W pierwszym sobotnim meczu 14. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Pogoń Szczecin pokonała na własnym stadionie Podbeskidzie Bielsko-Biała, które po remisie ekipy z Bełchatowa w Białymstoku spada na ostatnie miejsce w ligowej tabeli.
Pierwsza połowa obfitowała praktycznie we wszystko, czego wymaga kibicowskie oko. Od samego początku spotkanie stało na bardzo wysokim, szybkim poziomie. Mimo ciągłego utrzymywania się przy piłce gospodarzy to Podbeskidzie na starcie meczu mogło wyjść na prowadzenie. Pierwsza akcja zwiastująca gola dla „Górali” rozegrała się już w 2. minucie pojedynku, jednak strzał Sebastiana Ziajki ze skraju pola karnego minął o centymetry prawy słupek bramki Dusana Pernisa. Niecały kwadrans później Podbeskidzie doprowadziło do kolejnej groźnej sytuacji. Tym razem niecelnym strzałem po wrzutce Jelenia w pole karne popisał się Adamek. Odpowiedź Pogoni, której dotychczasowe ataki opierały się na grze pozycyjnej, była natychmiastowa. Najpierw próbował Adrian Budka, którego rajd i wycofanie piłki do nadbiegającego Frączczaka przerwał Sokołowski, zaś minutę później groźny, ale niecelny strzał wyegzekwował z rzutu wolnego Rogalski.
Od 20. do 35. minuty spotkania obserwowaliśmy wiele walki w środku pola oraz dalsze liczne próby przedarcia się zawodników Pogoni pod pole karne „Górali”. Jednym z najaktywniejszych graczy gospodarzy w pierwszej połowie spotkania był Pietruszka. Po stronie gości bez zarzutu w defensywie spisywał się m.in. Dariusz Pietrasiak, który w 36. minucie przerwał groźną akcję Lewandowskiego z Andradiną. Po licznych ofensywnych akcjach „Portowców” bramka padła dopiero w 39. minucie po stałym fragmencie gry. Rzut rożny wykonywany przez Ediego Andradinę trafił po błędzie Richarda Zajaca pod nogi Adama Frączczaka, który ze spokojem wpakował piłkę do pustej bramki Podbeskidzia.
Druga odsłona pojedynku to spadek tempa gry obu ekip. Pogoń w dalszym ciągu prowadziła, jednak liczba stwarzanych sytuacji nie była tak obfita jak w pierwszej połowie meczu. Atrakcyjny spektakl przerodził się w masę zmarnowanych dośrodkowań oraz niecelnych strzałów z dystansu. Kluczem Podbeskidzia do odrobienia strat były stałe fragmenty gry, jednak ich rozgrywanie nie przynosiło oczekiwanych korzyści. Jedynym momentem godnym odnotowania w drugiej części spotkania była bramka Adriana Budki na 2:0. W 70. minucie Japończyk Akahoshi wrzucił piłkę w pole karne na niepilnowanego Budkę, który nieczystym plasowanym strzałem pokonał Richarda Zajaca. Dalsza część pojedynku opierała się na nieskutecznych próbach odrobienia strat przez Podbeskidzie oraz licznych przekombinowanych kontrach gospodarzy.