie na bokach, stąd też zdecydowano się na zakontraktowanie kolejnego środkowego obrońcy. 37 straconych goli w ciągu 20 meczów to jednak wynik mocno niepokojący i dający do myślenia. Dlatego dla prezesa Salskiego przy poszukiwaniu kolejnego stopera kluczowe znaczenie miało doświadczenie, bo duet Sobociński – Rozwandowicz (kolejno 20 i 25 lat) zapewnić tego absolutnie nie mógł. Wybór padł na piłkarza z CV bardzo bogatym, wypełnionym grą pod presją i o bardzo wysoką stawkę. Maciej Dąbrowski może na przykład pochwalić się grą w meczu Ligi Mistrzów (chociaż stwierdzenie „pochwalić się” ma niezbyt pozytywny wydźwięk ze względu na fakt, że ówczesny obrońca Legii zagrał jedynie w przegranym 0:6 meczu z Borussią Dortmund przy Łazienkowskiej). Tak czy inaczej mówimy o zawodniku, który w polskiej piłce widział bardzo wiele i z niejednej opresji wychodził. A przecież niemałego kalibru jest problem, który ma obecnie w lidze ŁKS. Dlatego były piłkarz Zagłębia Lubin nie przyjechał do Łodzi, żeby stawiać ostatnie kroki w swojej piłkarskiej podróży, ale żeby zmienić oblicze krwawiącej z każdej strony defensywy dwukrotnego mistrza Polski.
Napastnik potrzebny na już
Z rolą snajpera w łódzkim klubie sytuacja jest mocno skomplikowana. Bo niby trzech napastników dłużej lub krócej związanych z klubem jest, ale żaden nie uniósł przez pierwszą część sezonu na swoich barkach ciężaru gry. Łukasz Sekulski zebrał do swojej kolekcji cztery trafienia i przez pewien czas wydawało się, że może aspirować do roli czołowego strzelca. Czas jednak szybko go zweryfikował, kontuzje nie pomogły i finalnie okazało się, że od ostatniego dnia sierpnia Sekulski więcej goli dla ŁKS-u już nie zdobył, a kontuzje wyeliminowały go z niemal połowy spotkań PKO Ekstraklasy. Rafał Kujawa formę godną najwyżej klasy rozgrywkowej w Polsce zaprezentował tylko raz. Stając się 40. piłkarzem ŁKS-u, który zdobył hat-tricka w ekstraklasie, dał nadzieję kibicom, że istnieje życie bez Sekulskiego. Jak się jednak później okazało, był to jednorazowy wybryk. Jewhen Radionow, który w 3. i 2. lidze niemal zbudował sobie pomnik przy alei Unii, na topowy poziom w Polsce okazał się za słaby. Dwa razy wchodził z ławki i tyle, nie przydał się Kazimierzowi Moskalowi praktycznie w ogóle przez jesień. Jego dni w Łodzi są już raczej policzone.
Misja pod tytułem wzmacnianie ataku rozpoczęła się przy alei Unii od sprowadzenia Jakuba Wróbla. Jesienią gwarantował gole GKS-owi Jastrzębie, wiosną ma je dostarczać ŁKS-owi. W 18 spotkaniach w Fortuna I lidze trafiał do bramki rywali 8-krotnie, zwiększając tym samym dwukrotnie swój dorobek z zeszłego sezonu. Trudno mówić w tej chwili, że jego przybycie jest ruchem gwarantującym stałe strzelanie. Zawsze w wypadku przeskoku zawodnika o poziom rozgrywkowy w górę, jego forma staje się niewiadomą. Dla jednych różnica lig może być paraliżująca i odbierająca możliwość dobrej gry, dla drugich podwójnie motywująca. Jak będzie z Wróblem, na dobrą sprawę nie wie nikt. Weryfikacji jak dotąd na takim poziomie się nie doczekał, bo trudno mówić, że ekstraklasę imituje gra w Radomiaku, Garbarni czy GKS-ie Jastrzębie. Tak więc zagadką pozostaje też to, ile będzie znaczył dla Łódzkiego Klubu Sportowego.
🖋 Jakub Wróbel, jeden z najskuteczniejszych graczy @_1liga_, dołączył do Rycerzy Wiosny. Witamy!
📰 https://t.co/51rBSPe1Rh pic.twitter.com/pcs0IvDse0
— ŁKS Łódź (@LKS_Lodz) January 2, 2020
W Łodzi upodobano sobie Hiszpanów z rocznika 1992/1993, będących w idealnym piłkarskim wieku. Do trójki Ramirez, Pirulo, Gracia dołączył także Samuel Corral. Piłkarz, którego schemat rozwoju wygląda typowo dla nowego nabytku ekstraklasowego klubu. Błąkanie się po różnych poziomach rozrywkowych w kraju, aż w końcu transfer do Polski. Często taki ruch okazywał się trafiony w dziesiątkę (przykłady Carlitosa, Jesusa Imaza czy Daniego Ramireza), więc niewykluczone, że i w tym wypadku Corral będzie zbawieniem dla Kazimierza Moskala i jego bólu głowy z napastnikami. W hiszpańskiej Talaverze nie sprawdził się na tyle, żeby podbijać Półwysep Iberyjski. Być może miasto włókniarzy stanie się miejscem, w którym możliwości Samuela Corrala sięgną apogeum.
