Z ośmiotysięcznym stadionem, jedną porażką w kwalifikacjach Ligi Mistrzów i awansem po karnych bronionych przez środkowego obrońcę Łudogorec Razgrad wkradł się do najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie. Jak im się to udało i czy było warto? Najbliższy mecz „Orląt” będzie znakomitą odpowiedzią na te pytania.
Po zaledwie 13 latach od powstania klubu Łudogorec Razgrad pierwszy raz w historii gra w Lidze Mistrzów. Kibice na pewno nie spodziewali się tak szybkiego awansu swojej drużyny do tych elitarnych rozgrywek. „Orlęta” udowodniły jednak, że nawet bez wielkich gwiazd można grać z najlepszymi. W drugim grupowym meczu LM zmierzą się u siebie z Realem Madryt.
Od amatorki na salony
Bułgarski klub jest stosunkowo młody, ponieważ został założony dopiero w 2001 roku, pierwotnie jako Ludogorie FC. Jeszcze w 2010 roku grał tylko w lidze amatorskiej. Po awansie do drugiej ligi zmienił swoją nazwę na Łudogorec 1945 Razgrad. Jak dotąd może już pochwalić się trzema ligowymi tytułami i dwoma Pucharami Bułgarii.
O Łudogorcu mogliście nieco usłyszeć w poprzednim sezonie. „Orlęta” grały wtedy w Lidze Europy i udało im się dotrzeć do 1/8 finału. Tam musieli uznać wyższość Valencii, która w dwumeczu pewnie zwyciężyła 4:0.
Jak udało im się dojść tak wysoko i zagrać w tak wymagających rozgrywkach, jakimi jest Liga Mistrzów? Bez wątpienia miało na to wpływ pojawienie się w klubie jednej z najbardziej wpływowych osób w Bułgarii, Kiriła Domusczijewa. Domusczijew dorobił się na branży farmaceutycznej. W samym Razgradzie ma fabrykę, która zatrudnia milion osób. Pewnego dnia postanowił pomóc podupadającemu klubowi właśnie z tego miasta. Jak sam przyznaje, początki nie były łatwe:
– Zaczynaliśmy z Łudogorcem z 25 tysiącami euro. Klub chylił się ku upadkowi. Grupa entuzjastów postanowiła zacząć wszystko od zera. Chcieli pracować z dziećmi i młodzieżą.
Klub w pierwszym roku od pojawienia się Domusczijewa awansował do ekstraklasy i od tej pory nieprzerwanie wygrywał ligę. Po trzech latach drużyna zagrała w Lidze Europy i nie odstępowała nawet na krok rywalom. Podobnie było w fazie eliminacyjnej Ligi Mistrzów, gdzie Łudogorec przegrał tylko jeden mecz. Nagranie karnego obronionego przez środkowego obrońcę zespołu (bramkarz wyleciał z boiska za czerwoną kartkę) w kluczowym meczu ze Steauą obiegło cały świat.
https://vine.co/v/MlIuTlmFOjE
W pierwszym grupowym spotkaniu z Liverpoolem Łudogorec również pokazał się z bardzo dobrej strony. „The Reds” uratowali trzy punkty dopiero w 90. minucie gry i to po rzucie karnym, który przesądził o wyniku 2:1.
Gdzie tkwi sedno sekcesu?
– Praca i organizacja – przyznaje Domusczijew. – Mamy przychody w okolicach sześciu milionów euro, czyli dużo mniejsze niż inne ekipy w Europie. One mogą rosnąć tylko dzięki silnej drużynie.
Łudogorec zaczął od zera, ale wszystkie jego ruchy, aby się odbudować, były dobrze przemyślane. Tam nie mogło być przypadku. Za tym przemawiają zresztą same wyniki i nie tylko. Klub z Razgradu w 2012 roku otrzymał nagrodę budowy roku, którą było Centrum Sportowe Łudogorec. Zainwestowano w jeden z najbiedniejszych regionów Bułgarii, gdzie tysiące dzieci nie miało możliwości rozwijać się sportowo. Teraz mogą trenować kompletnie ZA DARMO. W akademii klubu znajduje się obecnie prawie 200 talentów z całego kraju.
O tym, że bułgarski klub inwestuje w swoich ludzi możemy przekonać się, patrząc na skład pierwszej drużyny, w której występuje w sumie 16 piłkarzy z bułgarskim obywatelstwem. Aż sześciu z nich ostatnio zagrało w pierwszym składzie w meczu z Liverpoolem.
Impossible is nothing
Historia Łudogorca wydaje się być nierealna. Bankrutujący klub w ciągu zaledwie kilku lat mierzy się z najlepszymi zespołami w Europie. Patrząc na wysiłki naszych podwórkowych drużyn, można mieć wrażenie, że albo za mało chcemy, albo po prostu źle się do tego zabieramy.
W Razgradzie w tak krótkim czasie nie udało się oczywiście wszystkiego zmienić. Jak już wspominałam, stadion Łudogorca może pomieścić zaledwie osiem tysięcy widzów. Oczywiście nie spełnia to standardów UEFA. Wszystkie domowe mecze zespół musi rozgrywać w Sofii, stolicy Bułgarii. Aby móc zobaczyć swoich piłkarzy, fani Łudogorca muszą przemierzyć ponad 300 kilometrów. Tak bardzo kolorowo więc nie jest. Biorąc jednak pod uwagę pracę, jaką wykonała cała drużyna, dla kibiców taka odległość nie będzie raczej stanowić problemu. W końcu ludzie z Razgradu już udowodnili, że dla nich niemożliwe nie istnieje. Tylko czekać, aż wybudują nowy stadion.