Nie wychodziło nic. Warszawski klub kompletnie zawodził kibiców i stawał się mistrzem kraju, którego nikt właściwie się nie bał. Walka o europejskie rozgrywki chluby Legii również nie przynosiła i ta z nich szybko odpadała. Nawet awans do Ligi Mistrzów, co trzeba podkreślić był efektem większego szczęścia aniżeli sportowej przewagi ekipy stołecznych. W Polsce także Legia stała się zespołem, którego można ugryźć, zranić i symbolicznie zrobił to w poprzednim sezonie Piast Gliwice, który zrzucił z tronu najbogatszy polski klub.
Taki stan rzeczy nie mógł wiecznie się utrzymać. Ciągłe zmiany szkoleniowców, którzy pracą w Legii debiutowali w ekstraklasie wciąż nie przynosiły efektów. Prezes Dariusz Mioduski najwyraźniej przestał wierzyć w magię szkoleniowców z zagranicy i zamiast ściągać ich z tabunem całego sztabu, postanowił dać szansę człowiekowi będącemu na miejscu.
Były kapitan Legii – Aleksandar Vuković znając realia panujące w klubie lepiej niż ktokolwiek inny dostał propozycję pracy w roli pierwszego szkoleniowca. Na początku wybór ten nie był przyjmowany z wielką radością. Serb choć cieszył się sporym uznaniem wśród kibiców nikogo nie przekonywał co do swoich umiejętności trenerskich. Po czasie wszystko się zmieniło. Legia wchodzi na właściwe tory?
Spadająca „Biała Gwiazda”
Początki dla serbskiego szkoleniowca, niegdyś kluczowego pomocnika warszawskiej Legii nie były łatwe. Ten przejmując stery po zwolnionym kontrowersyjnym Portugalczyku- Ricardo Sa Pinto nie zdołał obronić tytułu mistrzowskiego. Taka kolej rzeczy sprawiła, że w klubie trzeba było poczynić pewne ruchy, by historia się nie powtórzyła.
Vuković dostał możliwość nie tylko dokończenia przegranego sezonu, ale również dostał szansę na przygotowanie drużyny pod kątem walki w kolejnym. Legioniści choć mistrzostwo przegrali, wywalczyli sobie mimo wszystko prawo gry w pucharach i tam choć nie zadziwiali, mogli żyć nadzieją na to, że awansują do fazy grupowej Ligi Europy. Na ostatniej prostej jednak minimalnie lepsi okazali się Szkoci z Glasgow, czyli Rangers FC.
Po bolesnym, kolejnym odpadnięciu można było zatem skupić się na walce na polskim podwórku. Legia wciąż specjalnie nie zadziwiała, aż do pamiętnego spotkania, które będzie zapamiętane na długie lata. Warszawiacy przed własną publicznością roznieśli Wisłę Kraków 7:0 niedługo po tym, jak pokonali wcześniej jednego z bardziej zagorzałych rywali – Lecha Poznań.
Na deser w Pucharze Polski pokonali po fascynującym meczu Widzew Łódź i nagle coś się odmieniło. Zaraz przyszło zwycięstwo w Gdyni, a następnie kolejny pogrom w Zabrzu, gdzie Górnik musiał schodzić z boiska z zapasem 5 goli.
Nie jest jeszcze kolorowo
Wysokie zwycięstwa nie oznaczają, że Legia nagle stała się zespołem, który w lidze będzie rozjeżdżał rywali. Zimny prysznic przyszedł w momencie, który dla zespołu trenera Vukovicia mógłby być kluczowy. Jego podopieczni polegli w Szczecinie ze świetnie radzącą sobie w obecnym sezonie Pogonią. To właśnie teraz Portowcy stali się rywalem, z którym Legii przyszło się bić bezpośrednio o mistrza i gdyby nie tamta porażka, warszawiacy pewnie by siedzieli na fotelu lidera.
I taka porażka okazała się być niezwykle budująca. Legioniści nie dość, że przestali w ogóle tracić gole, to nie strzelają mniej niż 2. Poległa Korona, którą stołeczni pokonali 4:0 oraz Śląsk bardzo chwalony w tym sezonie, któremu wicemistrzowie zaaplikowali 3 gole. W międzyczasie zespół robi swoje w Pucharze Polski, gdzie poradził sobie z Górnikiem Łęczna i awansował dalej.
Z pewnością nie ma się jeszcze za bardzo nad czym zachwycać. Po pierwsze Legia wciąż nie wyrobiła sobie przewagi nad szczecińską Pogonią, a dopóki zespół nie zdobędzie minimum jednego trofeum w trwającym sezonie, głównie mowa o Mistrzostwie Polski, to będzie postrzegana jako zespół niespełniający do końca swoich oczekiwań. Choć kolorowo wciąż nie jest, pojawiają się pewne symptomy tego, by móc wierzyć w lepszy wynik.
Bez napastnika nie będzie dominacji
Na dziś Legia jest zespołem o ogromnym potencjale, oczywiście jak na polskie warunki. Zdolny golkiper, doświadczona obrona z wchodzącą młodzieżą, druga linia z Pawłem Wszołkiem na czele i atak, w którym jest niby kim straszyć, ale wciąż brakuje liczb. Oczywiście świetnie spisuje się w obecnej chwili Jarosław Niezgoda, najskuteczniejszy zawodnik zespołu, jednakże ten stał się jednym z ciekawszych kąsków dla zagranicznych klubów.
Z zawodnikiem również o tyle jest ciekawa sprawa, że ten nie należał do ulubieńców trenera, który wolał stawiać na innych a pozostali specjalnie nie zachwycali. 24-latek radzi sobie bardzo dobrze, strzela niemalże co mecz gola, bez niego jednak mogą być spore problemy. Na ekstraklasę rezerwowi powinni wystarczyć, jednakże jeśli myśli się europejskich pucharach to bez napastnika o wyniki bardzo ciężko.
Całkiem dobra runda jesienna nie oznacza również dobrych występów na wiosnę. Jeśli z klubem pożegnałby się jeszcze zimą Niezgoda, sytuacja może ulec natychmiastowemu pogorszeniu. Dobrymi i przemyślanymi decyzjami Legia może wrócić na tron, pytanie jednak czy po raz kolejny potencjał ten nie zostanie zmarnowany.