Dla kogo wzmocnienia klubu są początkiem końca?
Żeby ktoś w klubie miał miejsce, to ktoś musi mu to miejsce zwolnić. Naturalna kolej rzeczy. I już teraz wiemy, że paru zawodników z Łodzi będzie musiało swoją szafkę z szatni oddać komuś innemu i szukać nowego pracodawcy. Czy na czterech ruchach transferowych zimowe zakupy ŁKS-u się zakończą? Tego nie wiemy. Niewykluczone, że nie. Bo w zasadzie wzmocniono tylko dwie pozycje. A wad łódzki klub posiada więcej. Po przyjściu dwójki Gracia – Dąbrowski na pewno ktoś ze środka obrony opuści beniaminka PKO Ekstraklasy. Tu sytuacja wydaje się dosyć klarowna. Z czwórki Rozwandowicz, Sobociński, Juraszek, Dampc trzeba dwójce podziękować. Ten pierwszy jest kapitanem zespołu, postacią dla klubu mimo sinusoidy formy bardzo ważną. Mimo bardzo słabej jesieni Sobociński też spać powinien spokojnie, bo jednak to dalej reprezentant Polski do lat 21, jeden z lepiej zapowiadających się obrońców młodego pokolenia i piłkarz ze statusem młodzieżowca, którego w szeregach trzeba mieć (w młodzieżowcach trener Moskal wybór ma niewielki – jedynym potencjalnym zmiennikiem w tej roli dla Janka mógłby być Piotr Pyrdoł, którym zainteresowana jest Legia, ale który jednak jesienią grał niewiele i wariant z jego grą od początku w większości spotkań wydaje się mało prawdopodobny).
Zostaje zatem dwóch, których sytuacja jest nieciekawa. Sprowadzony latem Dampc okazał się zupełnym niewypałem, nie rozegrał ani minuty w żadnym oficjalnym meczu ŁKS-u, tak że tu kwestia wydaje się oczywista – prędzej czy później koniec przygody w Łodzi. Z Juraszkiem jest nieco inaczej, bo jednak rotacyjnie zdarzało się, że z mniej lub bardziej wymuszonych przyczyn korzystał z niego Kazimierz Moskal. Tak czy inaczej, jeśli mielibyśmy wizualizować sobie hierarchię środkowych obrońców Łódzkiego Klubu Sportowego według trenera, to 28-latek znalazłby się w niej najniżej z trójki Rozwandowicz – Sobociński – Juraszek.
Drugi największy nacisk na wzmocnienia postawiono na pozycję napastnika. Kupiono dwóch, było trzech, więc obecnie jest już ich trochę za dużo, zważając na fakt, że ŁKS gra jedną „dziewiątką”. W takiej sytuacji możliwe, że także i tu dwóch piłkarzy nie znajdzie dla siebie miejsca wiosną. I także wybór wydaje się klarowny. Obok Wróbla i Corrala miejsce zostanie prawdopodobnie jeszcze dla Łukasza Sekulskiego. Mimo przeciętnej pierwszej części sezonu to na nim najmniej ze wszystkich napastników zawiódł się Kazimierz Moskal. Radionow, mimo tego, ile dla klubu jeszcze parę lat temu znaczył, dziś nie może już stanowić o jego sile i zwyczajnie mu się nie przyda. Rundę wiosenną spędzi już w II lidze w rzeszowskiej Stali. Kujawę poza sentymentami nic wielkiego już z ŁKS-em raczej nie łączy. Też trudno przypuszczać, żeby znalazł dla siebie miejsce w klubie na rundę rewanżową. Tym bardziej że rolę snajpera może też odgrywać Pirulo.
Transferów na inne pozycje jak dotąd nie było, ale bynajmniej nie oznacza to, że inni piłkarze mogą czuć się nietykalni przed rundą wiosenną. W środku pola niepewna jest sytuacja Bartłomieja Kalinkowskiego, który meczów zaliczył sporo, ale niewiele z nich poparte było solidnością i należytą jakością. Z formacji defensywnej najbardziej niepewny może być Kamil Rozmus, który jeśli już grał, to najczęściej z przymusu, w sytuacji gdy na danej pozycji nie było zbytnio alternatywy. W sytuacji krytycznej wydaje się być Patryk Bryła, który straszliwie spadł w hierarchii Kazimierza Moskala. Na otwarcie sezonu z Lechią Gdańsk wychodził w podstawowej jedenastce, potem było już jednak tylko źle lub bardzo źle. Trener ŁKS-u, mówiąc po odpadnięciu z Pucharu Polski, że zawiódł się na niektórych podopiecznych, miał z pewnością między innymi na myśli skrzydłowego ŁKS-u, którego poziom ekstraklasowy wyraźnie przerósł. Mimo dużej aktywności ŁKS-u na zimowym rynku transferowym,wiele wskazuje na to, że wietrzenie szatni może jeszcze trochę potrwać…
ŁKS kupuje chleb masło w aptece